Ożywienie popytu i wysokie ceny ropy naftowej na razie pozwalają osiągać rekordowe wyniki. Koncerny naftowe muszą się jednak liczyć z kosztami transformacji energetycznej.
Ożywienie popytu i wysokie ceny ropy naftowej na razie pozwalają osiągać rekordowe wyniki. Koncerny naftowe muszą się jednak liczyć z kosztami transformacji energetycznej.
Miniony kwartał przyniósł największym firmom w branży poprawę wyników po okresie radykalnego zmniejszenia popytu w związku z lockdownami. Zyskują na wzroście zapotrzebowania na paliwa, ale i na drogiej ropie. Od początku roku podrożała ona na światowych rynkach o ok. 65 proc.
Nie dla wszystkich udany
Amerykański Chevron w III kw. przebił swoim zyskiem rekord sprzed ośmiu lat. Jego główny konkurent, ExxonMobil, miał najwyższy zysk na akcję (1,58 dol.) od 2014 r. Saudi Aramco miało najlepszy wynik od 2018 r. Był też lepszy o ok. 2 mld dol. niż oczekiwania analityków. Wynik BP również przerósł oczekiwania - firma analityczna Refinitiv spodziewała się, że będzie 200 mln dol. niższy.
W ten trend wpisują się również wyniki polskich koncernów. Zysk PKN Orlen wyniósł w III kw. 2,92 mld zł wobec prognoz na poziomie 2,34 mld zł i 0,7 mld zł rok wcześniej. Lotos wypracował 0,8 mld zł zysku wobec 0,25 mld zł rok wcześniej.
Nie oznacza to jednak, że wszyscy duzi gracze mogą zaliczyć miniony kwartał do udanych. Tak było z Shellem choć i tam w porównaniu z podobnym okresem ub.r. była poprawa. Przewidywano, że koncern osiągnie ok. 6 mld dol. zysku. Tak się jednak nie stało m.in. za sprawą huraganu Ida, który utrudnił wydobycie w Zatoce Meksykańskiej i kosztował firmę ok. 400 mln dol.
Trudny dla Shella może być również najbliższy czas. Spółka naraziła się bowiem holenderskiemu rządowi. W poniedziałek ogłosiła, że przenosi się do Wielkiej Brytanii, rezygnując tym samym z istniejącej dotychczas podwójnej lokalizacji. Inwestorzy z zadowoleniem przyjęli tę decyzję. Akcje firmy wzrosły o prawie 5 proc.
Do przedłużającego się sporu z holenderskim rządem o wysokie opodatkowanie dywidend, które zdaniem Shella zniechęca zagranicznych inwestorów, doszły też napięcia związane z polityką klimatyczną. Od kilku lat koncern sądzi się z holenderskimi organizacjami ekologicznymi w sprawie emisji CO2. Sąd w maju stanął po stronie aktywistów, orzekając, że działania na rzecz zrównoważonego rozwoju firmy są niewystarczające i do 2030 r. powinna ona zredukować swoje globalne emisje gazów cieplarnianych o 45 proc. w porównaniu z 2019 r. Według Reutersa holenderski państwowy fundusz emerytalny ABP zapowiedział, że usunie ze swojego portfela wszystkie aktywa z brudną energią - zmiany dotkną również paliwowego potentata.
Kwestie klimatyczne mają też wpływ na inne spółki Choć konkluzje zakończonego w weekend szczytu COP26 w Glasgow nie wymieniają ropy naftowej jako jednego z najbardziej emisyjnych paliw, tak jak zrobiono z węglem, to i tak firmy spotykają się z coraz mocniejszą presją związaną z ich negatywnym wpływem na środowisko.
W amerykańskiej Izbie Reprezentantów trwa dochodzenie w sprawie kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przez koncerny naftowe na temat globalnego ocieplenia. Jak oceniają kongresmeni, spółki przez lata mogły celowo negować ustalenia naukowców dotyczące wpływu paliw kopalnych na zmiany klimatu. Zeznający pod koniec października szefowie największych firm (ExxonMobil, Chevron, Shell oraz BP) zaprzeczali tym podejrzeniom. Organizacje ekologiczne twierdzą jednak, że spółki nie tylko finansowały kampanie broniące swoich biznesów, lecz także stosowały greenwashing: pozorowały działania i ogłaszały fikcyjne, nierealizowane zielone strategie.
Zapłacą klienci
- Choć w długiej perspektywie kolejne koszty związane z transformacją energetyczną spółek paliwowych mogą oznaczać słabsze wyniki branży naftowej, to w dużej części będą przenoszone na klientów końcowych, tak jak ma to miejsce obecnie. To może skutkować jeszcze droższymi paliwami - ocenia Rafał Zywert, analityk BM Reflex zajmujący się rynkiem paliw.
W krótkiej perspektywie firmy nadal będą miały okazję do poprawiania wyników. Jak prognozują specjaliści, w najbliższym czasie popyt na ropę nie powinien gwałtownie spaść, nawet mimo spowolnienia gospodarczego oraz rosnącej liczby zakażeń COVID-19.
Ceny paliw mogą obniżać interwencje rządów. Prezydent USA Joe Biden rozważa uwolnienie w tym celu części rezerw. Niewykluczone, że w obliczu rosnących cen również inne państwa będą chciały bardziej ingerować w rynek - np. poprzez wpływanie na marże koncernów.
- Uwolnienie rezerw strategicznych w USA powinno przynieść pewną obniżkę cen, ale trudno spodziewać się przełomu - rynek już to wkalkulował, o czym świadczy obecny lekki ich spadek. Mechanizm uwolnienia rezerw strategicznych oddziałuje w krótkim okresie bezpośrednio na podaż paliw, która jest jednym z czynników cenotwórczych, w odróżnieniu od planów sztucznego kontrolowania poziomu cen - mówi Zywert.
Takie tendencje również są już widoczne, choć na razie planują je pojedyncze rynki. - Na Węgrzech administracyjnie nałożono już trzymiesięczny górny limit, choć trudno ocenić jego efektywność w dłuższym okresie, tym bardziej że ceny ropy naftowej, produktów gotowych czy kursu dolara kształtowane są na rynkach finansowych - dodaje ekspert.
Polski rząd planuje wpływać na ceny paliw w ramach zapowiadanej tarczy antyinflacyjnej. - Czekamy na szczegóły rozwiązań mających doprowadzić do obniżek cen paliw na stacjach. Średnie marże detaliczne w Polsce spadły ponad 50 proc. i są już bardzo niskie - to ok. 20 gr na litrze. Faktycznie na ceny paliw mogłoby wpłynąć np. obniżenie VAT-u. Obniżka z 23 proc. do 19 proc. spowodowałaby spadek cen paliw w kraju o ok. 19 gr na litrze - szacuje Rafał Zywert.
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama