Kredyty będą droższe. W górę poszły akcje banków i kurs złotego. Analitycy są zdania, że w ciągu kilku kwartałów główna stopa NBP może dojść do 2 proc.
Chociaż ekonomiści i inwestorzy byli przekonani, że w najbliższym czasie Rada Polityki Pieniężnej rozpocznie proces podnoszenia stóp procentowych, to wczorajsza decyzja okazała się zaskoczeniem. RPP podniosła główną stopę banku centralnego z 0,1 do 0,5 proc. To od niej zależą stawki WIBOR, które są z kolei podstawą do wyliczania oprocentowania kredytów.
Analitycy zakładali, że bardziej prawdopodobnym terminem rozpoczęcia podwyżek stóp jest listopad. RPP dostanie wtedy nową projekcję inflacji i PKB przygotowywaną przez analityków banku centralnego.
– Proszę mi wierzyć: wiemy, jak zaostrzać politykę pieniężną i nie zawahamy się z tej wiedzy skorzystać – mówił we wtorek prezes NBP Adam Glapiński.
„W sytuacji prawdopodobnego dalszego ożywienia aktywności gospodarczej i korzystnej sytuacji na rynku pracy inflacja może utrzymać się na podwyższonym poziomie dłużej niż dotychczas oczekiwano. Powstałoby ryzyko utrwalenia się dynamiki cen w średnim okresie na poziomie wyższym od celu inflacyjnego” – napisano w komunikacie po posiedzeniu.
Według wstępnych szacunków Głównego Urzędu Statystycznego we wrześniu roczna inflacja doszła do 5,8 proc.
Na podwyżkę stóp natychmiast zareagował rynek walutowy. W stosunku do euro złoty umocnił się o ok. 1 proc. Kurs zbliżył się do 4,55 zł, najwyższego poziomu od połowy września. Na giełdzie zyskiwały akcje instytucji finansowych, które mają otwarte pole do zwiększenia marży odsetkowej – wzrost oprocentowania kredytów będzie większy i nastąpi szybciej niż podwyżki stawek depozytów. Indeks WIG-Banki poszedł w górę o 3,6 proc.
Poprzednia podwyżka stóp w Polsce miała miejsce wiosną 2012 r. Przed pandemią przez pięć lat główna stopa NBP wynosiła 1,5 proc.
Rada Polityki Pieniężnej podniosła na środowym posiedzeniu główne stopy procentowe. Najważniejsza z nich, która w trakcie kryzysu wywołanego przez pandemię wynosiła 0,1 proc., od dziś wynosi 0,5 proc.
„Inflacja w Polsce według szybkiego szacunku
GUS wzrosła we wrześniu br. do 5,8 proc. w ujęciu rok do roku, a w ujęciu miesięcznym wyniosła 0,6 proc. Podwyższona inflacja wynika w głównej mierze z oddziaływania czynników niezależnych od krajowej polityki pieniężnej, w tym wyższych niż przed rokiem cen surowców energetycznych i żywnościowych na rynkach światowych, wcześniejszych podwyżek cen energii elektrycznej i opłat za wywóz śmieci oraz globalnych zaburzeń w transporcie i funkcjonowaniu łańcuchów dostaw. Dodatnio na dynamikę cen oddziałuje także trwające ożywienie gospodarcze, w tym wzrost dochodów gospodarstw domowych” - napisała w komunikacie po posiedzeniu RPP.
Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego, do niedawna studził oczekiwania na podwyżki stóp procentowych. Wspierała go w tym część członków Rady Polityki Pieniężnej. Ale w RPP była również grupa opowiadająca się za podniesieniem kosztu pieniądza. Łukasz Hardt z Rady już kilka miesięcy temu proponował sygnalną podwyżkę stóp o 0,15 pkt proc. Na wrześniowym posiedzeniu Rady został złożony wniosek o podniesienie głównej stopy w jednym ruchu do 2 proc.
Pojawiają się jednak prognozy, że w ciągu kilku kwartałów główna stopa NBP może znaleźć się na takim poziomie.
- My zakładamy, że w 2023 r. 2 proc. jest możliwe. Nie ma wątpliwości, że realne stopy procentowe są za nisko. Tak byłoby nawet, gdyby inflacja powróciła do celu - mówi Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego. Celem NBP jest wzrost cen zbliżony do 2,5 proc.
Zdaniem ekonomisty drugim argumentem za prognozami znaczącego wzrostu kosztu pieniądza jest to, co dzieje się w innych krajach naszego regionu. - Rynek wycenia, że docelowo będą one powyżej 2 proc. U nas powinno być podobnie - uważa Kalisz.
Główna stopa na Węgrzech wynosi już 1,65 proc. W Rumunii we wtorek została podniesiona do 1,5 proc. Na tym samym poziomie jest od ubiegłego tygodnia w Czechach. Według ostatnich danych na Węgrzech inflacja wynosiła 4,9 proc., w Rumunii 5,25 proc., a za naszą południową granicą 4,1 proc.
- Do końca 2022 r. stopy procentowe wrócą na poziomy sprzed pandemii. Docelowy kształt polityki pieniężnej będzie jednak mocno uzależniony od sytuacji gospodarczej - problemy niedoborów na rynku energii sugerują możliwość wystąpienia zarówno wysokiej inflacji, jak i spowolnienia aktywności gospodarczej - przewiduje Jakub Rybacki, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
- RPP podwyżkę stóp procentowych uzasadnia ryzykiem utrwalenia się inflacji powyżej celu w średnim okresie, ale nie zobowiązuje się do żadnych decyzji na kolejnych posiedzeniach i nie uzależnia ich od jakichkolwiek warunków. Co więcej, NBP deklaruje wciąż możliwość stosowania interwencji walutowych i innych instrumentów przewidzianych w „Założeniach polityki pieniężnej”, co można odczytywać jako próbę rozmiękczenia jastrzębiego wydźwięku dzisiejszej decyzji. Furtka jest zatem otwarta zarówno do dalszych podwyżek, a więc normalnego cyklu, jak i do stabilizacji stóp - zaznacza Piotr Bartkiewicz z Banku Pekao.
Oczekiwania normalizacji polityki pieniężnej już wcześniej wpływały na sytuację na rynku długu. Rentowność dwuletnich obligacji skarbowych przekroczyła w ostatnich dniach 1 proc. Dochodowość papierów pięcioletnich wynosi ponad 1,7 proc. Rentowność obligacji 10-letnich już po decyzji RPP wzrosła do 2,4 proc. To najwięcej od ponad dwóch lat.
Wzrost rentowności oznacza spadek cen. Przekłada się negatywnie na wycenę obligacji w portfelach banków czy ubezpieczycieli. Dotyczy również inwestorów indywidualnych posiadających jednostki dłużnych funduszy inwestycyjnych.
Kontrakty FRA (mówiące o tym, jaka będzie wysokość danej stopy za kilka miesięcy) jeszcze przed wczorajszą decyzją RPP pokazywały, że w perspektywie pół roku trzymiesięczny WIBOR może się znaleźć w okolicach 1,25 proc., a za dziewięć miesięcy może osiągnąć 1,5 proc.
rozmowa
Wszyscy powinni otrzymać sygnał, że inflacja będzie pod kontrolą
Jarosław Janecki wykładowca SGH
/
mat. prasowe
Co pana zdaniem sprawiło, że w RPP znalazła się większość gotowa podnieść stopy? Wrześniowa inflacja?
Z komunikatu wynika, że wpłynęło na to kilka czynników. Między innymi jest to wzrost cen surowców, w tym energii i produktów rolnych. Na pewno również dane dotyczące stopnia ożywienia w gospodarce i sytuacja na rynku pracy. Do tego dodałbym inflację, której odczyty z każdym miesiącem są coraz wyższe. To wszystko sprawiło, że w RPP zmieniła się ocena „tymczasowości” impulsu inflacyjnego. Do tej pory ta tymczasowość była podkreślana przez przedstawicieli NBP, a w komunikacie po środowym posiedzeniu tego nie ma.
W komunikacie nie ma też zdania, które powtarzano wcześniej, że „NBP będzie nadal prowadził operacje zakupu skarbowych papierów wartościowych oraz dłużnych papierów wartościowych gwarantowanych przez Skarb Państwa na rynku wtórnym w ramach strukturalnych operacji otwartego rynku”. Czy to znaczy, że mamy pełną normalizację polityki pieniężnej?
Co do skupu obligacji, nie możemy być pewni na 100 proc., że on się skończył. Sądzę, że bank centralny zostawia sobie możliwość reakcji, jeśli byłaby taka potrzeba. Nie można wykluczyć, że ten instrument powróci.
A czy mamy do czynienia z normalizacją? Pełna normalizacja byłaby wtedy, gdybyśmy nie byli ani w cyklu podwyżek stóp, ani obniżek. Nie ma też zdania, które powtarzano w komunikatach przed pandemią, że aktualny poziom stóp sprzyja utrzymaniu gospodarki na ścieżce zrównoważonego wzrostu. To oznacza, że teraz rada daje sobie możliwość kontynuowania podwyżek stóp na kolejnych posiedzeniach.
Jak daleko RPP może zajść z podwyżkami stóp?
Krok, który miał miejsce teraz, jest bardzo drobny. Przypomnę, że w marcu 2020 r. stopa referencyjna była na poziomie 1,5 proc. Do tego jeszcze dość daleko. A dodatkowo sytuacja w gospodarce i procesy inflacyjne - są zupełnie inne niż przed pandemią. Uzasadniałaby wyższe stopy.
W lutym 2020 r. inflacja wynosiła 4,7 proc. Też była wysoka.
Ale nie tak wysoka jak teraz. Do tego prognozowana dynamika wzrostu PKB jest inna niż przed pandemią. Wtedy była mowa o wzroście rzędu 3 proc. Teraz oczekiwania są dużo wyższe. Ponadto po stronie polityki fiskalnej mamy do czynienia z decyzjami, które będą wpływać na dynamikę cen. Wreszcie środowisko zewnętrzne jest też zdecydowanie mniej sprzyjające, szczególnie jeśli chodzi o sektor energetyczny i rolny. Nie mówię o tym, że bank centralny ma wpływać na ceny żywności. Chodzi raczej o to, w jaki sposób wpływać na oczekiwania inflacyjne. Bez żadnej reakcji ze strony banku te oczekiwania, zarówno dotyczące cen, jak i płac - a jesteśmy niedługo przed końcem roku i ustalaniem płac na kolejne 12 miesięcy - sprzyjałyby utrzymywaniu się podwyższonej inflacji w dłuższym okresie. Dziś wszyscy powinni otrzymać sygnał, że inflacja będzie pod kontrolą.
Jakie znaczenie będzie miało podwyższenie stopy rezerwy obowiązkowej z 0,5 do 2 proc.?
To z kolei pokazuje, że RPP patrzy na to, co się dzieje na rynku kredytowania nieruchomości. To mały hamulec dla kredytów. On nie spowoduje istotnej zmiany w polityce banków komercyjnych, ale jest sygnałem ostrzegawczym, żeby zwracać uwagę na nadmierną dynamikę kredytów.
Rozmawiał Łukasz Wilkowicz