Prace nad projektem ustawy mają się toczyć błyskawicznie. Konsultacje potrwają do 13 maja, a następnie 17 maja miałby zostać przyjęty przez rząd.

Nawet osiem miesięcy w ciągu dwóch lat bez rat, zwiększenie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, zmiany w liczeniu oprocentowania kredytów i wyższe odsetki od depozytów – rząd przedstawił szczegóły rozwiązań dotyczących pomocy dla spłacających złotowe kredyty mieszkaniowe. Cały pakiet wyceniany jest na 5 mld zł. Koszty mają ponieść głównie banki.

Rządowe propozycje składają się z trzech filarów, o których pisaliśmy już na łamach DGP. Wczoraj poznaliśmy szczegóły tych rozwiązań. Pierwszy to wakacje kredytowe, zgodnie z którymi po cztery razy w roku 2022 oraz w 2023 r. ratę kredytową będzie można przesunąć do spłaty bez dodatkowych kosztów.

Według rządzących dla rodziny płacącej dziś 2,4 tys. zł raty kredytu oznaczać to będzie zmniejszenie obciążeń o łącznie 19,2 tys. zł w tym i przyszłym roku.

Drugi filar to Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Ma być zwiększony z 600 mln do 2 mld zł. Podobną kwotą ma dysponować w przyszłym. Zrzucą się na to banki. Zasady funkcjonowania funduszu się nie zmienią, choć rząd zapowiada udrożnienie kanałów ubiegania się o wsparcie z niego. Minister finansów Magdalena Rzeczkowska przypomniała wczoraj, że dofinansowanie będzie można dostać, gdy przynajmniej jeden z kredytobiorców straci pracę albo gdy w rodzinie miesięczne koszty obsługi kredytu mieszkaniowego przekraczają 50 proc. miesięcznych dochodów.

Trzeci filar to zmiana wskaźnika WIBOR, którego wysoki poziom przekłada się na wysokość rat. Ma go zastąpić korzystniejsze rozwiązanie wypracowane przez banki lub wskaźnik liczony przez NBP.

– Chcemy przeprowadzić szybko działania, które mają pomóc Polakom w spłacie kredytów hipotecznych – zapowiedział premier Mateusz Morawiecki. Projekt został wczoraj rozesłany do konsultacji. – Kilka stron przepisów, a dużo korzyści dla obywateli i Polaków – tak reklamowała go minister finansów Magdalena Rzeczkowska. Organizacje, które mają zaopiniować projekt, mówią, że jest na to za mało czasu.
Banki na razie zapoznają się z projektem. – Po to mamy instrumentarium w postaci funduszu i ustawy o wsparciu kredytobiorców, aby przychodzić z pomocą osobom, które mogą mieć takie kłopoty i spełniają warunki ustawowe. Jeśli będzie potrzeba zasilenia funduszu, to są do tego odpowiednie instrumenty podnoszące składki banków – komentuje pomysły Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.
Projektodawcy szacują, że łączny koszt dla sektora bankowego w 2022 r. może wynieść ok. 8,9 mld zł. Prawie połowa tej kwoty (ok. 4 mld zł) to potencjalny koszt wakacji kredytowych, a to i tak przy założeniu, że z pomocy skorzysta połowa uprawnionych. „Każde 100 tys. wniosków kredytobiorców to ok. 0,4 mld zł (za 4 miesiące/rok wakacji kredytowych przy założeniu średniej raty odsetkowej w wysokości 1 tys. zł/miesiąc)” – wynika z oceny skutków regulacji. Kredytobiorców hipotecznych, posiadających kredyty złotówkowe, szacuje się na ok. 2 mln. Oprócz tego koszty dla sektora bankowego to 1,4 mld zł wpłat na Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. A także 3,5 mld zł na system ochrony instytucjonalnej dla banków komercyjnych, wprowadzony właśnie ustawą o zmianie ustawy o listach zastawnych i bankach hipotecznych.
Z punktu widzenia banków istotną zmianą będzie także zapowiedziane wycofanie się ze stawki WIBOR, która zostanie zastąpiona nową. – Jeśli sektor bankowy jej nie wypracuje, będzie to stawka overnight POLONIA, liczona przez NBP, która jest korzystniejsza nawet o 0,4 pkt proc. To da roczne oszczędności rzędu 1 mld zł, których koszt poniosą banki – stwierdził Morawiecki. Prace nad nową stawką trwają przy GPW Benchmark we współpracy z KNF. Bankowcy podkreślają, że musi ona być zgodna z regulacjami europejskimi. – To kwestia wiarygodności i stabilności systemu finansowego. Nowy wskaźnik musi być też przetestowany, jak się zachowuje w przypadku wzrostu i spadku stóp procentowych. Dopiero po takich testach może być procedura akceptacyjna i wdrożenie wskaźnika – podkreśla Pietraszkiewicz.
W ciągu kilku dni rząd ma też wyjść z planem, który ma zmotywować banki do zaoferowania Polakom bardziej atrakcyjnych warunków oprocentowania lokat. – Niedopuszczalne jest zachowanie instytucji finansowych, które z powodu podnoszenia stóp procentowych przez bank centralny notują bardzo wysokie zyski i są niezdolne do podzielenia się tymi korzyściami z obywatelem – stwierdził wczoraj Morawiecki.
Jak słyszymy, nie chodzi o jakieś nowe przepisy, lecz o skuteczną „perswazję”. – Banki muszą otrzymać impuls do tego, by podwyższyć oprocentowanie depozytów – mówi nam osoba z otoczenia szefa rządu. – Mamy wykres dotyczący spreadu między wysokością stopy kredytowej dla kredytów detalicznych w stosunku do oprocentowania lokat. I on jest najwyższy od 2008 r. – dodaje. Jak słyszymy, na razie banki stawiają opór. – Od czterech tygodni młotkujemy banki z udziałem Skarbu Państwa i nie jest łatwo. Mamy nadzieję, że wkrótce uda się ten opór przełamać – przyznaje rozmówca DGP.
– Banki są znacząco nadpłynne, relacja kredytów do depozytów ma się jak 70 do 100. Trudno więc wymagać, by w takich warunkach oferowały dobre warunki dla depozytów – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz ze Związku Banków Polskich. Niemniej jednak jego zdaniem można wspólnie z rządem i NBP pracować nad innymi instrumentami, które zwiążą część płynnych środków tak, by się nie pojawiały na rynku. – Takie instrumenty są. W ostatnich miesiącach banki sukcesywnie oferują lepsze warunki deponowania środków – przekonuje prezes związku.
Sam rząd coraz częściej musi mierzyć się z zarzutem, że walka z inflacją jest niespójna. Krytycy zwracają uwagę, że z jednej strony Rada Polityki Pieniężnej, podnosząc stopy procentowe, dąży do ograniczenia ilości pieniądza na rynku, a z drugiej strony rząd swoimi działaniami, takimi jak zapowiedziana obniżka PIT z 17 do 12 proc., tych pieniędzy dosypuje. – Rzeczywiście są zarzuty, że działamy proinflacyjnie, ale jakoś to przeżyjemy, bo jeśli nie zareagujemy teraz, to trzeba będzie ponieść znacznie wyższe koszty za pół roku. Najgorszym elementem byłby wzrost bezrobocia – przekonuje osoba z rządu. Także premier Morawiecki mówił, że obecnie w ramach polityki gospodarczej trzeba grać na wielu instrumentach. – Nasza polityka z jednej strony stara się ograniczyć oczekiwania inflacyjne i pole do wzrostu cen, z drugiej – osłonić Polaków od jej skutków i doprowadzić do wzrostu inwestycji, by przełożył się na wzrost gospodarczy w kolejnych okresach – mówił premier.