Stara rynkowa zasada, że tzw. „tydzień po payrollach” (tj. tydzień po publikacji danych z rynku pracy USA) nie przynosi istotnych zmian na rynku finansowym, w listopadzie sumiennie się materializuje. Dopiero jutro dostaniemy wstępne odczyty PKB z Europy i równie ważne (jeśli nie ważniejsze) dane o sprzedaży detalicznej z USA, a do tego czasu musimy zadowalać się publikacjami lżejszego kalibru. W czwartek ze strefy euro napływają finalne odczyty październikowej inflacji HICP z poszczególnych gospodarek. Jak dotąd dane z Niemiec pozostały niezrewidowane, a wskaźniki z Francji wyszły o 0,1 pp wyżej. Zostały jeszcze dane dla Włoch i Hiszpanii. Moim zdaniem trudno tutaj szukać niespodzianek dla zachwiania kursem euro.
Po południu opublikowane będą dane o inflacji CPI oraz o saldzie rachunku bieżącego z Polski. Oczekujemy dalszego spadku cen w ujęciu rocznym w październiku, choć mniejszego niż konsensus (-0,3 proc. vs -0,4 proc.), gdyż nasi ekonomiści przewidują mniejszy ujemny wkład cen paliw. Wrześniowy deficyt na rachunku bieżącym szacujemy na poziomie 126 mln euro przy medianie rynkowej 456 mln euro. Ponieważ RPP skupia obecnie większą uwagę na koniunkturze gospodarczej niż presji inflacyjnej, dzisiejsze dane powinny być neutralne dla złotego. Na koniec został cotygodniowy raport o liczbie nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych z USA, gdzie wskazania na poziomie prognozy (280 tys.) będą przemawiać za stabilnością dolara.
Rynek pozostaje w sennym klimacie. W oczekiwaniu na dane z USA i przy stabilności rentowności obligacji skarbowych (10-latki pozostają stabilne ponad 2,30%) dolar amerykański na razie nie ma powodów, by zmieniać swoją wycenę. Euro czeka na wspomniane wcześniej dane o PKB, które mogą pchnąć ECB do działania. W rezultacie EUR/USD pozostaje w konsolidacji 1,24-1,25. USD/JPY jest dziś rano nieco wyżej (115,80) pchnięty przez spekulacje odnośnie przyspieszonych wyborów parlamentarnych w Japonii. To krótkoterminowy czynnik, który podtrzyma wzrostowy trend na parze, choć nie oczekiwałbym tempa podobnego, do tego z początku z przełomu miesiąca po decyzji BoJ. GBP/USD jest poniżej 1,58 z powodu gołębiego wydźwięku Kwartalnego Raportu o Inflacji Banku Anglii. Jednakże rzut oka na kształt krzywej stóp procentowych i widać, że rynkowa wyceną pierwszej podwyżki nie odsunęła się bardziej w czasie (listopad 2015 r.), więc przynajmniej od strony funta GBP/USD nie powinien dalej wyraźnie spadać. AUD/USD i NZD/USD mogły już zakończyć swoje korekcyjne wzrosty. Dla obu hamulcem mogą być opublikowane dziś dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej z Chin, które były słabsze od oczekiwań. Dodatkowo Australijczyk otrzymał cios w postaci komentarza z RBA, że bank centralny nie wyklucza interwencji na rynku walutowym. Mimo to sądzę, że sygnał do powrotu spadków na AUD/USD i NZD/USD może wyjść ze strony USD, oczywiście jeśli dane z USA pozwolą.