Za wzrost inflacji nie odpowiadają wyłącznie czynniki podażowe, jak również nie wykazuje ona charakteru przejściowego, ocenił członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Kamil Zubelewicz w rozmowie z ISBnews.
"Wskutek luzowania obostrzeń po półtora roku mamy taki sam PKB, jak przed pandemią - ale wyższe tempo wzrostu cen. Nie można zatem inflacji przypisać wyłącznie czynnikom podażowym. Czemu zresztą, jak nie pobudzaniu popytu, miała służyć obniżka stóp procentowych?" - powiedział ISBnews Zubelewicz.
Członek Rady ocenił, że w procesach inflacyjnych mieliśmy do czynienia z przejściowością w okresie deflacji w latach 2015-2016.
"Przejściowy charakter miała deflacja w latach 2015-2016. Wynikała ona z dodatniego szoku podażowego, powstałego dzięki nowym technologiom wydobywania surowców energetycznych. Ponieważ równocześnie obniżono stopy procentowe, by pobudzić popyt, deflacja zniknęła, a ceny zaczęły rosnąć i to coraz szybciej. W średnim okresie zatem był to błąd. Ten trend coraz szybszego wzrostu cen obserwowaliśmy do marca 2020 roku. W trakcie ostatniego kryzysu mieliśmy do czynienia i z ujemnym szokiem podażowym, i z ujemnym szokiem popytowym. Ten drugi wszakże zniwelowano z naddatkiem, obniżając mocno stopy procentowe, co wywołało silny wewnętrzny impuls cenowy" - ocenił Zubelewicz.
Członek RPP zadeklarował, że jest zwolennikiem obniżenia celu inflacyjnego oraz stopniowego umacniania się złotego względem walut obcych.
"Tylko w ten sposób możemy chronić polskich konsumentów" - dodał.
"Przypuszczam, że jeżeli w 2-3-letnim horyzoncie projekcji prognozowana inflacja choć na miesiąc spadnie do poziomu 3,5%, to zostanie to zinterpretowane jako powrót do celu" - podkreślił Zubelewicz.
Wskazał, że obecnie słabnący złoty oznacza droższe paliwa, które zgodnie z prognozami jako jedna ze składowych wpłyną na utrzymywanie się wskaźnika CPI w ujęciu rocznym powyżej górnej granicy odchyleń od celu banku centralnego (tj. 3,5% r/r) w najbliższych miesiącach.
"Wzrost cen paliw w dolarach warto rozpatrywać również w dłuższym okresie. Mimo łagodnej polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych nominalne ceny ropy w dolarach są teraz na poziomie z 2018 roku. Gdyby w tym czasie kurs złotego rósł zgodnie z naturalnym tempem rozwoju gospodarczego, ceny ropy w naszej walucie byłyby na niższym poziomie. Słabnący złoty oznacza zaś droższe paliwa" - powiedział członek RPP.
"Osłabianie złotego to niestety jeden z dogmatów współczesnej polskiej polityki pieniężnej. Sprzyja to konsumentom zagranicznym i inwestorom obstawiającym spadek naszej waluty. Nie rozumiem, dlaczego szybki rozwój kraju nie może służyć polskim konsumentom poprzez wzrost siły nabywczej polskiego pieniądza" - dodał.
Jego zdaniem, w przyszłości ceny energii będą dodatkowym czynnikiem zwiększającym inflację w Polsce, ze względu na charakter prowadzonej polityki pieniężnej.
"Realizacja celów polityki klimatycznej UE oznaczać będzie szybszy wzrost cen energii w stosunku do cen innych dóbr. W zależności od charakteru przyjętej polityki pieniężnej to może, ale nie musi się przełożyć na wzrosty ogólnego poziomu cen. Ponieważ polityka pieniężna w Polsce jest surowa wobec oszczędzających i łagodna wobec dłużników, ceny energii będą dodatkowym czynnikiem zwiększającym inflację" - przewiduje członek Rady.
Inflacja konsumencka wyniosła w sierpniu 5,5% r/r, osiągając najwyższy poziom od ponad 20 lat.