Krzywa Phillipsa to w oryginalnej postaci zależność między bezrobociem a inflacją: niskiemu bezrobociu towarzyszy wysoka inflacja. Dzieje się tak, bo w okresach dobrej koniunktury sytuacja na rynku pracy skłania pracowników do żądania podwyżek, a to przekłada się na wzrost cen. Najpopularniejsza współcześnie wersja tej zależności nosi nazwę nowokeynesistowskiej krzywej Phillipsa. Zgodnie z nią dzisiejsza inflacja zależy od oczekiwanego jutrzejszego wzrostu cen i od obecnej luki popytowej (różnicy między faktycznym a potencjalnym poziomem PKB).
Krzywa Phillipsa to w oryginalnej postaci zależność między bezrobociem a inflacją: niskiemu bezrobociu towarzyszy wysoka inflacja. Dzieje się tak, bo w okresach dobrej koniunktury sytuacja na rynku pracy skłania pracowników do żądania podwyżek, a to przekłada się na wzrost cen. Najpopularniejsza współcześnie wersja tej zależności nosi nazwę nowokeynesistowskiej krzywej Phillipsa. Zgodnie z nią dzisiejsza inflacja zależy od oczekiwanego jutrzejszego wzrostu cen i od obecnej luki popytowej (różnicy między faktycznym a potencjalnym poziomem PKB).
Jako argument za lub przeciwko istnieniu strukturalnej relacji między luką popytową a inflacją pokazuje się często wykres zaobserwowanego wzrostu cen i jakiejś miary stopnia wykorzystania możliwości produkcyjnych gospodarki. Czasami, zwłaszcza gdy patrzymy na lata 50. czy 60. XX w., chmura punktów układa się w klasyczną krzywą Phillipsa. To właśnie ta silna korelacja zaobserwowana w tym okresie sprawiła, że na stałe krzywa zagościła w wyobraźni części ekonomistów i bankierów centralnych. Niekiedy jednak nie widać żadnej korelacji, a w niektórych okresach można wręcz dostrzec, że wysokiej inflacji towarzyszy wysokie bezrobocie. Na przykład w ostatnich latach inflacja była stabilna i niska niezależnie od tempa wzrostu PKB. Czy oznacza to, że strukturalna zależność między wzrostem cen a luką popytową zniknęła albo ma wręcz niewiele wspólnego z rzeczywistością?
Michael McLeay i Silvana Tenreyro (Bank Anglii) w artykule z 2019 r. pokazują, że wnioskowanie o istnieniu tej zależności przyczynowo-skutkowej na podstawie korelacji inflacji i jakiejś miary luki popytowej wymaga szczególnej ostrożności. Wyobraźmy sobie świat z krzywą Phillipsa, w którym bank centralny jest świadomy tego, że może stymulować gospodarkę kosztem wyższej inflacji. W przypadku szoków podażowych pojawia się klasyczny dylemat: pozwolić na recesję czy dopuścić do szybszego tempa wzrostu cen? Gdy bank centralny ma za cel stabilizację sytuacji i walkę z odchyleniami luki popytowej, to optymalna polityka polega na „opieraniu się wiatrowi”. W obliczu negatywnego szoku podażowego prowadzi to do wyższej inflacji i ujemnej luki popytowej. Korelacja między nimi staje się ujemna i krzywa Phillipsa znika w danych. Nie oznacza to jednak, że przestała działać, przeciwnie – po prostu bank centralny umiejętnie wykorzystał tę zależność do optymalnej stabilizacji gospodarki.
Szoki popytowe pozwoliłyby zauważyć krzywą Phillipsa, gdyż by nas po niej przesuwały, ale optymalna polityka pieniężna je zawsze w pełni neutralizuje. Niewiele się to różni od wnioskowania na temat istnienia krzywej podaży na konkurencyjnym rynku na podstawie korelacji między zaobserwowanymi cenami i ilościami. Jeśli krzywa popytu nie zmienia położenia, a ceny i ilości zmieniają się w czasie jedynie przez przesunięcia krzywej podaży, to chmura punktów ułoży się w kształt odpowiadający krzywej popytu.
Szanse na zaobserwowanie dodatniej korelacji między inflacją a luką popytową stają się zatem tym większe, im gorzej bank centralny radzi sobie ze stabilizacją gospodarki. Może tak się dziać, bo władze monetarne mają do dyspozycji jedynie niedoskonałe oszacowania luki popytowej lub jeśli z jakiegoś powodu nie neutralizują szoków popytowych. Przykładem tej ostatniej sytuacji jest unia monetarna UE: jej członkowie nie mogą prowadzić niezależnej polityki pieniężnej, a wspólny bank centralny nie jest w stanie jednocześnie odpowiadać na lokalne szoki uderzające w poszczególnych członków strefy.
McLeay i Tenreyro demonstrują znaczenie tego spostrzeżenia w odniesieniu do 28 obszarów metropolitarnych w Stanach Zjednoczonych między 1990 r. a 2017 r. To czas, w którym w USA trudno dostrzec krzywą Phillipsa na poziomie całego kraju. Oszacowania luki popytowej na poziomie obszarów metropolitarnych są niedostępne, więc McLeay i Tenreyro analizują korelację między stopą bezrobocia a zmianą wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych w danej metropolii. Ich miara inflacji ma dodatkową zaletę, bo nie uwzględnia cen żywności i energii, które w dużej mierze determinowane są przez czynniki podażowe. Znaczenie oczekiwań inflacyjnych w kształtowaniu zależności między obecną inflacją a luką popytową jest obecnie dużo lepiej zrozumiane, niż kiedy krzywa Phillipsa została pierwszy raz zaobserwowana w danych w latach 50. Dlatego, by wyizolować zależność między obecną inflacją a obecną stopą bezrobocia, McLeay i Tenreyro używają też danych ankietowych o oczekiwanej stopie wzrostu cen.
Korelacja między inflacją a bezrobociem na poziomie obszarów metropolitarnych okazuje się ujemna i statystycznie istotna. Sugeruje to, że zależność strukturalna, którą nazywamy krzywą Phillipsa, nie zniknęła, ale została po prostu zamaskowana przez umiejętną politykę pieniężną.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Reklama
Reklama
Reklama