Adam Glapiński przewiduje, że w lipcu będzie szczyt inflacji, ale następna „górka” czeka nas na początku przyszłego roku.

– Cykl zacieśniania warunków kredytowych trwa na całego – zadeklarował Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego. Piątkowa konferencja była dla niego pierwszą okazją do wypowiedzi po czwartkowym posiedzeniu, na którym Rada Polityki Pieniężnej podniosła główną stopę NBP z 4,5 proc. do 5,25 proc. I ostatnią przed zaplanowanym na ten tydzień posiedzeniem Sejmu, na którym ma być głosowany wniosek prezydenta Andrzeja Dudy o powołanie Glapińskiego na drugą kadencję na stanowisku szefa banku centralnego.
Glapiński nie ukrywał, że przed nami dalsze podwyżki stóp. Ale wynajdywał też argumenty, które miały uspokoić kredytobiorców, których raty w niektórych przypadkach są już dwukrotnie wyższe niż u progu jesieni 2021 r., przed startem cyklu zacieśniania polityki pieniężnej. – Już połowę tej drogi cierniowej pewnie przeszliśmy – mówił szef banku centralnego. Wskazywał, że w perspektywie końca 2023 r. lub początku 2024 r. można się spodziewać początku obniżek stóp.
– W przyszłości, oby jak najszybciej, nadejdzie czas obniżania stóp procentowych, ale na razie priorytetem jest obniżanie inflacji. Ci, co wzięli kredyty na kilkadziesiąt czy kilkanaście lat, muszą pamiętać, że stopy będą obniżane, jak inflacja zacznie się obniżać – deklarował Glapiński. Według niego warunki do zakończenia cyklu podwyżek stóp pojawią się wówczas, gdy będą „dwa, trzy korzystne odczyty” inflacji, wskazujące, że przestała ona przyśpieszać.
W kwietniu ceny płacone przez konsumentów były średnio o 12,3 proc. wyższe niż rok wcześniej. Dane okazały się wyższe od oczekiwań analityków. Zdaniem Glapińskiego szczyt inflacji odnotujemy w czerwcu, lipcu, a kolejna „górka” będzie miała miejsce na początku przyszłego roku. Prezes NBP podkreślał, że wzrost inflacji to efekt działania czynników zewnętrznych, m.in. wzrostu cen żywności i surowców w wyniku agresji Rosji na Ukrainę.
Chociaż kwietniowa inflacja okazała się wyższa od prognoz, to czwartkowa podwyżka stóp była mniejsza, niż się spodziewano. Glapiński wyjaśniał, że RPP rozważała różne opcje. Uznano, że podniesienie stóp o pełny punkt procentowy, jak miesiąc wcześniej, byłoby niewłaściwe, bo wtedy to była reakcja na nagły wzrost inflacji (w marcu znalazła się ona na poziomie dwucyfrowym), a podwyżka o 0,5 pkt proc. sugerowałaby, że zbliżamy się do końca cyklu zacieśniania polityki pieniężnej.
Szef NBP podkreślał, że dokonywane obecnie podwyżki stóp nie wpływają na bieżące wskaźniki inflacji, mają natomiast na celu zapobieżenie utrwaleniu się oczekiwań na wzrost cen. Długo odpierał pojawiające się w dyskusji publicznej argumenty, że RPP zbyt późno zaczęła cykl podwyżek stóp.
– Dopiero w październiku ub.r. sytuacja decyzyjna się zmieniła. Mówiłem wielokrotnie, że ważne, by gospodarka ruszyła, żeby nie zdmuchnąć płomienia rozwoju, żeby nie było masowego bezrobocia, a z drugiej strony, że muszą być przesłanki, by mówić, że inflacja jest trwała. Obecne dane stuprocentowo potwierdzają, że działaliśmy właściwie – podkreślał szef banku centralnego. Podawał przykład Czech, gdzie podwyżki stóp zaczęły się kilka miesięcy wcześniej niż u nas, główna stopa procentowa wynosi teraz 5,75 proc., a według ostatnich dostępnych danych inflacja znalazła się na poziomie 12,7 proc.
– Rozumiem dramat rodzin. Raty radykalnie wzrosły, równocześnie wzrosły niesłychanie koszty utrzymania domu – przyznał Glapiński. Tłumaczył, że kredyty hipoteczne to dla banku centralnego najważniejszy kanał oddziaływania na popyt w gospodarce. Kredyty dla firm mają mniejsze znaczenie. Przedsiębiorstwa pokrywają inwestycje w przeważającej części ze środków własnych, ale jeśli korzystają z zewnętrznego finansowania, to jest to często leasing, a nie kredyt bankowy.
Prezes banku centralnego był pytany o działania rządu, które mają na celu złagodzenie dotkliwości podwyżek stóp. – Osłabia to antyinflacyjne działanie NBP. Ale z ludzkiego punktu widzenia my to akceptujemy. My wysuszamy jakiś obszar z pieniędzy, a rząd zarządza kroplówkę na jakieś obszary – tłumaczył Glapiński.
Mniejsza od przewidywań podwyżka stóp na majowym posiedzeniu RPP spowodowała osłabienie złotego. Kurs euro z 4,65 zł wzrósł w czwartek do 4,69 zł. W dniu konferencji prezesa NBP został przekroczony próg 4,7 zł.
Adam Glapiński już kilka miesięcy temu został zgłoszony jako kandydat na szefa banku centralnego w kolejnej kadencji. Wycofania tego wniosku chce od prezydenta Dudy opozycja. Do jego przegłosowania trzeba w Sejmie większości bezwzględnej. Prawo i Sprawiedliwość nie dysponuje wystarczającą liczbą głosów. – Jeżeli chodzi o kwestie związane z wyborem prezesa NBP, to nie mam wątpliwości, że jest większość w klubie parlamentarnym – deklarował przed weekendem rzecznik rządu Piotr Mueller.