Rząd ma prawny argument w ręku, by ponaglić Brukselę w sprawie KPO. Formalny okres oceny dokumentu minął, a na jego wydłużenie musiałaby się zgodzić także Warszawa.

„Termin minął” – polski rząd ponagla Komisję Europejską w sprawie wydania opinii dotyczącej Krajowego Planu Odbudowy. Sugeruje, że plan utknął w Brukseli bez wyraźnej podstawy prawnej. – Oczekujemy sprawniejszego działania ze strony KE – informuje nas resort funduszy i polityki regionalnej. Nieoficjalnie nasi rozmówcy z rządu mówią wprost: KPO przetrzymywany jest w Brukseli z powodów politycznych, jednak niewiele z tym można zrobić. KE, w odpowiedzi na nasze pytania, podkreśla, że czas co prawda minął 1 sierpnia, ale negocjacje nadal trwają. I dodaje, że jej też zależy na sprawnym „uwolnieniu” polskiego KPO.
Bruksela, podejrzewana o stosowanie nieformalnego nacisku wobec Polski w postaci aresztowania naszego Krajowego Planu Odbudowy, miała oficjalne alibi dla takich działań do początku miesiąca. Do 1 sierpnia trwał okres formalnej oceny dokumentu. Ale z początkiem miesiąca ten okres się skończył. – Być może Komisja Europejska czeka na naszą odpowiedź w sprawie tego, co dalej z Izbą Dyscyplinarną po wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE – sugeruje osoba z rządu. Termin na udzielenie odpowiedzi mija 16 sierpnia. Nie wiadomo jednak, czy sprawy w drugiej połowie miesiąca przyspieszą, bo w instytucjach unijnych trwa okres wakacyjny.
Zapytaliśmy KE, co się dzieje z polskim KPO i czy zamierza formalnie wydłużyć czas na ocenę. Rzecznik poinformował nas, że ocena dokumentu wciąż trwa. – Kontynuujemy współpracę z polskimi władzami w ramach tego procesu i pracujemy nad jak najszybszym zakończeniem naszej oceny – podkreślił. Według KE wymiana zdań z polskim rządem jest czymś „zupełnie normalnym” w świetle rozporządzenia ustanawiającego Fundusz Odbudowy. – Jest w naszym obopólnym interesie dotarcie do etapu, w którym KE będzie mieć wszystkie informacje niezbędne do zakończenia procesu opiniowania planu – podkreślają służby prasowe KE.
Nie odpowiadają jednak na pytanie, czy udało się formalnie wydłużyć termin oceny. Zgodnie z art. 19 rozporządzenia musiałyby się na to zgodzić zarówno Bruksela, jak i Warszawa. Jak mówi unijna regulacja, państwo członkowskie i Komisja mogą uzgodnić przedłużenie terminu na dokonanie oceny o rozsądny okres. Dopytywani o to na konferencji prasowej rzecznicy KE dodali, że nie ma ram czasowych, jeśli chodzi o polski KPO. Z odpowiedzi wynika też, że wciąż trwają negocjacje samej treści dokumentu. A więc KE nadal niektóre elementy planu mogą się nie podobać.
Polska nie jest jedynym państwem, które czeka na zaakceptowanie przez Brukselę swojego planu odbudowy. Do tej pory KE dała zielone światło 18 krajom. Obok Polski na akcept czeka jeszcze sześć państw, a dwa w ogóle nie wysłały swoich dokumentów. Spośród grupy oczekujących jedynie o Polsce i Węgrzech mówi się jako o tych, które brakiem akceptu są karane za problemy z praworządnością. Mowa o dużych pieniądzach, bo z Brukseli mamy otrzymać 58,1 mld euro, z czego 23,9 mld euro w formie bezzwrotnej. Reszta to część kredytowa, z której polski rząd na razie zamierza skorzystać w połowie.
„Ministerstwo jest w stałym kontakcie z KE. 3 maja oficjalnie przesłaliśmy KPO do KE. Od tego czasu trwał intensywny dialog z KE dotyczący uzgodnienia ostatecznego kształtu poszczególnych kamieni milowych oraz wskaźników stanowiących podstawę przekazania Polsce środków finansowych z Funduszu Odbudowy” – informuje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Urzędnicy dodają, że w połowie lipca zakończono negocjacje z KE dotyczące KPO „na poziomie operacyjnym”. – Z tego, co podaje KE, wynika, że rząd poprosił o formalne rozpoczęcie procesu oceny 1 czerwca. Stąd data 1 sierpnia jako formalny koniec – komentuje europoseł PO Jan Olbrycht, członek komisji budżetowej PE.
Jak mówi, rząd tłumaczy opóźnienie wakacyjną przerwą, ale prosząc o wydłużenie okresu oceny, powinien wziąć pod uwagę, że sierpień to w Unii martwy miesiąc. I to nie tylko w KE, lecz także w Radzie UE, której kalendarz posiedzeń jest ustalany z dużym wyprzedzeniem. Olbrycht nie wiąże jednak bezpośrednio opóźnienia KPO ze sporem o Izbę Dyscyplinarną. – Kiedy w połowie lipca TSUE wydał wyrok, a polski rząd zaczął go podważać, KE mogła postanowić, że przyjrzy się jeszcze raz elementom kontroli w związku z problemami z polskim sądownictwem – zauważa.
Rząd wysłał plan do Brukseli 3 maja. Formalny czas na ocenę planu przez KE to dwa miesiące, jednak termin ten został wydłużony o kolejny miesiąc na prośbę – jak twierdzi Bruksela – polskiego rządu, choć ten tego nie potwierdza. Pod koniec lipca KE informowała, że termin na ocenę mija 1 sierpnia. Wcześniej w Warszawie i Brukseli słyszeliśmy zapowiedzi, że negocjacje są finalizowane i lada dzień plan uzyska zielone światło. Były nawet robione przymiarki pod wizytę w Warszawie szefowej KE Ursuli von der Leyen, która osobiście przekazuje ocenę przywódcom państw w ich stolicach.
Plan musi jeszcze uzyskać zgodę krajów członkowskich w ramach Rady UE, a ta zebrała się po raz ostatni 26 lipca. Niedawno w Brukseli krążyła plotka, że zorganizowane zostanie dodatkowe posiedzenie 6 sierpnia, co mogłoby pozwolić na uzyskanie zgody krajów na polski plan, ale ostatecznie do spotkania nie doszło. Kolejne jest planowane dopiero na 5 października, choć prezydencja słoweńska zaplanowała jeszcze nieformalną wideo konferencję ministrów finansów na początku września. Widać więc, że nawet gdyby KE uwolniła polski KPO, w tym momencie niewiele to da, bo cała procedura zakończy się najwcześniej jesienią. A ponieważ rząd będzie potrzebował co najmniej kilku miesięcy na ruszenie z pierwszymi programami i naborami w ramach KPO, pieniądze z tego źródła spłyną do nas być może dopiero w I kw. 2022 r.
Z nieoficjalnych rozmów w wynika, że KE w lipcu nadal zgłaszała zastrzeżenia wobec polskiego planu i kilka spraw trzeba było jeszcze dopiąć. Ale KE miała wątpliwości również w przypadku innych krajów, a ich ocenę udało się zakończyć przed wakacyjną przerwą. Czy zatem KPO pozostaje zakładnikiem sporu o Izbę Dyscyplinarną? – Ewidentnie coś wisi w powietrzu – przyznaje rozmówca. Jak jednak tłumaczy, teoretycznie nie ma powodów do pośpiechu. Po pierwsze, nawet jeśli KE przyspieszy, Polska i tak będzie musiała czekać na posiedzenie Rady UE, by ta zaakceptowała dokument. Po drugie, fundusze są pozyskiwane z pożyczek ściąganych z rynku, a to zajmuje czas. Komisja wyemitowała obligacje po raz pierwszy w połowie czerwca. Do tej pory pozyskała 45 mld euro, a pieniądze trafiły na razie do trzech państw: Belgii, Luksemburga i Portugalii. Polska przesłała swój plan jako 14. państwo.
Brak akceptacji może być związany z problemami z praworządnością
Po KPO kłopoty z Umową Partnerstwa?
W rządzie słychać obawy, że skoro są problemy z uzyskaniem zielonego światła Brukseli dla Krajowego Planu Odbudowy, podobne schody mogą być z przyjęciem innego ważnego dokumentu, Umowy Partnerstwa. To najważniejszy dokument określający, w co i jak Polska zainwestuje fundusze europejskie na lata 2021–2027. Opiewa on na kwotę trzykrotnie większą niż aktualny polski KPO, bo 76 mld euro.
Dokument mamy złożyć w Brukseli w tym lub przyszłym miesiącu, ale atmosfera wokół umowy już się zagęszcza, bo trzy regiony – Lubuskie, Kujawsko-Pomorskie i Zachodniopomorskie – oskarżyły rząd w piśmie do Komisji Europejskiej o to, że po raz pierwszy w historii członkostwa w UE zdecydował się nie dzielić według algorytmu całej kwoty dla województw (28,4 mld euro), a jedynie 75 proc. Pozostałą część zostawił jako rezerwę programową do negocjacji z poszczególnymi marszałkami, a ostateczny podział zaproponował pod koniec czerwca. Najwięcej dostały Dolny Śląsk, Małopolska i Wielkopolska. Zdaniem skarżących samorządów procedura była mało transparentna, a podziału dokonano uznaniowo. W jej efekcie z polityki spójności więcej dostaną bogatsze regiony kosztem biedniejszych.
Wiceminister funduszy i polityki regionalnej Waldemar Buda odrzuca te zarzuty. – Stworzyliśmy rezerwę po to, by finalny podział funduszy na regiony był efektem dyskusji z samorządowcami i odzwierciedlał potrzeby rozwojowe naszych województw – wskazuje wiceminister i dodaje, że w poprzednich perspektywach unijnych, gdy o rozdziale środków decydował jedynie algorytm statystyczny, finalny efekt również budził emocje. Jego zdaniem problemów z przyjęciem Umowy Partnerstwa nie będzie. – W Czechach nie ma w ogóle podziału na programy regionalne i nikt z tego powodu nie robi problemu. Z pewnością KE również nie będzie ingerować w podział środków. Mieliśmy spotkania z KE. Szczegółowo to omawialiśmy i nie usłyszeliśmy najmniejszych zastrzeżeń – zapewnia Waldemar Buda.