Udane, choć wymęczone, zakończenie notowań na Wall Street mogą dać nadzieję na kontynuację odbicia na innych rynkach, w tym także w Europie i na GPW.

Najniższe poziomy indeksy europejskie osiągnęły jeszcze przed południem, a w drugiej części dnia pociągnęły je w górę dane o dynamice sprzedaży detalicznej w USA (wzrost o 1,1 proc. m/m wobec oczekiwanych 0,8 proc.) i niższej dynamice przyrostu zapasów. WIG20 skorzystał jednak niewiele (tylko na końcowym fixingu) na poprawie nastrojów na świecie, w czym pewien udział mogła mieć sytuacja na Ukrainie. W blokach został bowiem również parkiet moskiewski (minus 2 proc.) i węgierski (minus 0,9 proc.).

Rezerwa rynków naszego regionu wobec możliwości gładkich zwyżek w USA okazała się po części uzasadniona. S&P rósł na początku sesji, ale później oddał całość z wypracowanych zysków. Dopiero w ostatnich minutach popyt znów zebrał siły i wyprowadził S&P na 0,8 proc. plus.

W Azji indeksy podążały w różnych kierunkach. Nikkei zyskał 0,6 proc., częściowo dzięki postawie Wall Street i amerykańskich konsumentów, częściowo dzięki wypowiedzi szefowi banku centralnego, który powiedział (najpierw premierowi, potem dziennikarzom), że w razie potrzeby bank centralny będzie aktywnie działał na rzecz gospodarki. Kospi stracił 0,2 proc., a na pół godziny przed końcem notowań Shanghai Composite tracił 1,5 proc., , a Hang Seng 1,3 proc. Tu z kolei decydowała informacja o spadku wartości udzielonych w marcu kredytów o 19 proc. r/r/, a podaż pieniądza (M2 – najszersza miara) rosła (12,1 proc. wobec oczekiwanych 13 proc.) najwolniej od 2001 r. (12,1 proc. wobec oczekiwanych 13 proc.).

Europa może – dzięki Wall Street – zacząć dzień od ostrożnych zwyżek, na których wciąż może ważyć patowa sytuacja we wschodniej Ukrainie. Dotyczy to zwłaszcza naszego regionu.

Emil Szweda