W odpowiedzi na interpelację poseł Izabeli Leszczyny (KO), Ministerstwo Finansów wymieniło 12 nowych państwowych funduszy celowych powstałych od 2017 r. Wiadomo jednak, że to nie wszystkie instrumenty – brakuje choćby Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, który nie znalazł się w zestawieniu, ponieważ został wydzielony z pieniędzy Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Brak też podobnie działających instrumentów podporządkowanych konkretnym instytucjom, które nie mają statusu państwowego funduszu celowego – są to m.in. fundusze kierowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego (to np. Fundusz Termomodernizacji i Remontów).
W tworzeniu nowych instrumentów finansowania trudno doszukiwać się jednego klucza tematycznego – fundusze powstają, gdy trzeba wspierać społeczeństwo obywatelskie, dofinansowywać ochronę zdrowa i kulturę, a także radzić sobie z rosnącymi cenami energii.
Działają ze zmiennym szczęściem. Część z nich, jak Fundusz rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej, który funkcjonuje od 2019 r., na razie spełnia swoją funkcję – choć początkowo nie było chętnych na takie wsparcie, to obecnie na liczbę wniosków nie można narzekać – w wielu województwach możliwe jest wyczerpanie dostępnej puli środków (tekst DGP „Ostatnia szansa na dopłatę do PKS-ów. Coraz więcej chętnych” z 6. kwietnia 2021 r.).
Historia niektórych funduszy okazała się jednak krótsza niż przypuszczano. Sztandarowym przykładem jest utworzony w 2018 r. Fundusz Niskoemisyjnego Transportu. Plany były ambitne – do 2027 r. rząd miał zasilić go kwotą ok. 5 mld zł. Pieniądze miały trafić na dopłaty do autobusów i samochodów elektrycznych, a także infrastrukturę ładowania. Ostatecznie okazało się jednak, że uruchomienie nowego mechanizmu jest zbyt skomplikowane formalnie i w dłuższej perspektywie nieopłacalne – stąd w ubiegłym roku zlikwidowano go, a rozwojem programów elektromobilnych zajął się istniejący już wcześniej Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
W innych przypadkach kłopotem okazał się model finansowania – z takim problemem zderzył się Narodowy Funduszu Ochrony Zabytków, którym dysponuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zasilają go kary administracyjne z ustawy o ochronie zabytków, ale wpływy okazały się mniejsze, niż zakładano. W 2019 r. wyniosły 708,6 tys. zł i stanowiły ok. 35,4 proc. planowanych.
Pieniędzmi ad hoc gaszone są też doraźne kryzysy, czego przykładem jest Fundusz Wypłaty Różnicy Cen, z którego powstały rekompensaty związane ze wzrostem cen energii w 2019 r. – łączny koszt wypłat to 4,5 mld zł. Dziś nie jest on już potrzebny, ale nadal istnieje – w ustawie budżetowej w 2021 r. jego saldo i wydatki to 0 zł. W reakcji na problemy (protest rodziców osób niepełnosprawnych w 2018 r.) powstał też Fundusz Solidarnościowy. Ten jednak wciąż rozwija swoją aktywność – w 2020 r. wydano z niego 19,5 mld zł, o ponad 10 mld więcej niż rok wcześniej.
W ramach Polskiego Ładu rząd planuje powołać co najmniej kilka nowych funduszy odpowiadających na problemy w służbie zdrowia, rolnictwie czy sporcie.
Polityka funduszowa PiS ma pragmatyczne uzasadnienie – chodzi m.in. o przedstawienie finansów publicznych w lepszej kondycji, niż faktycznie są. – Głównym ekonomicznym oportunistycznym uzasadnieniem dla wprowadzania kolejnych funduszy celowych jest sztuczna poprawa wyniku budżetu państwa. W ten sposób omijano też regułę wydatkową – dlatego np. z Funduszu Solidarnościowego wypłacano trzynaste emerytury. Teraz jednak rząd zapowiada, że i one będą się w nią wliczać – mówi dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR). – Fundusze powstają też dlatego, że są wygodne dla rządzących – Ministerstwu Finansów trudniej kontrolować przepływy, wydawanie jest coraz mniej transparentne. Fundusze działające przy BGK czy PFR są jeszcze słabiej kontrolowane. Z drugiej strony poprzez fundusz łatwo pokazać, że rząd coś robi. Jest problem, więc powołujemy go, przedstawiamy na konferencji prasowej odpowiedni baner i sprawa załatwiona – kontynuuje ekonomista.
W grę wchodzi też kontekst polityczny tłumaczący, dlaczego fundusze są rozrzucone po różnych miejscach nie zawsze odpowiadających kompetencjom resortów, a ich zastosowanie bardzo szerokie. – To sposób zarówno na konsolidację środowiska politycznego, np. poprzez wspieranie zaprzyjaźnionych władz w terenie, co pokazuje przykład Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, jak i metoda na budowanie własnej pozycji wewnątrz partii. W dodatku cel często jest szczytny, więc wzbudza szacunek lokalnej społeczności – tłumaczy prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jak dodaje, taka praktyka nie jest nowością. – Poprzednie ekipy rządowe wykorzystywały już podobne mechanizmy. Przykładem może być Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, w przypadku którego przez lata kolejne ekipy rządowe średnio co roku wymieniały kierownictwo. Idea wsparcia niepełnosprawnych była słuszna, ale przy okazji załatwiano różne partyjne interesy – opowiada.