Chociaż od ubiegłego piątku indeks WIG20 zyskał niespełna 1 proc., to wynik ten trudno uznać za powód do dumy. W ostatnich dniach bowiem, w działaniach inwestorów na warszawskim parkiecie trudno było się doszukać większego zaangażowania. W czwartek, za sprawą dwóch czynników, powinno się to zmienić.

Po pierwsze, amerykańskie indeksy nadal oscylują wokół swoich historycznych rekordów a każda próba sprowadzenia ich na niższe poziomy kończy się fiaskiem podaży. To relatywnie dobre zachowanie giełd za oceanem, w walce o nowe rekordy, daje większe szanse "bykom". Przedsmak tego co może nas czekać jeszcze w tym tygodniu, mieliśmy w trakcie środowej sesji.

Wczoraj informacją dnia była publikacja stenogramów z ostatniego posiedzenia amerykańskiego banku centralnego. Po ich lekturze wyłania się spójny i zgodny z dotychczasową linią FOMC obraz - na razie nie widać zagrożenia inflacją a sytuacja na rynku pracy ulega stopniowej poprawie. Wspomina się także o możliwych dalszych cięciach w programie QE. W komunikacie nie było więc niczego, co mogłoby zaskoczyć inwestorów. Sesja za oceanem zakończyła się więc pokaźnymi wzrostami.

Po drugie, jeszcze lepsze nastroje wśród inwestorów panują dziś rano w Azji. Pozytywnym zaskoczeniem okazał się bowiem wstępny odczyt indeksu PMI dla chińskiego przemysłu. W maju niespodziewanie wzrósł on do poziomu 49,7 punktów, wobec oczekiwanych 48,4 pkt oraz 48,1 pkt poprzednio. Oznacza to znaczącą poprawę kondycji tamtejszej gospodarki.

Moim zdaniem, oba wspomniane czynniki nie pozostaną bez wpływu na warszawski parkiet. Najbliższym poziomem oporu dla indeksu WIG20 jest 2425 punktów. Uważam, że może on zostać dziś pokonany - od wczorajszego zamknięcia dzieli nas dystans zaledwie 10 punktów. Kolejnym wyzwaniem dla popytu będzie 2450 punktów.

Piotr Krawczyński, TFI PZU