Światowe ceny surowców wyhamowały, RPP zwalnia tempo podwyżek, ale ekonomiści spodziewają się, że koszt pieniądza we wrześniu jeszcze pójdzie w górę, prawdopodobnie o 0,5 pkt proc.
Światowe ceny surowców wyhamowały, RPP zwalnia tempo podwyżek, ale ekonomiści spodziewają się, że koszt pieniądza we wrześniu jeszcze pójdzie w górę, prawdopodobnie o 0,5 pkt proc.
Jutro Narodowy Bank Polski ogłosi projekcję inflacyjną, ale już z informacji, które pojawiły się w uzasadnieniu zeszłotygodniowej decyzji Rady Polityki Pieniężnej o podwyżce stóp oraz w wypowiedziach Adama Glapińskiego, prezesa banku centralnego, wynika, że nie mamy co liczyć na szybkie pożegnanie z wysokimi cenami i wysokim oprocentowaniem kredytów. Choć szef NBP mówi o zbliżaniu się końca cyklu zaostrzania polityki pieniężnej, to zastrzega, że jeżeli będzie taka potrzeba, stopy nadal będą podwyższane. W ocenie analityków NBP inflacja wróci w okolice celu banku centralnego w 2024 r.
Ankietowani przez nas eksperci spodziewają się kolejnych podwyżek stóp już we wrześniu (na pierwszym po wakacyjnej przerwie posiedzeniu RPP). O 50 pkt bazowych jako najbardziej prawdopodobnym scenariuszu mówią ekonomiści z Credit Agricole, Pekao oraz PKO BP. Nie wyklucza tego także Piotr Bielski z Santander Bank Polska. Bank już wcześniej zakładał, że docelowy poziom podwyżek to 7 proc. i może on zostać osiągnięty we wrześniu jedną podwyżką o 0,5 pkt proc. lub - co jest mniej prawdopodobne - w dwóch ruchach po 0,25 pkt proc. na wrześniowym i październikowym posiedzeniu RPP. - Zatrzymanie podwyżek na poziomie 7 proc. może się udać, ale nie musi. Bo choć zgadzamy się z prezesem NBP, że pik inflacji może wystąpić w wakacje, to są ryzyka, że np. podwyżki cen taryf energii spowodują jego przesunięcie na wrzesień czy październik - tłumaczy Bielski. Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu, spodziewa się kolejnej podwyżki we wrześniu, w wysokości 50 lub 25 pkt bazowych.
Wyższe stopy to jeszcze większe raty kredytów. - Relacja kosztów obsługi zadłużenie kredytowego gospodarstw domowych do ich dochodu do dyspozycji wzrosła już do rekordowo wysokiego poziomu, wyższego niż w poprzednich epizodach podwyżek stóp - mówi Piotr Bujak, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych PKO Banku Polskiego. Jego zdaniem część kredytobiorców może mieć coraz większą trudność ze spłatą, ale zwraca też uwagę, że w ostatnich latach znacząco wzrosły oszczędności i wciąż w tempie dwucyfrowym, rosną dochody. - Zdolność do absorpcji zwiększonych kosztów obsługi zadłużenia jest relatywnie duża i będzie się zwiększać ze względu na wzrost dochodów - mówi Piotr Bujak. Nie spodziewa się istotnego pogorszenia jakości portfela kredytów, w szczególności że mogą wejść w życie takie rozwiązania jak wakacje kredytowe, a dla klientów, którzy mają największe problemy, dostępny jest Fundusz Wsparcia Kredytobiorców.
Czwartkowa podwyżka stóp procentowych o 50 pkt bazowych jest mniejsza, niż spodziewali się analitycy. Decyzja Rady Polityki Pieniężnej to efekt szukania kompromisu pomiędzy koniecznością tłumienia zagrożeń inflacyjnych a wzrastającymi obawami o koniunkturę. - Wydaje się, że bank centralny brał pod uwagę skalę i tempo dokonanych wcześniej podwyżek stóp oraz fakt, że działają one z dużym opóźnieniem i efekty nie zdążyły się jeszcze ujawnić - twierdzi Piotr Bujak. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego dane makroekonomiczne w coraz większym stopniu sugerują globalną recesję.
Spadek cen kluczowych surowców w porównaniu ze szczytem z 2022 r. - według Piotra Bujaka - możemy traktować jako efekt obaw uczestników rynku o to, że globalnej gospodarce grozi wpadnięcie w kryzys. Częściowo jest to też naturalne odreagowanie bardzo silnego wzrostu cen surowców w reakcji na wybuch wojny w Ukrainie.
Zdaniem Jana Zygmuntowskiego, wykładowcy Akademii Leona Koźmińskiego i współprzewodniczącego Polskiej Sieci Ekonomii, spadki cen surowców są tylko w umiarkowanym stopniu efektem obaw o koniunkturę gospodarczą. Uważa on, że ważniejsze są takie czynniki, jak zmniejszanie się skali spekulacji inflacyjnej, działającej na zasadzie „dalej będzie drożeć, więc kupię dziś”. Poza tym według ekonomisty, na wzrost cen surowców miał wpływ szok, jakim była wojna ekonomiczna z Rosją, i teraz raczej można mówić o powrocie notowań do normalności. - Moim zdaniem możemy spodziewać się, że surowce będą tanieć jeszcze przez lato - mówi ekonomista z Polskiej Sieci Ekonomii.
- Jeżeli obniżone w ostatnim czasie ceny surowców i materiałów utrzymają się lub spadną i okaże się to trwałe, możemy oczekiwać, że będzie to działać w kierunku spadku inflacji na świecie i w Polsce. Z naszego punktu widzenia kluczowe wydaje się zachowanie cen surowców rolnych i światowych cen żywności, w Polsce mamy bowiem relatywnie wysoki udział żywności w koszyku konsumpcyjnym - wskazuje Piotr Bujak. Według ekonomisty inflacja w Polsce zależy w nawet 60 proc. od czynników zewnętrznych, takich jak ceny żywności, energii oraz ropy i paliw. Pozostałe 40 proc. to czynniki wewnętrzne, przede wszystkim popyt krajowy, w tym w dużym stopniu popyt konsumpcyjny, wspierany przez dobrą sytuację na rynku pracy i wzrost płac.
Eksperci podkreślają znaczenie ryzyka kursowego. Niskie notowania złotego mogą bowiem zniwelować korzyści z przeceny surowców na światowych rynkach. Piotr Bujak uważa, że stopy procentowe w Polsce nie mają obecnie kluczowego wpływu na kurs złotego. - Wysokość stóp mogłaby mieć istotny wpływ na kurs w przypadku znacznych, wręcz skrajnych zmian. Kluczowa jest zmiana apetytu na ryzyko na globalnych rynkach, obawy o problemy europejskiej gospodarki w kwestii dostępu do surowców energetycznych jesienią i zimą, czy też inne niż stopy lokalne czynniki - podkreśla ekonomista PKO BP.
Pod koniec ubiegłego tygodnia złoty bił rekordy słabości. Za dolara trzeba było płacić nawet ponad 4,76 zł - najwięcej w historii, euro przejściowo kosztowało ponad 4,80 zł, a frank prawie 4,87 zł.
Stabilności złotego, który i tak musi sobie radzić z piętnem waluty kraju przyfrontowego, z pewnością nie służy polityczna rozgrywka wokół stanowiska prezesa banku centralnego. Od kilku dni słychać ze strony opozycji zapowiedzi odwołania Adama Glapińskiego natychmiast po wygranych przez nią wyborach parlamentarnych.
Szef NBP ostro odniósł się przed weekendem do tych zapowiedzi i złożył zaskakujące oświadczenie. Mówił o ogromnej presji „jednego z naszych sąsiadów” na wprowadzenie w Polsce euro, w czym miało pomóc niedopuszczenie go do pełnienia przez drugą kadencję funkcji prezesa NBP. Podkreślił, że nie będzie w Polsce euro, dopóki będzie zajmował to stanowisko. Dodał, że przyjęcie wspólnej waulty oznaczałoby, że Niemcy budowaliby europejskie państwo, co zagrażałoby naszej niepodległości oraz suwerenności. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama