Zaplanowane na przyszły tydzień nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy PGNiG postawi kropkę nad i w największym przejęciu w historii krajowej gospodarki

Przejęcie Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa przez Orlen to jeden z końcowych kroków w budowie multienergetycznego koncernu zdolnego sfinansować transformację energetyczną. Ale poczynania kontrolowanej przez państwo spółki z niepokojem obserwować będą odbiorcy produktów coraz potężniejszego monopolisty. Powodów do radości nie mają też akcjonariusze mniejszościowi.

Państwowa własność

Akcjonariusze PGNiG dostaną w zamian za majątek swojej firmy akcje PKN Orlen o wartości 30 mld zł. W ten sposób lider krajowego rynku gazu dołączy do grupy kapitałowej, w której w 2020 r. znalazła się Energa, a latem dołączył do niej Lotos. Dominującym udziałowcem firmy pozostanie Skarb Państwa, w którego rękach bezpośrednio znajdzie się 49,9 proc. akcji połączonych spółek. Można też przypuszczać, że tak samo głosować będą podmioty, na których działanie politycy mają bezpośredni wpływ - PERN, PZU, PKO BP. W ich rękach będzie kolejne kilka procent akcji.
- Ryzyka związane są z obecnością Skarbu Państwa w podmiotach tego rodzaju. Państwo traktuje je jako swoją 100-proc. własność. Odbywa się to kosztem mniejszościowych udziałowców, co obserwujemy na giełdzie. Istotne jest jednak to, by państwo nie występowało jako stronniczy regulator, faworyzujący swoje spółki. Państwo, m.in. poprzez legislację, faworyzuje swoje podmioty, np. w sektorze OZE. Istotna jest tu zatem liberalizacja, dopuszczenie konkurencji - mówi prezes instytutu WiseEuropa Maciej Bukowski. Określa on obie firmy mianem „faktycznych monopolistów”. Zwraca jednak uwagę, że coraz silniejsza obecność państwa na rynku energetycznym to obecnie trend europejski.
- Przejęcie grupy PGNiG ogranicza konkurencję na rynku dostaw gazu do odbiorców końcowych. Orlen jako jeden z największych odbiorców może stać się beneficjentem niższych kosztów dostaw z własnych źródeł wydobywczych PGNiG. W naszej ocenie spadnie konkurencyjność - mówi prezes Energy Solution Artur Sarosiek.
Taki scenariusz może być groźny m.in. dla producentów nawozów, jak tarnowskie Azoty. Zużywająca ok. 4 mld m sześc. gazu rocznie spółka kupowała surowiec w PGNiG. Teraz dostawcą będzie Orlen, który w grupie kapitałowej ma konkurujący z Azotami Anwil. Wydając zgodę na transakcję, UOKiK nie określił żadnych warunków dotyczących cen, po jakich Orlen będzie kupował gaz w transakcjach wewnątrzgrupowych.
- Wszyscy funkcjonują na zasadach rynkowych, a jeśli jakiś podmiot będzie traktowany preferencyjnie, to pewnie po jakimś czasie UOKiK zajmie się takim procederem. Potencjalne preferencje Anwilu oznaczają „straty” dla PGNiG, czyli brak „zysku” w skali całej grupy - mówi analityk Ipopemy Tomasz Kasowicz. Jego zdaniem Orlenowi nie będzie zależało na osłabieniu i przejęciu Azotów.

Więcej inwestycji

Łączące się firmy mają najlepsze wyniki finansowe w historii. W ciągu ostatnich czterech kwartałów miały łącznie 300 mld zł przychodów i 21 mld zł zysku. W I półroczu 2022 r. na Orlen i PGNiG przypadło ok. 25 proc. zysków wypracowanych przez wszystkie firmy notowane na GPW. Niemal 0,25 bln zł aktywów przy 30 mld zł łącznych zobowiązań to liczby dające szerokie pole do inwestycji. Argument o konieczności stworzenia odpowiednio dużego podmiotu, żeby ten był w stanie sfinansować zieloną transformację krajowej energetyki, był jednym z głównych przytaczanych przez prezesa Orlenu Daniela Obajtka dla uzasadnienia transakcji.
- W mojej opinii fuzja jest szansą na punkt zwrotny dla dekarbonizacji krajowego sektora ropy i gazu. Należy pamiętać, że PGNiG, podobnie zresztą jak Lotos, nie miał dotychczas żadnego planu na obniżenie emisyjności swojego biznesu. Natomiast Orlen opublikował dwa lata temu zalążek zielonej strategii, którą teraz aktualizuje. Orlen musi w niej jednak uwzględnić cały przejmowany biznes gazowy PGNiG oraz, wzorem zachodnich koncernów, odpowiedzieć na pytanie, jak planuje zredukować emisyjność sprzedawanych paliw - mówi Wojciech Kukuła z Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.
Podstawowe dane finansowe PKN Orlen i PGNiG / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
- Siła finansowa, w tym zdolność do zaciągania zobowiązań w ujęciu nominalnym znacząco wzrośnie po połączeniu - dodaje Tomasz Kasowicz. Zwraca jednak uwagę, że w scenariuszu spowolnienia gospodarczego i spadku marż i cen węglowodorów sytuacja finansowa PKN może ulec pogorszeniu.

Dywidenda nie wzrośnie

Zdaniem jednego z analityków branżowych, pragnącego zachować anonimowość, połączenie zmniejszy kwotę kapitału dostępnego w bankach dla nowej firmy.
- Banki mają limity, do których mogą udzielać kredytów poszczególnym firmom. Bez połączenia każda z firm miałaby limit X. Suma limitów wynosiłaby zatem 2X. W przypadku połączenia pozostaje X - uzasadnia.
Inwestorzy mniejszościowi PKN i PGNiG korzyści z połączenia obydwu firm zapewne nie odczują. Analitycy zgodnie twierdzą, że nie uda się w zauważalny sposób obniżyć kosztów w obszarach, gdzie spółki działają razem, bo jest ich bardzo niewiele. Przyszłe wyniki finansowe będą więc z grubsza sumą wyników obydwu firm. Jednocześnie, biorąc pod uwagę planowane inwestycje i tendencję do ograniczenia dywidend państwowych spółek za czasów PiS, akcjonariuszom trudno jest liczyć na wzrost wypłat z zysku. Choć potencjał obydwu firm jest bardzo duży - prócz dobrych bieżących wyników mają w bilansach odłożone ponad 100 mld zł niepodzielonych zysków z lat poprzednich.
- Nie spodziewałbym się decyzji o wypłacie niepodzielonych zysków. Pamiętajmy, że te podmioty łączą się po to, żeby finansować transformację energetyczną, co oznacza spore inwestycje w przyszłości. Myślę, że po połączeniu PKN mógłby wypłacać roczną dywidendę rzędu 1,5-2 mld zł - mówi Tomasz Kasowicz. ©℗
opinie
Są pozytywy, ale są również zagrożenia
Aleksander Śniegocki prezes Instytutu Reform / Materiały prasowe
Przewagami nowego Orlenu będą większy potencjał inwestycyjny oraz umiędzynarodowienie, co ułatwi transformację energetyczną. Po fuzjach to na Orlenie będzie spoczywała odpowiedzialność za skuteczne dostosowanie sektora paliwowo-gazowego w Polsce do wymogów neutralności klimatycznej. Kluczowe będzie wypracowanie nowej, spójnej strategii spółki, która powinna określić rolę Orlenu w transformacji: czy spółka będzie stawiać na szeroką dywersyfikację działalności, czy też wybierze specjalizację w tych obszarach, gdzie duże firmy paliwowe mogą mieć przewagi konkurencyjne, np. zapewnienie podaży zeroemisyjnych paliw czy rozwój technologii CCUS, czyli wychwytu, transportu, utylizacji i składowania dwutlenku węgla.
Te segmenty rynku będą niezbędne dla dekarbonizacji całej gospodarki, jednocześnie jednak będą one bardziej wymagające niż inwestycje w energię ze słońca czy wiatru na lądzie, czy elektromobilność.
Konsolidacja sektora tworzy też istotne ryzyko podporządkowania tempa i zakresu transformacji energetycznej w kolejnych dekadach gotowości Orlenu do zmian, podobnie jak to ma dziś miejsce ze spółkami energetycznymi opartymi na węglu. Kolejne rządy powinny unikać pokusy opóźniania dekarbonizacji w celu osłony koncernu multienergetycznego. Jak pokazują ostatnie problemy z węglem, takie podejście przekłada się ostatecznie na wyższe koszty dla konsumentów i osłabienie konkurencyjności osłanianych firm. ©℗
ss
Doprowadzamy do gigantycznej koncentracji ryzyka
Marek Kossowski prezes PGNiG w latach 2003-2005, w latach 2001-2003 wiceminister gospodarki / Materiały prasowe
Połączenie PGNiG i Orlenu jest bardzo złe i bardzo ryzykowne. Rynek dostaw gazu w Polsce jest zmonopolizowany przez PGNiG i w związku z tym fuzja z Orlenem obarczy cały rynek gazu ryzykiem funkcjonowania grupy Orlen. Dlatego Polska Spółka Gazownictwa (spółka PGNiG dostarczająca gaz do wszystkich w Polsce) nie powinna w żadnym wypadku być łączona z Orlenem. Doprowadzamy do gigantycznej koncentracji ryzyka. Po fuzji, za wszelkie ewentualne porażki Orlenu zapłaci 8 mln klientów PGNiG, a skutki poniesie co najmniej kilkanaście milionów obywateli. Pamiętajmy, że Orlen w dalszym ciągu w znacznej części zaopatruje się w ropę w Rosji, którą sprowadza rurociągiem Przyjaźń (sic!). Budowanie takiej struktury w takich warunkach jest igraniem z ogniem.
W obecnej sytuacji w Europie, m.in. na rynku gazu i ropy, szansą na bezpieczeństwo w zakresie dostaw gazu do końcowych odbiorców jest raczej rozproszenie sieci dostaw na mniejsze podmioty. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem byłoby połączenie firm mających sieci dystrybucji gazu ziemnego z wydzielonymi sieciami niskich i średnich napięć dostarczających energię do końcowych klientów. Zresztą te sieci też nie powinny być w posiadaniu wielkich korporacji, które są właścicielami elektrowni. Sieci dystrybucji powinny być neutralnym rynkiem klientów, a nie dostawców, i dawać możliwości konkurowania cenami ofert dostaw gazu i energii elektrycznej. ©℗
ss