Od przybytku głowa nie boli. Podobno. Mnogość publikacji makroekonomicznych jaka pojawiła się w ostatnich godzinach, a także różnorodność wygenerowanych przez nie impulsów sprawia, że inwestorzy mogą mieć problem z podjęciem decyzji.

Protokół z lipcowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), którego publikacja stanowi jedno z głównych wydarzeń tego tygodnia, ani na krok nie przybliżył nas do odpowiedzi na pytanie, o to kiedy Rezerwa Federalna (Fed) rozpocznie ograniczenie miesięcznych zakupów aktywów (QE3). Wciąż też nie wiadomo, jak mocno zostaną ograniczone te zakupy. Jasne jest tylko to, że nie będzie to cięcie duże (obecnie Fed kupuje aktywa o wartości 85 mld USD miesięcznie).

Po wczorajszej wieczornej publikacji protokołu FOMC, który tak naprawdę nie zawierał wielu nowych elementów, inwestorzy przekornie doszli do wniosku, że skoro protokół nie oddala perspektywy cięcia wartości QE3, to tak jak wcześniej zakładano, dojdzie to tego na wrześniowym posiedzeniu. To zaś przełożyło się na umocnienie dolara, spadki cen akcji na Wall Street i skok rentowności amerykańskich obligacji. Zanim jednak do tego doszło rynkami targały dość duże wątpliwości, co przekładało się na dużą zmienność w notowaniach wymienionych aktywów.

Kolejnym impulsem, którego nie sposób było przeoczyć, były opublikowane w nocy dane z Chin. Indeks PMI opisujący kondycję tamtejszego sektora przemysłowego w sierpniu nieoczekiwanie wzrósł do 50,1 pkt. z 47,7 pkt. Dane nie tylko były lepsze od prognoz (48,3 pkt.), ale też ponownie wskazują na rozwój tego sektora. To podtrzymuje nadzieję na odbicie gospodarcze w Chinach w II połowie roku. Dla inwestorów taki raport oznacza, że amerykański dolar powinien tracić w relacji do walut bardziej ryzykownych, a ceny akcji i surowców powinny drożeć. To kierunek zmian przeciwny do tego w jakim rynki ruszyły po FOMC.

Kolejny rynkowy zwrot miał miejsce jeszcze przed startem handlu w Europie. Wówczas, ku ogólnemu rozczarowaniu okazało się, że sierpniowe indeksy PMI dla sektora przemysłowego i usługowego we Francji znowu spadają, co stawia pod dużym znakiem zapytania ożywienie w tamtejszej gospodarce.

Niepokój związany z Francją szybko odszedł jednak w zapomnienie, gdy zostały opublikowane lepsze od prognoz indeksy PMI dla Niemiec i całej strefy euro. Indeksy te na dobre zagościły powyżej granicznej bariery 50 pkt., jaka oddziela rozwój od recesji, notując w sierpniu (z jednym wyjątkiem), najwyższe poziomy od 2 lat. Tym samym inwestorzy ponownie dostali pozytywny sygnał, który z optymizmem każe spojrzeć przyszłość i zachęcał do kupna ryzykownych aktywów.

Z tego mixu danych nie wyłania się jednak jednoznaczny impuls dla rynku walutowego. Nie dziwi więc, że obecnie kurs EUR/USD testuje okolice 1,3350 dolara, pozostając blisko wczorajszego zamknięcia. Skoro czynniki fundamentalne nie pozwalają odpowiedzieć na pytanie, w którą stronę podąży teraz eurodolara, to warto zerknąć na sytuację techniczną na wykresie dziennym tej pary. Wczorajszy spadek z poziomu powyżej 1,34 sprawił, że na wykresie została wyrysowana, zapowiadająca spadki, świecowa formacja zasłony ciemnej chmury. Jej znaczenie dodatkowo wzmacnia fakt, że formacja ta powstała po nieudanym ataku na strefę podażową 1,34-1,3416 dolara (tworzy ją m.in. szczyt z czerwca). Ryzyko spadków (na gruncie AT) jest więc obecnie znacznie większe niż wzrostów. Szczególnie, gdyby dzisiejszy dzień wspólna waluta zakończyła zejściem poniżej 1,33 dolara. Wówczas należałoby oczekiwać ruchu w kierunku 1,30 w perspektywie najbliższych kilku tygodni.

Opisane wyżej indeksy PMI dla Europy i Chin to nie jedyne publikacje makroekonomiczne jakie dziś ujrzą światło dzienne. Po południu zostanie jeszcze opublikowany analogiczny indeks PMI dla amerykańskiego sektora przemysłowego (prognoza: 54 pkt.), tygodniowe dane nt. wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w USA (prognoza: 330 tys.) oraz indeksy FHFA (prognoza: 0,6%) i LEI (prognoza: 0,5%).

Marcin Kiepas