W czerwcu roczny wskaźnik inflacji spadł do 0,2% z 0,5% miesiąc wcześniej i znalazł się na najniższym poziomie od upadku komunizmu. Druga połowa roku powinna przynieść najpierw stabilizację wskaźnika CPI, a później jego powolny wzrost. Jednak inflacja przez kilka następnych kwartałów nie powinna stanowić większego zagrożenia.

Spadek inflacji w czerwcu okazał się nieco głębszy od prognoz, które zakładały wyhamowanie rocznej dynamiki cen do 0,3% z 0,5% w maju i tym samym zrównanie z poprzednim historycznym rekordem z kwietnia 2003 roku. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze rok temu inflacja przekraczała 4%. Ten spadek doskonale pokazuje skalę hamowania polskiej gospodarki.

Niższa od prognoz czerwcowa inflacja to głównie zasługa cen żywności, których wzrost okazał się mniejszy od zakładanego. Polska gospodarka znalazła się obecnie w inflacyjnym dołku. O ile jeszcze najbliższe miesiące powinny przynieść jej stabilizację na aktualnych niskich poziomach, to kolejne będą stały pod znakiem powolnego wzrostu. Na koniec roku prognozujemy wzrost inflacji do 1,0-1,2%. Będzie on korelował z oczekiwanym w tym i przyszłym kwartale lekkim ożywieniem gospodarczym (w 2013 roku wzrost PKB nie przekroczy 1,3%).

Inflacja przez długie kwartały, z uwagi na umiarkowaną skalę ożywienia gospodarczego w Polsce, nie powinna pozostawać problemem. Podzielamy opinię zawartą w lipcowej projekcji inflacyjnej Narodowego Banku Polskiego, że do 2015 roku pozostanie ona poniżej celu inflacyjnego (2,5%).

Dzisiejsze dane o inflacji nie będą miały najmniejszego wpływu na przyszłe decyzje Rady Polityki Pieniężnej. Rada ogłaszając po lipcowym posiedzeniu koniec obniżek stóp procentowych w praktyce zamurowała sobie drogę do jakiegokolwiek ruchu stopa przynajmniej przez najbliższe 6 miesięcy. W naszej opinii RPP utrzyma stopę referencyjną na rekordowo niskim poziomie 2,5% aż do II połowy 2014 roku. Oczywiście dopuszczamy wcześniejszą zmianę kosztu pieniądza. W przypadku gdyby polską gospodarkę dotknęła recesja, a jednocześnie pojawiła się deflacja, Rada mogłaby jeszcze obciąć stopy To jednak bardzo mało prawdopodobny scenariusz. W II połowie roku zakładamy lekkie odbicie inflacji i wzrostu gospodarczego.

Raport o inflacji to nie jedyne dane z Polski jakie zostaną opublikowane w tym tygodniu. We wtorek NBP opublikuje inflację bazową, a GUS dane o przeciętnym wynagrodzeniu i zatrudnieniu. Dzień później inwestorzy poznają dane nt. produkcji przemysłowej i inflacji PPI. W piątek natomiast raport o koniunkturze konsumenckiej. W tym tygodniu też rząd przedstawi propozycję nowelizacji tegorocznego budżetu, co również może mieć pewien wpływ na nastroje na rodzimym rynku walutowym.
Dane opublikowane przez GUS nie wpłynęły na notowania złotego, który zyskuje w poniedziałek do głównych walut. O godzinie 15:55 kurs EUR/PLN miał wartość 4,2850, USD/PLN 3,2830, a CHF/PLN 3,4570.

Poprzedni tydzień zakończył się wyraźnym umocnieniem złotego w relacji do dolara. Kurs USD/PLN spadł z rocznego maksimum na 3,3853 zł do 3,2836 zł w piątek na zamknięciu. Wyprzedaż dolara była reakcją na słowa Bernanke i protokół z czerwcowego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), które nieco złagodziły obawy przed wcześniejszym ograniczeniem przez Fed zakupów obligacji w ramach QE3.

Na wykresie tygodniowym USD/PLN została wyrysowana długa czarna świeca, która z poprzednią tworzy, zapowiadającą zmianę trendu ze wzrostowego na spadkowy, formację objęcia bessy. Podażowy charakter formacji dodatkowo wzmacnia fakt, że zwrot nastąpił z poziomu górnego ograniczenia kanału wzrostowego w jakim można zamknąć ostatnie pół roku wahań dolara. Kierując się analizą techniczną, ale tez mając historyczne zależności (zachowanie USD/PLN w podobnych przypadkach), należałoby oczekiwać przeceny dolara przynajmniej w najbliższych pięciu dniach. Maksymalny zasięg spadów określa dolne ograniczenie wspomnianego kanału wzrostowego. Obecnie tworzy ono wsparcie na poziomie 3,18 zł.

Sytuacja na wykresie USD/PLN nie daje jasnej odpowiedzi w którą stronę podąży ta para. Ostatnie trzy tygodnie przyniosło lekkie osłabienie euro po wcześniejszych silnych wzrostach. Równie dobrze może to być tylko przerwa we wzrostach, dla których celem jest zeszłoroczne maksimum na 4,4279 zł (to maksymalny zakres dla ruchu wzrostowego). Jak również powolny proces zmiany trendu. Sytuacja ma szanse rozstrzygnąć się już w najbliższych dniach.

Wybicie na nowe maksima (powyżej 4,3670 zł) otworzy drogę do 4,4279 zł. Spadek poniżej strefy wsparcia 4,2617-4,27 zł, jaką na wykresie dziennym tworzy trzymiesięczna linia trendu wzrostowego i minimum z 5 lipca br., będzie oznaczał koniec tendencji wzrostowej i prawdopodobny początek dłuższego umocnienia polskiej waluty w relacji do euro.

Krzysztof Koza, Marcin Kiepas Admiral Markets Polska