Opublikowane w piątek dane nt. inflacji producenckiej (PPI) pokazały jej nieoczekiwany wzrost w maju o 0,5 proc. m/m i 1,7 proc. r/r, chociaż odczyt bazowy był zgodny z rynkiem (0,1 proc. m/m). Niemniej dolar na chwilę zyskał, bo powstały obawy, czy dane nt. wskaźnika CPI, które poznamy we wtorek nie dadzą argumentów tym, którzy twierdzą, że FED powinien zacząć przygotowywać rynki finansowe na to, co może mieć miejsce już na jesieni – czyli ograniczanie wartego 85 mld USD miesięcznie, programu QE3.
Zresztą, ciekawa sytuacja miała miejsce we wtorek, kiedy to pojawiła się plotka, jakoby FED już w najbliższą środę miał ograniczyć QE3 o 5-10 mld USD miesięcznie. Rynek ją szybko zignorował, co pokazuje, że inwestorzy zbytnio nie wierzą w to, że FED będzie się spieszył z ograniczaniem QE3. Ta swoista „sonda” pokazuje też, że w przypadku mniej „gołębiego” komunikatu FED, rynek dostanie mocny pretekst do umocnienia dolara.
Członkowie FED mają jednak przed sobą dość trudne zadanie. Z jednej strony cały czas widać umiarkowaną poprawę na rynku pracy, z drugiej mieszane sygnały napływają z realnej gospodarki. Spadek indeksu ISM dla przemysłu do 49 pkt. (publikacja miała miejsce 3 czerwca), a także słabe dane odnośnie dynamiki produkcji przemysłowej pokazują, że trudno mówić o jakiejś wyraźniejszej poprawie.
Coraz bardziej zagadkowa staje się sytuacja w Chinach – rośnie prawdopodobieństwo ponownego spowolnienia wzrostu gospodarczego, choć zobaczymy, co pokażą wtorkowe szacunki Markit/HSBC dotyczące czerwcowego indeksu PMI dla przemysłu (w maju spadł on do 49,2 pkt.). Słabsze Chiny to też ponowne problemy w strefie euro i wyzwanie dla Europejskiego Banku Centralnego, który być może zostanie poproszony o użycie mechanizmu OMT w przypadku Portugalii – dla rynków będzie to test na ile „bazooka” Draghiego jest wiarygodna.