Dwie sesje przed końcem roku nowojorskie indeksy poprawiają historyczne rekordy. Na naszym rynku możemy w najlepszym razie liczyć jedynie na odpryski tego optymizmu. Trudno się spodziewać, że WIG20 zdoła w całości odrobić stratę z pierwszej połowy roku. Choć jej rozmiar jest raczej symboliczny, to jednak popsuje statystykę.

Czwartkowa sesja za oceanem przyniosła kontynuację hossy i szampańskich nastrojów. Dow Jones zyskał 0,75 proc., a S&P500 wzrósł o 0,5 proc., powiększając bilans tegorocznej zwyżki do ponad 29 proc. Amerykańskim inwestorom zdaje się już nie przeszkadzać obawa o ograniczanie QE3, za to cieszy ich każda pozytywna wiadomość z gospodarki. Wczoraj dowiedzieli się, że liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 338 tys. i była o 7 tys. niższa niż się spodziewano. Jednocześnie okazało się, że zanotowany w poprzednim tygodniu wzrost ich liczby do 380 tys. był jednorazowym wypadkiem przy pracy, a nie zwiastunem pogorszenia się sytuacji.

Klasycznie zachowuje się rynek obligacji. Rentowność papierów 10-letnich rośnie, sięgając w czwartek momentami 3 proc. Tendencję tę można interpretować jako dowód poprawy sytuacji w gospodarce, ale jednocześnie nie sposób nie dostrzec w niej potencjalnego zagrożenia. Za wzrostem rentowności tych papierów idzie bowiem zwyżka oprocentowania kredytów. W ciągu kilku miesięcy średnie oprocentowanie hipotek zwiększyło się z około 3,3 do niemal 4,5 proc.

Naszemu indeksowi największych spółek wypadki przy pracy zdarzały się od połowy grudnia niemal co drugi dzień, co i tak stanowiło postęp w porównaniu do kilku pierwszych sesji ostatniego, statystycznie najlepszego miesiąca roku. Choć przedświąteczna sesja zakończyła się drugą z rzędu zwyżką, to jednak i w jej trakcie nie obyło się bez rozczarowania. Z porannego, sięgającego niemal 1 proc. wzrostu, na koniec dnia zostało zaledwie 0,2 proc. Pociecha z utrzymania się WIG20 powyżej 2400 punktów niewielka, podobnie jak sama nadwyżka, sięgająca zaledwie 14 punktów. Jest co prawda nadzieja, że ostatnie dwie sesje tego niefortunnego dla indeksu blue chips roku, przyniosą choćby niewielkie zwyżki, ale nie zapisze się on z pewnością dobrze w pamięci inwestorów.

Obserwując huśtawkę nastrojów na walorach dużych spółek, trudno wytypować te, które mogłyby podciągnąć indeks. Wyjątkowo stabilnie zachowują się akcje KGHM, od kilku dni trzymając się okolic 115 zł. Najpewniej zawdzięczamy to trwającej od kilku tygodni lekkiej poprawie na rynku miedzi. Od 20 listopada kontrakty terminowe wzrosły o prawie 8 proc., docierając do górnego ograniczenia trwającej od kwietnia konsolidacji. Podejmowane już czterokrotnie próby przedostania się powyżej tej bariery, nie dały rezultatów. Obecnie mamy do czynienia z piątym podejściem.

Trudno liczyć na radykalną poprawę w przypadku pozostałych spółek surowcowych. Trwająca od trzech miesięcy przecena akcji JSW (o jedną trzecią) musi kiedyś się zakończyć, ale nie ma gwarancji, że nastąpi to jeszcze w tym roku. Sygnały powstrzymywania niekorzystnej tendencji widoczne są w przypadku PGE i Tauronu. Można więc mieć nadzieję na odreagowanie, podobne do tego, z którym mamy do czynienia w przypadku Lotosu i PKN Orlen. Mniejsze (BZ WBK, PKO) lub większe (Bank Handlowy), osłabienie i sporą zmienność obserwujemy na rynkach akcji największych banków. Branża surowcowa, energetyka i paliwa potrzebować będą więcej czasu, by poczuć skutki ożywienia gospodarczego.
Można mówić o szansach i nadziejach, ale na razie nie ma podstaw, by wychodzić poza tego typu kategorie, być może za wyjątkiem banków. Mimo bardziej dynamicznych wzrostów z ostatnich dwóch sesji, trudno też jeszcze mówić o przełomie w segmencie małych i średnich spółek. Jednak to wśród nich można znaleźć atrakcyjne cele inwestycyjne i liczyć na efekt stycznia.

Początek piątkowego handlu nie zapowiada raczej wielkich emocji. Na giełdach azjatyckich co prawda przeważają zwyżki, jednak ich skala nie przekracza na ogół kilku dziesiątych procent. Wyjątek stanowi rosnący na godzinę przed końcem sesji o 1,5 proc. wskaźnik w Szanghaju. Ten ruch należy jednak traktować jako odreagowanie po silnej spadkowej serii z ostatnich tygodni. Nikkei szedł w górę o zaledwie kilka setnych procent, po mieszanych danych makroekonomicznych. Wzrósł indeks aktywności japońskiego przemysłu i wyraźnie przyspieszyło tempo wzrostu cen (z 1,1 do 1,5 proc.). Rozczarowały jednak wydatki gospodarstw domowych i produkcja przemysłowa. Mocniej niż oczekiwano zwiększyła się sprzedaż detaliczna. Kontrakty na amerykańskie indeksy notowały spadki sięgające kilku setnych procent.

Roman Przasnyski