Notowania WIG20, najważniejszego polskiego indeksu akcji, są na najniższym poziomie od końca 2020 r. i brakuje sygnałów, które zwiastowałyby poprawę

Końcówka sierpnia na giełdach nie należy do udanych. Już w piątek na rynkach widoczna była przecena, szczególnie w USA, gdzie po wypowiedzi Jerome’a Powella, szefa amerykańskiego banku centralnego, indeksy spadły o ponad 3 proc. Powell podkreślił determinację do okiełzania inflacji kosztem wzrostu bezrobocia i wolniejszego tempa wzrostu gospodarczego. Negatywne nastroje przeniosły się do Europy, gdzie w poniedziałek niemiecki DAX czy francuski CAC 40 traciły po ok. 1,5 proc. Jednak jeszcze gorzej wygląda sytuacja na warszawskim parkiecie. Notowania WIG20 spadały nawet o ponad 3 proc., schodząc do 1552 pkt, czyli poziomu niewidzianego od początku listopada 2020 r.
Michał Krajczewski, kierownik zespołu doradztwa inwestycyjnego w BM BNP Paribas, mówi, że na krajowy rynek oddziałują m.in. czynniki globalne - narastające obawy inwestorów o spowalniające tempo wzrostu gospodarczego na świecie. Na rynki akcji negatywnie wpływają też oczekiwania na dalsze podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych oraz Europie. Ponadto wojna między Rosją a Ukrainą poprzez wyższe ceny surowców wpływa na utrzymanie się wysokiej dynamiki inflacji i przyspieszenie tempa podwyżek stóp. Te czynniki będą wpływać na dalsze rewizje w dół prognoz tempa wzrostu gospodarczego. Efektem może być zatem spadek zysków spółek w nadchodzących kwartałach.
Od początku roku WIG20 stracił już o ok. 30 proc. i jest jednym z najgorszych indeksów na świecie. Spośród 20 spółek, które wchodzą w jego skład, tylko akcje dwóch zdrożały w tym roku - JSW o niecałe 47 proc., a Dino o blisko 2 proc. Niektóre spółki staniały nawet o połowę.
Zmiana notowań spółek z WIG20 od początku roku / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
- Relatywna słabość krajowego rynku akcji spowodowana jest też odpływami kapitału zagranicznego z rynków Europy Środkowo-Wschodniej z powodu ryzyka geopolitycznego, rosnącej inflacji oraz obaw przed bardziej jastrzębią polityką amerykańskiego Fed. Krajowe spółki mogą być także pod większą presją (względem światowych podmiotów) strony kosztowej i wyższych stóp procentowych w Polsce niż na świecie. Dla spółek WIG20 istotny jest także czynnik ryzyka politycznego i regulacyjnego w postaci m.in. wakacji kredytowych albo regulacji cen paliw i energii - mówi Michał Krajczewski.
Na niechęć zagranicznych inwestorów do inwestowania w polskie spółki wskazuje także Kamil Cisowski, dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego DI Xelion, który mówi, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy warszawska giełda, już wcześniej dość słaba na tle świata, zaczęła wyglądać wręcz tragicznie.
- W jakimś stopniu pewnie wciąż jest to wynik wojny w Ukrainie, być może już nie tyle z powodu percepcji Polski jako kraju przyfrontowego, ale raczej w związku z faktem, że wraz z usunięciem Rosji z międzynarodowych indeksów region Europy Środkowo-Wschodniej w dużej mierze przestaje istnieć dla inwestorów zagranicznych. Polska oczywiście dalej funkcjonuje w ramach szerszych indeksów, głównie tych dla EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka), ale jej znaczenie jest tam marginalne - mówi Cisowski. Dodaje, że na to nakłada się radykalny wzrost ryzyk regulacyjnych czy rosnące przekonanie o utracie pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy.
- W kontekście ostatniego pogorszenia otoczenia zewnętrznego spodziewamy się kontynuacji spadków, na razie nie widzimy żadnych sygnałów poprawy. Ewentualna zmiana trendu może być możliwa raczej w końcówce roku, wcześniej raczej wyłącznie przy silnych wzrostach w USA i w mniejszej niż tam skali - komentuje Kamil Cisowski.
Marcin Kiepas, analityk Tickmill, uważa, że spadek WIG20 poniżej 1600 pkt może otwierać drogę do dalszych - nawet do 1450 pkt. - Niestety najbliższa przyszłość dla warszawskich indeksów nie rysuje się najlepiej. Obserwowana od miesięcy słabość rynku akcji, w połączeniu z widmem recesji w rodzimej gospodarce, każe wypatrywać jesienią nowych dołków, wyraźnie poniżej tych ostatnich. GPW będzie dalej radziła sobie gorzej niż inne giełdowe parkiety. I trudno prognozować, kiedy ten okres relatywnej słabości się skończy. Być może takim punktem zwrotnym będzie koniec wojny w Ukrainie. Spadek ryzyka inwestycyjnego, niskie wyceny spółek i perspektywa zarobku nie tylko na wzroście cen akcji i dywidendach, ale jeszcze na umocnieniu złotego, mogłyby skusić duże fundusze zagraniczne i wywołać mocną falę wzrostów. Podobną do tej widocznej po zakończeniu pandemii - mówi Kiepas.
Patrząc na historię, odrabianie strat przez WIG20 i tak może zająć wiele miesięcy. Po wybuchu pandemii w marcu 2020 r. indeks dopiero w połowie 2021 r. przekroczył przedpandemiczne poziomy. Z kolei upadek banku Lehman Brothers i kryzys finansowy z 2008 r. spowodowały, że WIG20 spadł poniżej 3000 pkt i od tego czasu nie udało mu się wyjść nad tę barierę.
Strach inwestorów widać nie tylko na rynku akcji, ale też walut. Od początku roku złoty osłabił się względem dolara o 18 proc., a wobec franka szwajcarskiego o 11 proc. Problemy ma także euro, które wobec amerykańskiej waluty staniało o 12 proc. i niektórzy zakładają dalsze spadki. Spekulanci zajęli tzw. krótkie pozycje - które pozwalają im zarabiać, kiedy kurs euro spada - o wielkości niewidzianej od marca 2020 r. ©℗