Trzecie podejście do zmian w systemie otwartych funduszy emerytalnych (OFE) zakończyło w Sejmie weto Solidarnej Polski. Teraz czeka nas podejście czwarte i wcale nie oznacza, że zakończy się ono powodzeniem, czyli uchwaleniem zmian w OFE.

To jeden ze skutków ubocznych Polskiego Ładu, który stworzył reguły gry dla zmian w II filarze emerytalnym. Konkretnie spowodowała to propozycja zwiększenia kwoty wolnej w PIT do 30tys.zł. Taki ruch oznacza, że zdecydowana większość emerytów nie zapłaci podatku dochodowego od otrzymywanych świadczeń (emerytury do 2,5 tys. zł).
Obecna wersja rządowej propozycji zakłada, że przechodzący, po likwidacji OFE, ze swoimi oszczędnościami na indywidualne konto emerytalne (IKE), zapłaciliby 15-proc. tzw. opłatę przekształceniową. Dla tych, którzy zdecydują się na ZUS, opłaty miałoby nie być. Za to przy wypłacie świadczeń płaciliby PIT, więc wtedy ich pieniądze z OFE podlegałyby opodatkowaniu. Do tej pory efektywne opodatkowanie emerytur z ZUS było zbliżone do poziomu opłaty przekształceniowej. Rządzący przekonywali więc, że nie ma większego znaczenia, czy zapłaci się 15 proc. na wejściu, czy dopiero przy wyjściu.
Tyle że Polski Ład wywraca stolik do góry nogami. Opodatkowanie emerytur będzie bowiem zdecydowanie niższe. To oznacza, że jeśli utrzymane zostaną założenia likwidacji OFE, zniknie motywacja, aby przelać pieniądze do IKE. Pojawi się natomiast silny bodziec, aby trafiły one do ZUS. Taki scenariusz oznaczałby porażkę całej idei budowy kapitału emerytalnego, która stała za tą inicjatywą. Chodziło bowiem o – jak przekonywał premier Mateusz Morawiecki – swoistą „prywatyzację” oszczędności, które Polacy zgromadzili w OFE i dołożenie kamyczka do budowy prywatnego systemu odkładania naemeryturę.
Jeśli więc Polski Ład ma być realizowany, to rząd musi coś zmienić w planach na OFE. Minister finansów Tadeusz Kościński mówił, że na tapecie jest pomysł, by opłata przekształceniowa została obniżona z 15 do 10 czy nawet 8 proc. To ma być remedium dla scenariusza, w którym wszyscy ruszają do ZUS. Tyle że to wciąż dużo i nadal trudno będzie wytłumaczyć, dlaczego dzisiaj mam oddać ileś procent państwu, jeśli na horyzoncie jest wizja, w której podatku od emerytur nie ma. Możliwe więc, że potrzebne jest zmniejszenie opłaty do 5 proc. To w pewien sposób zminimalizowałoby wpływ planów z Polskiego Ładu, ale także wysokich waloryzacji na kontach w ZUS, które będą efektem wysokiego wzrostu płac. Rząd musi sobie kolejny raz odpowiedzieć na pytanie, co chce zrobić z oszczędnościami w OFE? Może je zostawić tam, gdzie są, ale dziś stały się czymś w rodzaju ślepego wyrostka systemu emerytalnego. Są, ale nie wiadomo po co. W teorii to rynkowy komponent systemu, ale na koniec pieniądze i tak za pośrednictwem suwaka trafiają do ZUS. Wszystko po to, żeby przed osiągnięciem wieku emerytalnego nie podlegały zmienności rynku kapitałowego, a na koniec i tak były wypłacone przez uprawniony do tego organ, czyli ZUS. W PiS są dzisiaj, a właściwie to zawsze byli, zwolennicy dwóch opcji. Premier Mateusz Morawiecki proponuje to, co zakłada obecny pomysł na OFE, czyli „prywatyzację” oszczędności z funduszy w postaci przelania ich na IKE. Dla tych, którym nie po drodze z rynkiem, jest wariant wyboru ZUS i zaliczenia kapitału z OFE do konta emerytalnego. Wybór IKE to oszczędzanie na własną rękę z opcją dziedziczenia i niższe świadczenie z ZUS. Wybór ZUS właściwie nic nie zmienia.
W obozie rządzącym są wciąż jednak zwolennicy prostej likwidacji OFE i przelania pieniędzy po prostu do ZUS. W sprawie przyszłości OFE rząd PiS wraca do punktu wyjścia i znów stoi przed pytaniem: codalej?