Recesja może być dobrym momentem do szukania okazji na giełdach. Wśród walut nieźle radzi sobie korona czeska. Za to złoto nie błyszczy.

Prognozy ekonomistów mówią, że czeka nas spowolnienie największych gospodarek świata, a w niektórych przypadkach nawet recesja. W tej sytuacji wiele aktywów na rynkach finansowych może być pod presją. Jak zatem uchronić swój kapitał? Jak przyznaje Tomasz Bursa, zarządzający i wiceprezes OPTI TFI, paradoksalnie można powiedzieć, że czas recesji może być najlepszym okresem na zakup akcji, gdyż inwestorzy dyskontują w cenach nadchodzące zdarzenia.
- Oczywiście nie mamy pewności co do głębokości globalnej recesji, ale obecnie rynki raczej zakładają łagodne spowolnienie w warunkach wyższej inflacji bez dużego przełożenia na rynek pracy. W takim otoczeniu i przy założeniu, że wzrost stóp procentowych zmierza ku końcowi, można zwiększać zaangażowanie w akcje, tym bardziej że wysoka inflacja zwiększa ryzyko inwestycji w obligacje skarbowe - mówi Bursa.
Jego zdaniem w trudnych warunkach lepiej inwestować na rynkach rozwiniętych w akcje spółek o silnych fundamentach finansowych, które mają możliwości do przenoszenia inflacji na klientów. Dobrym rozwiązaniem mogą się również okazać akcje spółek dywidendowych, które oprócz wzrostu biznesu przynoszą bieżący dochód. W kontekście branżowym warto zwrócić uwagę na spółki dóbr konsumpcyjnych, zdywersyfikowane spółki surowcowe oraz bardziej strategicznie na przedsiębiorstwa działające w obszarze transformacji energetycznej.
- Po silnej przecenie interesująco mogą również wyglądać niektóre spółki z obszaru technologicznego, ale tutaj bardziej szukałbym okazji wśród największych przedsiębiorstw (FAANG), które mają globalną ekspozycję i niską konkurencję. Na obecnym etapie lepiej unikać rynków wschodzących ze względu na rosnące ryzyko polityczne oraz zmniejszanie płynności przez Fed - mówi wiceprezes OPTI TFI.
Schronienia można szukać także na rynku walutowym. Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl, przyznaje, że jako waluty na czasy dekoniunktury i zawirowań na globalnych rynkach finansowych tradycyjnie wymieniano franka, dolara i jena. Minionych kilkanaście miesięcy to rozpad tego tercetu. O ile dolar i frank wyraźnie zyskiwały, o tyle jen pozostał daleko z tyłu walutowej stawki.
- Przede wszystkim w gronie głównych banków centralnych Bank Japonii ustawił się daleko na końcu kolejki do podwyżek stóp. Podniesiono je już w każdej innej głównej gospodarce, a zacieśnianie polityki monetarnej w Japonii nie jest nawet mglistą perspektywą. Sprawia to, że jen w ostatnim roku mocno tracił na wartości. Punktem zwrotnym i początkiem odrabiania strat przez tę walutę może stać się moment, gdy inwestorzy zaczną mocniej koncentrować się na groźbie głębokiej recesji i perspektywie obniżek stóp procentowych w USA - mówi Sawicki.
Jak wskazuje analityk Cinkciarz.pl, kolejną walutą jest frank, który od lat tym mocniej przyciąga kapitał, im w poważniejszych opałach jest strefa euro. Pandemia koronawirusa, napaść Rosji na Ukrainę i niepewność, czy Europie starczy tej zimy gazu - podsycają popyt na CHF. Do atutów szwajcarskiej waluty można zacząć dodawać czynnik, który zawsze był postrzegany jako jej pięta achillesowa - politykę pieniężną. Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) podniósł stopy przed EBC i radykalnie zmienił nastawienie do siły waluty. Co więcej, SNB był uważany za naśladowcę ruchów EBC, a na najbliższym posiedzeniu tego drugiego spodziewany jest ruch w górę o 0,5 pkt proc. i może być on skopiowany przez Szwajcarów. Rośnie prawdopodobieństwo kolejnych podwyżek i nie można wykluczyć także nadzwyczajnego ruchu pomiędzy planowanymi posiedzeniami.
To stawia franka w unikalnym położeniu na tle euro, a zwłaszcza dolara, bowiem oczekiwania dotyczące docelowego poziomu stóp Fedu zaczęły się już obniżać wraz z oczekiwanym pogorszeniem sytuacji makroekonomicznej. - A to sprawia, że - w połączeniu z zagrożeniami, przed którymi stoi Stary Kontynent - frank, który już w czerwcu stał się więcej wart niż euro, powinien pozostawać mocny. Z kolei powszechny pogląd rynkowy, że szwajcarska waluta z czasem stopniowo będzie słabnąć, odszedł do lamusa - mówi Sawicki.
Dodaje, że poszukiwać bezpiecznych przystani nie trzeba daleko. W naszym regionie taki status osiągnęła korona czeska. W kilkanaście miesięcy od interwencji NBP osłabiających złotego z grudnia 2020 r., zyskała kilkanaście procent w relacji do polskiej waluty. Jest jednocześnie znacznie mniej zmienna i odporna na zawirowania na światowych rynkach.
W ostatnich miesiącach Czeski Bank Narodowy mocno podwyższał stopy procentowe, czym zapracował na miano najbardziej jastrzębiego wśród gospodarek wschodzących. Ponadto Czesi stabilizują kurs swojej waluty na wysokim pułapie. - W tym celu każdego miesiąca wydają nawet kilka miliardów euro na interwencje walutowe. Amunicji nie zabraknie, gdyż poziom rezerw przekroczył w tym roku 160 mld euro. W relacji do wielkości gospodarki wynosi ok. 50 proc., co na tym polu stawia Czechy w ścisłej światowej czołówce. W momentach napięć i turbulencji aktywnie wspierana przez bank centralny korona będzie stabilniejsza i odporniejsza niż złoty, a zwłaszcza fundamentalnie najsłabszy w regionie forint - przyznaje analityk Cinkciarz.pl.
Wśród bezpiecznych przystani na czas rynkowych zawirowań często wymienia się także złoto. Jednak kruszec ten zdaniem analityków Goldman Sachs może zdrożeć tylko nieznacznie. Wcześniej bank prognozował, że cena złota może wzrosnąć do 2500 dol. za uncję, jednak obecnie spodziewa się 1900 dol. Teraz uncja kosztuje mniej niż 1900 dol.
„Okazało się bowiem, że strach przed recesją w USA nie jest dla rynku aż tak kluczowym, jak sądzono, czynnikiem, silnie zwiększającym popyt inwestycyjny na złoto” - podał Goldman Sachs. ©℗
ikona lupy />
NOTOWANIA AKTYWÓW OD POCZĄTKU 2020 R. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe