Wzrost cen przestaje pomagać finansom publicznym. W przyszłorocznym budżecie zwiększenie wydatków wymuszone przez inflację to od 70 mld zł do ponad 100 mld zł.

W tym roku inflacja sprzyja budżetowi, napędzając dochody. W przyszłym roku zadziała inny efekt: będziemy mieli do czynienia z gwałtownym przyśpieszeniem w wydatkach. Projekt ustawy budżetowej na 2023 r. zakłada ich wzrost o 147 mld zł, czyli o 28 proc. w porównaniu z planem na 2022 r. W poprzednich latach wydatki rosły na ogół w kilkuprocentowym tempie. Znaczna część tego wzrostu to konsekwencja wysokiej inflacji.

Budżet - trzy duże pozycje wydatkowe

Widać to w kilku grupach wydatków. Przykład: waloryzacja rent i emerytur. W kolejnym roku ma ona być rekordowo wysoka i wynieść 13,7 proc. W tym roku ten wskaźnik wyniósł 7 proc. To oznacza, że podobnie wzrośnie kwota, jaką Zakład Ubezpieczeń Społecznych musi wydać na podwyżki świadczeń. Zamiast niespełna 20 mld zł, ten wydatek zbliży się do 40 mld zł. Jak wynika z projektu budżetu, dotacja do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych ma wzrosnąć z 44 mld do 63 mld zł.
Do tego dochodzi koszt podwyżek w budżetówce. W tym roku wynagrodzenia wzrosły o 4,4 proc. W projekcie budżetu na 2023 r. założono 7,8 proc. Jest jednak jasne, że to dopiero początek rozmów ze stroną społeczną. Należy się spodziewać, że wskaźnik będzie zbliżony do planowanej na 9,7 proc. inflacji. W projekcie budżetu zapisano, że wynagrodzenia w państwowych jednostkach rosną o kwotę 5,4 mld zł. Ale to nie koniec, bo presja płacowa jest w całej budżetówce: wśród nauczycieli, w służbie zdrowia itd. Jak wynika ze statystyk Eurostatu, wynagrodzenia w całym sektorze finansów publicznych wynoszą nawet 300 mld zł. Każdy punkt procentowy podwyżki to ok. 3 mld zł.
Kolejna duża pozycja wydatkowa to koszty obsługi długu. To pośredni efekt wysokiej inflacji. Przekłada się ona na wzrost stóp procentowych i spadek wyceny (wyższą rentowność) polskiego długu. Zaplanowano łącznie na ten cel 66 mld zł. To o 153,8 proc. (40 mld zł) więcej, niż zaplanowano na ten rok.
Te trzy pozycje to już ok. 70 mld zł. Podobną kwotę podał podczas panelu DGP w Karpaczu Jakub Sawulski, wicedyrektor departamentu polityki makroekonomicznej MF. – Chciałbym stonować informacje, że to Ministerstwo Finansów najbardziej zyskuje na inflacji. Faktycznie, nominalne dochody rosną szybko. Ale powinniśmy patrzeć na relację tych dochodów do PKB – zastrzegał.

Projekt budżetu to nie wszystko

To jednak nie koniec wzrostu wydatków związanego ze wzrostem cen. W budżecie nie zapisano np. przedłużenia tarczy antyinflacyjnej. Pod znakiem zapytania jest także to, czy w przyszłym roku będzie powtórka dodatków na opał, czy pokrycie kosztów ograniczenia wzrostu taryf na prąd i gaz.
Koszt tarczy antyinflacyjnej w tym roku to ok. 30 mld zł. W kolejnym roku, zdaniem Ludwika Koteckiego, członka Rady Polityki Pieniężnej, ta pozycja skoczy do 40–50 mld zł.
Podobne koszty mogą za sobą pociągnąć ewentualne rekompensaty rządu za ograniczenie taryf na energię i gaz. Jak wynika z informacji DGP, na jednym z ostatnich posiedzeń rządu minister klimatu Anna Moskwa powiedziała, że przy obecnych cenach 50-proc. ograniczenie wzrostu taryf kosztowałoby budżet 50 mld zł (podobny pomysł limitów cenowych w Czechach ma kosztować równowartość 5 mld euro).
– To, że w projekcie budżetu nie ma tarczy, to może być przypadek, ale może też świadczyć o problemach z konstruowaniem budżetu i finansowaniem deficytu – ocenia Ludwik Kotecki. Dodaje, że także założenie realnego wzrostu PKB w 2023 r. na poziomie 1,7 proc. wygląda na bardzo optymistyczne.
Teoretycznie w budżecie są pewne zakładki. Łukasz Czernicki, główny ekonomista resortu finansów, zauważył w ubiegłotygodniowym wywiadzie dla DGP, że zwykle w całym sektorze finansów publicznych oszczędności wynoszą 1–1,5 proc. PKB. Do tego może dojść ok. 1 proc. oszczędności w wydatkach na obronę. Rosną one w przyszłym roku do ponad 3 proc. PKB, ale nie wiadomo, czy uda się dokonać wszystkich planowanych zakupów.
W sumie dawałoby to ponad 60 mld zł zapasu. Faktycznie byłby on mniejszy, bo minister finansów musi sobie zostawić margines bezpieczeństwa, aby nie złamać ustawy, przekraczając wydatki.

Kres budżetowego eldorado

Taka sytuacja budżetowa może mieć konsekwencje polityczne. Powinna powściągnąć zapędy opcji rządzącej do dawania „prezentów wyborczych”. Poprzednie kampanie Prawo i Sprawiedliwość wygrywało, obiecując i wdrażając nowe wydatki, jak poszerzenie programu 500 plus, obniżkę podatków czy 13. i 14. emeryturę. W budżecie na 2023 r. margines będzie dużo węższy, choć minister pracy Marlena Maląg już zapowiada wprowadzenie 14. emerytury na stałe (w tym roku kosztowała finanse publiczne 11 mld zł).
– Jeśli w 2024 r. inflacja będzie coraz mniejsza, to nie zobaczymy już tak szybko rosnących dochodów, a wydatki będą rosły nadal. Budżet stanie się procykliczny. Deficyt będzie musiał być dużo większy – podkreśla Ludwik Kotecki. ©℗
Budżet stanie się procykliczny, a deficyt pójdzie w górę