To, że prokuratura potrzebuje kilku lat na zbadanie rzekomo trwającej kilkanaście miesięcy opieszałości byłych szefów nadzoru, ma swoją wymowę. Tylko czy faktycznie można mówić o przewlekaniu przez nich decyzji?

Prokuratura Regionalna w Szczecinie zawiadamia pokrzywdzonych działalnością funkcjonariuszy Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego oraz Komisji Nadzoru Finansowego w związku z szeregiem zaniedbań funkcjonariuszy publicznych umożliwiających kontynuowanie przestępczej działalności SKOK w Wołominie, iż w dniu 14 stycznia 2021 r. (…) został skierowany akt oskarżenia przeciwko Andrzejowi J. – byłemu Przewodniczącemu Komisji Nadzoru Finansowego, Wojciechowi K. – byłemu Wiceprzewodniczącemu Komisji Nadzoru Finansowego oskarżonym o czyn z art. 231 par. 1 i 2 k.k. w zw. z art. 12 par. 1 k.k. oraz przeciwko Dariuszowi T. – byłemu Dyrektorowi Departamentu Bankowości Spółdzielczej i SKOK, jego zastępcom Zbigniewowi L. i Halinie M. oraz byłym Naczelnikom Adamowi O. i Dorocie Ch. oskarżonym o czyn z art. 231 par. 1 k.k. w zw. z art. 12 par. 1 k.k.”. Taki komunikat zamieściła przed tygodniem na stronie internetowej szczecińska prokuratura. Aż dziw, że dopiero po kilku dniach doczekał się on depeszy w PAP. Bo z perspektywy działania systemu finansowego w Polsce sprawa jest niezwykle ważna.
Artykuł 231 par. 1 kodeksu karnego mówi: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. A par. 2 dodaje, że jeśli to działanie podejmowano „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej” kara może urosnąć do 10 lat. Krótko mówiąc, śledczy uważają, że dwaj byli szefowie nadzoru – bo w sprawie chodzi przede wszystkim o Andrzeja Jakubiaka i Wojciecha Kwaśniaka – pozwalali, by SKOK Wołomin kradł i oszukiwał, a sami mieli z tego jakieś korzyści.
Gdyby nie prokuratura o SKOK Wołomin można było zapomnieć – tak stara jest ta sprawa. Akt oskarżenia trafia do sądu teraz, ale zarzuty sformułowano w grudniu 2018 r. A dotyczą one okresu jeszcze wcześniejszego, bo lat 2013–2014. Wtedy KNF prowadziła postępowanie w sprawie wprowadzenia zarządu komisarycznego w wołomińskiej kasie. Z informacji prokuratury wynika, że ich winą miało być przeciąganie tego postępowania. W efekcie czego SKOK Wołomin przez kilkanaście miesięcy znacząco zwiększył swoje rozmiary, a jednocześnie straty. O ich skali przekonaliśmy się dopiero w momencie zawieszenia działalności i wypłaty depozytów gwarantowanych przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.
To, że prokuratura potrzebuje tyle czasu na zbadanie rzekomo trwającej kilkanaście miesięcy opieszałości urzędników, ma swoją wymowę. Tylko czy faktycznie można mówić o przewlekaniu przez nich decyzji?
KNF okazała się tu nad wyraz przejrzysta. Niedługo po bankructwie SKOK Wołomin (przewodniczącym był wciąż Jakubiak) opublikowała harmonogram działań w tej sprawie. Wskazuje on, że wprowadzenie zarządcy komisarycznego trwało długo, ale nie działo się tak bez powodu.
Kontrola, wniosek, odwołanie
Pierwszą kompleksową kontrolę w SKOK Wołomin KNF przeprowadziła w lutym– –marcu 2013 r., a również pierwszą w systemie spółdzielczych kas. Efektem było 35 zaleceń głównych (zwłaszcza w zakresie zarządzania). Problemy okazały się na tyle poważne, że od razu rozpoczęto postępowanie w sprawie ustanowienia zarządcy. W marcu 2013 r. kontrolę w SKOK przeprowadził też generalny inspektor informacji finansowej. Jej efektem było zawiadomienie do prokuratury dotyczące członków zarządu i pracowników kasy.
Protokół z audytu trafił do niej pod koniec kwietnia. Po trzech tygodniach SKOK wniósł zastrzeżenia. W lipcu KNF podtrzymała swoje ustalenia i wydała zalecenia dotyczące sposobu zarządzania kasą.
Na początku kwietnia z uwagi na „ważny interes społeczny” o dopuszczenie do udziału w postępowaniu wystąpiła Kasa Krajowa SKOK, która jeszcze kilka miesięcy wcześniej odpowiadała za nadzór nad szeregowymi SKOK-ami. Szybko przyszedł wniosek SKOK Wołomin o umorzenie procedury.
„SKOK Wołomin ustanowił czterech pełnomocników do reprezentowania w postępowaniu w sprawie ustanowienia zarządcy komisarycznego w Kasie, nie wyznaczając jednocześnie pełnomocnika, do którego ma być doręczana/kierowana korespondencja. W toku postępowania korespondencję z KNF prowadziła zarówno sama Kasa, jak i jej pełnomocnicy, co z praktycznego punktu widzenia utrudniało prowadzenie postępowania – informowała KNF.
Pod koniec czerwca 2013 r. nadzór rozszerzył zakres postępowania. Chodziło już nie tylko o zarządcę komisarycznego, lecz także o możliwość zaprzestania regulowania zobowiązań przez kasę. Mówiąc wprost – było właściwie jasne, że SKOK jest bankrutem. A procedury administracyjne musiały biec dalej: rozszerzenie postępowania oznacza, że strony dostają szansę na składanie kolejnych wniosków, odwołań itp.
Upływ czasu miał przy tym pewien plus. Chociaż ustawa o objęciu SKOK-ów nadzorem KNF została uchwalona jeszcze w 2009 r., to ówczesny prezydent Lech Kaczyński skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego i przepisy zaczęły obowiązywać dopiero jesienią 2012 r. A jeszcze rok trzeba było poczekać na wejście w życie innej istotnej zmiany – objęcia depozytów członków kas gwarancjami BFG. Wcześniej gwarancja formalnie była taka sama jak w bankach, ale miała charakter czysto prywatny i komercyjny: była oparta na polisie ubezpieczeniowej w towarzystwie należącym do systemu SKOK. Gdyby rozeszły się wiadomości o niewypłacalności jednej z największych kas, stałaby się ona faktem w krótkiej chwili i właściwie całość strat kasy zostałaby przeniesiona na jej deponentów (pieniądze płynęły szerokim strumieniem, bo trudno było o wyższe oprocentowanie, wcześniej SKOK Wołomin musiał uznawać wyższość oferty Amber Gold). Niewykluczone, że pojawiłby się efekt domina i problem przeniósłby się na wszystkie kasy, w których w końcu 2012 r. było zgromadzone ponad 15 mld zł.
Do końca listopada 2013 r. gwałtownych ruchów w odniesieniu do SKOK-ów trzeba było uniknąć. Jednak zdaniem prokuratury – co wiadomo z wcześniejszych informacji na temat śledztwa – postępowanie w sprawie wprowadzenia zarządcy komisarycznego powinno się zakończyć do 22 października 2013 r. Ponieważ tak się nie stało, dopuszczono do „powstania szkody w kwocie ponad 1,5 mld zł oraz na szkodę interesu prywatnego w kwocie ponad 58 mln zł”.
Co działo się po październiku 2013 r.? Postępowanie administracyjne było w toku. Ze SKOK-u płynęły zapewnienia, że nawet jeśli były jakieś problemy z zarządzaniem, to zalecenia nadzoru są wdrażane. Zresztą wiosną 2013 r. kasa przekazała sprawozdanie za poprzedni rok wykazujące niewielki zysk, którego według KNF audytor nie kwestionował. Rok później sytuacja się powtórzyła. Na przełomie 2013 r. i 2014 r. nadzór zdecydował się na kolejne kontrole w wołomińskim SKOK-u: jedna dotyczyła przeciwdziałania praniu pieniędzy, druga realizacji zaleceń po kontroli z początku 2013 r. Okazało się, że zapewnienia kasy nie miały pokrycia w faktach. Ale znów: protokoły z kontroli, zastrzeżenia kontrolowanego, odrzucanie zastrzeżeń…Nie było wątpliwości, że sprawa ma spory kaliber i jest delikatna. W kwietniu 2014 r. nabrała wymiaru kryminalnego: ciężko pobito wtedy Wojciecha Kwaśniaka, odpowiedzialnego nadzór nad SKOK-ami. O zlecenie ataku oskarżono Piotra P., członka rady nadzorczej wołomińskiej kasy. Tyle w sprawie „osobistych korzyści” szefów nadzoru z „opóźniania” sprawy.
Śledczy mieli już wtedy całkiem sporą wiedzę o SKOK-u. W kwietniu doprowadzili nawet do aresztowania członka zarządu kasy. W czerwcu KNF zaproponowała prokuratorom z Gorzowa Wielkopolskiego, Białegostoku i Warszawy, by przystąpili do postępowania w sprawie zarządu komisarycznego i dwa miesiące później dwóch pierwszych w nim uczestniczyło. Jak informowała w 2015 r. KNF, przyczyniło się to do uzyskania jednoznacznych dowodów na występowanie przesłanek ustanowienia zarządcy komisarycznego w SKOK Wołomin: poważnej groźby zaprzestania spłacania zobowiązań.
Pod koniec października 2014 r. prezes i wiceprezes SKOK Wołomin zostali aresztowani. Trudno było mieć już jakiekolwiek wątpliwości co do sytuacji kasy. Na początku listopada nadzór podjął decyzję o wprowadzeniu zarządcy komisarycznego, a miesiąc później – o zawieszeniu jej działalności.
Odpowiedzialność na siłę
O sprawie urzędników nadzoru głośno było pod koniec 2018 r., gdy zostali zatrzymani i przewiezieni do szczecińskiej prokuratury, zaś później szybko zwolnieni. Tak mówił o tym w wywiadzie dla DGP wiosną 2019 r. sam Andrzej Jakubiak (dziś nie chce się wypowiadać): – Przede wszystkim chcę zwrócić uwagę, że sąd zdecydował, że zatrzymanie było niezasadne, a wszystkie środki zapobiegawcze, o jakie wnosiła prokuratura, nie mają uzasadnienia. Ani ja, ani mój pełnomocnik nie wiemy, co jest w aktach mojej sprawy – nie zostaliśmy do nich dopuszczeni. Ale decyzja sądu z ubiegłego tygodnia to już jest jakaś ocena tego, co w tych aktach jest. I najwyraźniej jest to ocena korzystna – dla mnie i moich współpracowników z KNF.
Co mówił nam o tempie prac nadzoru w sprawie Wołomina?
– Nie mam sobie nic do zarzucenia. Tam na papierze wszystko wyglądało w porządku. Nie było tam sytuacji, jak w niektórych kasach, że np. przez trzy lata notowane były wysokie straty, które zgodnie z uchwałami zgromadzeń udziałowców miały być pokrywane przyszłymi zyskami. Tam były np. wyceny rzeczoznawców, których my wtedy nie mieliśmy prawa podważyć. Potrzebna nam była współpraca prokuratury. Gdyby – jak chcieliśmy – warszawska prokuratura zebrała sprawy z Białegostoku, Gorzowa itd., to może dowodami na nieprawidłowości dysponowalibyśmy szybciej. Zarząd komisaryczny wprowadziliśmy zaraz po tym, jak dostaliśmy takie dowody z Gorzowa. Ja osobiście obdzwaniałem te prokuratury, ale były opóźnienia spowodowane choćby tym, że prokurator przez miesiąc była na urlopie. W sprawie SKOK Wołomin aresztowania są dokonywane do dziś. Są też takie SKOK-i, gdzie procedura administracyjna w sprawie ustanowienia zarządcy komisarycznego do dziś nie została zakończona, mimo że postępowania zostały wszczęte w 2013 lub 2014 r.
Oczywiście te argumenty nie dla każdego będą przekonujące. Sprawa ma bowiem wymiar polityczny. Jakubiak i Kwaśniak stali na czele nadzoru za czasów PO. SKOK-i mają zaś związki z PiS. W przypadku kasy wołomińskiej dochodzą jeszcze związki z byłymi Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. I – w zależności od narratora – z bliskim PO byłym prezydentem Bronisławem Komorowskim albo z politykami PiS, którzy mieli dostawać koperty od ludzi z feralnego SKOK-u (jesienią 2018 r. Jacek Sasin informował o prywatnym akcie oskarżenia wobec Piotra P., który opowiadał w sądzie o tych kopertach).
Kasa w Wołominie była jedną z pierwszych, wobec których ogłoszono zarząd komisaryczny, i drugą, która zbankrutowała. W ciągu kilku następnych lat mieliśmy parę innych trudnych przypadków w tym sektorze i w bankach. W każdej większej sprawie pojawiały się kontrowersje. Osobista odpowiedzialność urzędników za błędy? Jak najbardziej. Ale szukanie jej na siłę każe się zastanowić nad tym, jak wpłynie to na skuteczność nadzoru w dłuższej perspektywie.
Zatrzymanie byłych szefów KNF nastąpiło kilka tygodni po tym, jak ujawniono rozmowę Leszka Czarneckiego z ówczesnym przewodniczącym komisji. Wynikało z niej, że ten drugi chciał zatrudnienia znajomego w banku należącym do biznes mena. Czy znów możemy mieć do czynienia z jakimś zbiegiem w czasie – tego jeszcze nie wiemy.
***
W stosunku do SKOK Wołomin cały czas toczy się postępowanie likwidacyjne. Znane są jego wyniki finansowe za 2019 r. Łączne straty to już niemal 2,2 mld zł. Kredyty i pożyczki na kwotę 3,85 mld zł niemal w całości zostały spisane na straty. Ich wartość w bilansie nie przekraczała 1,5 mln zł.