- Inflacja zawsze jest zmartwieniem z uwagi na jej negatywny wpływ na gospodarkę. Mamy świadomość, że w pewnym momencie walka z inflacją doprowadzi do pewnego spowolnienia gospodarczego - to są negatywne aspekty, których chcielibyśmy uniknąć - zauważa Magdalena Rzeczkowska, minister finansów.

Prezes PiS mówił ostatnio, że Donald Tusk nie ma guzika od walki z inflacją, a ten rząd z nią walczy. Czy to znaczy, że ten guzik jest u pani?
Główny guzik jest w NBP. Natomiast minister finansów równoważy w swoich decyzjach zwalczanie inflacji polityką fiskalną z bezpieczeństwem społecznym. Z jednej strony zacieśnia politykę fiskalną i przygląda się każdej złotówce, a z drugiej - poszukuje środków, np. by chronić najbardziej wrażliwą część społeczeństwa przed skutkami rosnących cen, czy na pomoc uchodźcom.
Jeszcze jesienią z rządu wpłynęły skargi, że Rada Polityki Pieniężnej nie podnosi stóp procentowych. Teraz to Rada może powiedzieć: podnosimy, i to radykalnie, a mamy poluzowanie fiskalne po stronie rządu, np. 14. emeryturę. Czyli bank centralny zakręca główny kurek, a rząd odkręca swój mniejszy.
Rząd walczy z inflacją dostępnymi narzędziami, ale musimy znajdować złoty środek, by nie zostawić obywateli bez osłony. Stąd takie rozwiązania jak tarcza antyinflacyjna, wakacje kredytowe, dopłaty do nawozów czy 14. emerytura.
Czy są szykowane jakieś nowe instrumenty?
Zastanawiamy się nad przedłużeniem tarczy antyinflacyjnej, ale na razie decyzje nie zapadły. Analizujemy, w jakim kształcie może to mieć miejsce.
Czy obniżki VAT i akcyzy, w ramach tarczy, na poszczególne towary mogą być przedłużane na różne okresy? A może podwyżka stawek będzie stopniowa lub stawki docelowe będą inne, nie wrócą do maksymalnego pułapu?
Będziemy podchodzić do tej kwestii elastycznie. Zmieniły się regulacje unijne związane z przyjętą reformą stawek VAT. Analizujemy możliwości, jakie daje nam zmieniona dyrektywa, i zastanawiamy się nad kierunkami zmian. Sytuacja jest monitorowana, wszystkie opcje leżą na stole, ale dziś na szczegóły za wcześnie.
To może dotyczyć kosztów opału?
Pewne rozwiązania dotyczące opału, głównie węgla, np. wprowadzenie regulacji cen, są przygotowane. Takie zadanie zostało postawione, my pełnimy funkcję pomocniczą, główną pełni resort klimatu. Trwają prace i analizy, jak to może wyglądać.
W grę wchodzą jakieś deputaty, zwiększenie dodatków energetycznych itp.?
Za wcześnie jeszcze, by o tym mówić, prace się dopiero rozpoczęły.
Czy dawanie możliwości skorzystania z wakacji kredytowych także osobom o wysokich dochodach nie osłabia tego miksu polityki pieniężnej i fiskalnej, o którym pani mówiła?
Nie ma progów dochodowych, ale są pewne ograniczenia. Rozwiązanie dotyczy kredytów złotowych, na własne potrzeby mieszkaniowe i jednego kredytu. To są warunki brzegowe. Zresztą wakacje kredytowe to nie anulowanie spłat, a jedynie przesunięcie ich w czasie. Czy wszyscy z tego skorzystają? Ja bym się zastanawiała na ich miejscu: czy nie lepiej zobowiązania regulować, jeśli mnie stać. Projekt ustawy może się jednak jeszcze zmienić.
Wysoka inflacja dla ministra finansów to kłopot czy także ratunek?
Inflacja zawsze jest zmartwieniem z uwagi na jej negatywny wpływ na gospodarkę. Mamy świadomość, że w pewnym momencie walka z inflacją doprowadzi do pewnego spowolnienia gospodarczego - to są negatywne aspekty, których chcielibyśmy uniknąć. Na pewno minister finansów nie cieszy się z rosnących cen. Dzięki temu ma wyższe wpływy do budżetu, co faktycznie zmniejsza deficyt, ale głównie w pierwszym roku wysokiej inflacji. W kolejnych latach inflacja przekłada się na słabszy wzrost i wyższe wydatki państwa - na przykład waloryzację emerytur i rent. Celem jest więc ograniczanie inflacji tak, by nie osłabić za bardzo wzrostu.
A co to oznacza w praktyce?
Chodzi o to, by nie doprowadzić do recesji, nawet gdyby przejściowo pojawiła się recesja techniczna. Po pandemii gospodarka bardzo mocno odbiła, pierwszy kwartał to wzrost na poziomie 8,5 proc. mimo wojny. Na ten rok szacowaliśmy wzrost na 3,7 proc., ale już widzimy, że może być powyżej 4 proc. Niemniej po szybkim początku czeka nas wolniejsze tempo wzrostu w kolejnych miesiącach. Dlatego bardzo ważne są inwestycje, które będą stymulować wzrost PKB. Bez Krajowego Planu Odbudowy takim głównym stymulatorem byłyby wydatki obronne, ale teraz po odblokowaniu KPO wpływ tych pieniędzy, a także środków z rządowego Programu Inwestycji Strategicznych dla samorządów, będzie znaczący. Priorytetem jest pobudzenie inwestycji publicznych, bo mamy świadomość, że pobudzaniu prywatnych nie sprzyjają okoliczności zewnętrzne takie jak wojna.
Czyli zasadniczym celem polityki gospodarczej rządu jest uniknięcie recesji w przyszłym roku?
Będziemy się starać, żeby tak było.
KE zaakceptowała KPO, jakie efekty uruchomienia programu są najważniejsze z pani punktu widzenia?
To 160 mld zł do 2026 r. W tym roku spodziewamy się, że do Polski napłynie do 12 mld zł, w kolejnym już około 30 mld zł , a w dwóch ostatnich po 40-50 mld zł rocznie. Jeśli chodzi o wpływ na PKB, to podwyższy dynamikę wzrostu o 0,1 pkt proc. w tym roku, w przyszłym o 0,6 pkt proc., a w kolejnych latach mamy nadzieję, że nawet o 1 pkt proc.
A jakie będę skutki dla inflacji wlania takiej masy pieniądza do gospodarki?
Nie będą duże. Szacujemy je w przyszłym roku na 0,4 pkt proc. Jednocześnie napływ euro będzie działał antyinflacyjnie, bo wzmacniając walutę, osłabi negatywne tendencje wynikające ze wzrostu cen paliw i gazu. A to surowce, które importujemy i które są jednym z głównych stymulatorów inflacji.
W KPO pani resort ma zaplanowaną reformę budżetową i zmiany w regule wydatkowej, która w uproszczeniu limituje wydatki budżetowe.
Zmiany reguły już zostały dokonane i poszerzony został katalog instytucji objętych o fundusze celowe. Natomiast jeśli chodzi o budżet, to razem z MFW pracujemy nad zmianą klasyfikacji - budżet ma być podzielony na osobne fragmenty, określające m.in. realizowane zadanie i źródło finansowania. Założenia zmiany klasyfikacji zostały opublikowane, teraz trwają konsultacje.
Jaka jest sytuacja budżetowa? Rozumiem, że z powodu wysokiej inflacji nie ma powodu do narzekania?
W kwietniu mieliśmy nieco ponad 9 mld zł nadwyżki. Mieliśmy dobre wyniki we wszystkich głównych kategoriach podatkowych, uwzględniając oczywiście tarczę antyinflacyjną. Dane za maj poznamy w najbliższych dniach.
Mamy mieć w tym roku nowelizację budżetu, będziecie szykować też budżet na 2023 r. Czego można się spodziewać? Czy będzie 14. emerytura na stałe, a może waloryzacja 500 plus czy dwukrotna waloryzacja emerytur w ciągu roku?
Nie ma takich planów i o tym nie rozmawiamy.
To wspomniane zacieśnienie fiskalne?
Na pewno nie będą zlikwidowane dotychczasowe programy społeczne, natomiast nie rozmawiamy o wprowadzeniu rozwiązań, o które pan pyta. Oprócz dobrej sytuacji na rynku pracy, te istniejące programy to dodatkowe zabezpieczenie ekonomiczne Polaków.
Ale już widać presję, która pewnie zwiększy się jesienią, ze strony emerytów czy budżetówki?
Presja i oczekiwania będą zawsze. Będziemy rozmawiać w ramach Rady Dialogu Społecznego, ale musimy pamiętać o równoważeniu działań: z jednej strony polityka fiskalna, jej zacieśnienie i walka z inflacją, z drugiej pewne bezpieczeństwo społeczne. Na żadną stronę tej szali nie możemy przechylić.
Sporym zarzutem pod adresem tego rządu jest brak przejrzystości finansów. Same dane budżetowe w zasadzie już niewiele mówią, jeśli nie ocenia się stanu finansów według metodologii unijnej.
W ramach wskaźników unijnych wszelkie wydatki są ujęte, więc nie ma żadnych tajnych wydatków. A co do funduszy celowych - które są już też w regule wydatkowej - to one także są uregulowane ustawowo i wiadomo, kto za co odpowiada.
Tylko że w klasycznym modelu gros wydatków publicznych jest kontrolowanych w taki czy inny sposób przez Sejm, a obecnie rozrasta się „Polska funduszowa”, poza Sejmem, z główną rolą graną przez dysponentów, czyli głównie premiera.
Te wszystkie rozwiązania - np. finansowanie przez Polski Fundusz Rozwoju tarczy antycovidowej - były wprowadzane w związku z sytuacjami nadzwyczajnymi. Liczyła się szybkość podejmowania decyzji, ratowanie gospodarki i miejsc pracy. Wszystkie te rozwiązania są regulowane prawem, a dane finansowe widać i we wskaźnikach długu i deficytu. Tu nie ma nic pod stołem.
Jak pani patrzy na kumulację różnych wydatków, w tym kolejne zapowiedzi zakupów zbrojeniowych, gdy jednocześnie rozsądek podpowiada zacieśnienie fiskalne z powodu inflacji. Nie boli panią głowa, skąd na to wziąć pieniądze?
Rolą szefa Ministerstwa Finansów jest poszukiwanie równowagi. To zadanie niełatwe, ale też nikt nie obiecał, że będzie inaczej. Mierzymy się z tym wyzwaniem, bo gra idzie też o koszty, po jakich się finansujemy.
A wysokie rentowności polskich obligacji nie pokazują, że może być kłopot ze zdobyciem finansowania dla budżetu?
Nie ma problemu ze sprzedażą polskiego długu. Pokazują to zarówno wyniki przetargów na rynku krajowym, jak i ostatnia emisja na rynku zagranicznym. Na nasze obligacje w euro popyt był dwukrotnie wyższy od podaży, która wyniosła 2 mld euro. Będziemy się szykować do kolejnych emisji. Zaczęliśmy emisje obligacji oszczędnościowych, kierowanych do inwestorów indywidualnych, opartych na stopie referencyjnej NBP i popyt na nie jest bardzo duży.
Jaka jest poduszka płynnościowa?
Sytuacja płynnościowa budżetu jest komfortowa. Na koniec maja br. stan wolnych środków w dyspozycji MF przekraczał poziom 108 mld zł.
Mateusz Morawiecki jeszcze jako szef MF zapowiadał zmniejszenie udziału długuz zagranicy denominowanego w walutach obcych. Czy to się teraz nie zmieni?
Na pewno otwieramy się na emisję długu w walutach obcych jako uzupełniające źródło finansowania, ale celem nie jest drastyczna zmiana struktury naszego zadłużenia. MF w ramach stosowanej strategii zarządzania długiem dysponuje obecnie istotną przestrzenią na wykorzystywanie finansowania ze źródeł zagranicznych.
Deficyt nie będzie problemem?
On wynika z tych wyzwań, z którymi musimy się zmierzyć, czyli pomocy dla uchodźców i wzrostu wydatków obronnych. Ale w kolejnych latach zarówno deficyt, jak i dług w relacji do PKB ma spadać. Mam nadzieję, że z roku na rok tych niestandardowych wydatków będzie mniej. Choć oczywiście dziś trudno powiedzieć, co się stanie za dwa miesiące.
Jakie ma pani plany do końca kadencji?
Najbliższe to wejście w życie naszej reformy „Niskie podatki”.
„Niskie podatki” czy Polski Ład?
„Niskie podatki”. Tu jesteśmy na finiszu, do zmian odniesie się jeszcze Senat, ale celujemy, aby weszły w życie od 1 lipca. Szykujemy akcję informacyjną.
Jesteście po słowie z prezydentem? Macie pewność, że szybko podpisze ustawę?
Jesteśmy w stałym kontakcie z Kancelarią Prezydenta. Rozwiązania ustawowe są znane prezydentowi. Są korzystne dla podatników, więc myślę, że prezydent podpisze ustawę. Mamy mniej czasu na akcję informacyjną, bo Senat wykorzystał cały dopuszczalny termin na przyjrzenie się ustawie. Natomiast te przepisy zostały bardzo dobrze skonsultowane z interesariuszami, z płatnikami, księgowymi, dostawcami oprogramowania.
Czyli powtórki falstartu z Polskim Ładem z początku roku nie będzie?
Nie. To zdecydowana obniżka stawki PIT z 17 proc. do 12 proc., a samo rozwiązanie niweluje wcześniejszą nieprzewidywalność ulgi dla kasy średniej. Korzystne efekty zobaczymy, jeśli nie w lipcu, to na pewno w skali roku.
Do końca kadencji mogą nas czekać inne zmiany, np. oskładkowanie umów zleceń?
Nad tym nie pracujemy. Kolejnych rewolucji podatkowych nie planujemy. Natomiast pracujemy jeszcze nad zmianami w CIT. Tu pojawił się podatek minimalny, poza tym sporo przepisów CIT budzi wątpliwości interpretacyjne. Chcemy wyjść z propozycją korekty, ale za wcześnie, by o tym mówić, chcemy zacząć proces zmian od szerokich konsultacji. Jeśli chodzi o VAT, szykujemy kolejny pakiet uproszczeń SLIM VAT.
Teraz centrum polityki gospodarczej jest w KPRM, tymczasem w poprzednich rządach polityczna pozycja ministrów finansów w rządzie była bardzo silna.
Ja mam pozycję merytoryczną - w MF spędziłam ponad 20 lat, w tym dwa ostatnie jako szef Krajowej Administracji Skarbowej. Nie jestem ministrem, który wszedł do nowego resortu i przez pół roku musi się go uczyć. Znam ten resort bardzo dobrze, znam ludzi, myślę, że mają do mnie zaufanie, darzymy się wzajemnie szacunkiem. Pracownicy wiedzą, że choć nie należę do osób, które podnoszą głos, czy wywierają ciśnienie, to pracuję metodycznie i jestem wymagająca. To oznacza stabilność i dobre warunki do eksperckiej pracy w MF. To szczególnie ważne w tych trudnych czasach. ©℗
Rozmawiał Grzegorz Osiecki