Wirtualne waluty
Wirtualne pieniądze, choć zupełnie nieznane szerszym kręgom społeczeństwa, z pozoru niewiele różnią się od walut, którymi świat obraca na co dzień. Wyłączywszy bowiem transakcje z użyciem banknotów i monet, większość naszych zakupów, czy to z użyciem kart płatniczych czy przelewów bankowych, dokonuje się drogą elektroniczną. Nie dochodzi do przekazania fizycznej masy pieniądza, a jedynie do obciążenia i uznania rachunków bankowych. Spokojnie można sobie więc wyobrazić świat, w którym wszystkie transakcje rozliczane byłyby elektronicznie i nikt by nie używał banknotów ani monet. Niewykluczone nawet, że za kilkanaście lat w niektórych krajach tak właśnie będzie wyglądać rzeczywistość.
Pieniądze, którymi obecnie się posługujemy, także pod innym względem podobne są do wirtualnych walut. Brak im oficjalnego pokrycia w towarach. Depozyty możemy wprawdzie w banku wymienić na banknoty. Jednak żaden bank centralny nie emituje waluty wymienialnej na złoto bądź inny towar. Niewymienialność nie przeszkadza jednak w dokonywaniu codziennych transakcji. Pieniądz jest powszechnie akceptowalny, gdyż każdy obywatel jest pewien, że po tym jak przyjmie płatność w dolarach czy złotówkach, będzie mógł łatwo wymienić je na dobra lub usługi oferowane przez innych współobywateli. Wartość dzisiejszego pieniądza opiera się zatem na zaufaniu.
Czy można więc powiedzieć, że już dziś posługujemy się wirtualnymi walutami? Oczywiście – nie. Mimo tego, że dzisiejsze pieniądze nie mają pokrycia w kruszcu i większość transakcji rozliczana jest bez fizycznego transferu środków, euro, funty czy jeny nie są wirtualne z trzech powodów. Po pierwsze każda z wymienionych walut ma swoją historię i u swoich początków (lub na początku istnienia którejś z jej poprzedniczek) była wymienialna na kruszec. Po drugie za stabilność współczesnych walut odpowiadają banki centralne. Do narzędzi, którymi dysponują, należą rezerwy, w tym rezerwy kruszcowe, które mogą zostać użyte, w razie gdyby podważone zostało zaufanie do emitowanych przez nie walut. Po trzecie na terenie, gdzie cyrkulują dzisiejsze waluty, obowiązuje przepis o prawnym środku płatniczym mówiący, że na terytorium danego kraju trzeba honorować określoną walutę. W szczególności dotyczy to zobowiązań podatkowych – w Polsce podatki musimy płacić w złotówkach. Zapewnia to pewien minimalny poziom popytu na każdą walutę.
Bitcoin
Wymienione trzy różnice nie pozostają bez znaczenia, gdyż stanowią o potencjalnych wadach i zaletach wirtualnych walut. Może pieniądz utworzony całkowicie od zera, niezależny od rządów i banków centralnych, byłby tańszym i lepszym środkiem płatniczym? Taka nieco szalona idea przyświecała twórcom najbardziej znanej wirtualnej waluty – Bitcoinu.
Abstrahując od problemu, jak skłonić ludzi, by zaczęli akceptować wirtualną walutę, nie sposób nie zauważyć jej oczywistych zalet. Przede wszystkim weryfikacja płatności odbywa się natychmiastowo, a jedyne zaangażowane strony to nadawca i odbiorca. Niepotrzebny jest system rozliczeniowy, wystarczą dwa komputery podłączone do Internetu. Wirtualne monety zmieniają właściciela podobnie jak niegdyś realne kruszce, tyle że za bezpieczeństwo transakcji odpowiada nowoczesna kryptografia. Algorytmy szyfrujące mają za zadanie między innymi zapobiegać fałszerstwom i jak na razie robią to skutecznie.
Płatność jest więc teoretycznie nie tylko szybka, ale i bardzo bezpieczna, a poza tym darmowa. Na tym jednak zalety się nie kończą. Rozproszony po komputerach całego świata pieniądz ma nie podlegać inflacji – jego podaż wprawdzie powoli rośnie, jednak nigdy nie przekroczy 21 milionów sztuk. Z drugiej strony nie należy obawiać się, że wirtualnych monet będzie za mało. Nic bowiem nie stoi na przeszkodzie, by wraz z tym, jak wzrośnie wartość jednej monety, dokonywać transakcji z użyciem bardzo małej jej części.
Czego się bać?
Jak na razie projekt „Bitcoin” zdaje się rozwijać pomyślnie. Kurs wirtualnej waluty od początku 2011 roku, kiedy zaczęto kupować i sprzedawać ją za dolary, wzrósł dwudziestopięciokrotnie i obecnie wynosi około 20 dolarów. Mała płynność tego rynku nie pozwala na wymienianie większych ilości po stałym kursie. W efekcie zmienność jest bardzo duża, przez co trudno oszacować, ile warte są wszystkie Bitcoiny w obiegu. Szacunki wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset milionów dolarów. Powoli rośnie liczba sklepów, które akceptują wirtualną walutę, chociaż na razie na tej liście próżno szukać bardziej znanych podmiotów.
Niestety brak jakiejkolwiek kontroli oraz całkowita anonimowość płatności spowodowały wzrost zainteresowania Bitcoinem ze strony organizacji przestępczych. Wirtualna waluta łatwo może służyć do rozliczania transakcji zakupu narkotyków, broni czy okupu za zakładników. Z tego właśnie powodu EBC zaczął przyglądać się Bitcoinowi. Podkreślanie konieczności monitorowania rozwoju projektu nie wynika raczej z realnej obawy o podważenie przez Bitcoin monopolu banków centralnych. Moim zdaniem instytucje te mogą na razie spać spokojnie. Zakładając bowiem nawet, że twórcy systemu Bitcoin mają rację, iż jest on stuprocentowo technicznie bezpieczny, nie oznacza, że jego ekonomiczne funkcjonowanie jest możliwe.
Wskazać przy tym należy na bardziej fundamentalny problem niż wykorzystywanie waluty przez kryminalistów. Brak jakiejkolwiek instytucji, stojącej na straży siły nabywczej Bitcoinu w połączeniu z brakiem pokrycia wirtualnej waluty, pozostawia logiczną możliwość następującego scenariusza. Na skutek jakichś czynników zewnętrznych (podejrzenia fałszerstwa, manipulacji finansowej, załamania gospodarczego itp.) wartość wirtualnej waluty może gwałtownie spaść. W takiej sytuacji część jej użytkowników może nabrać podejrzeń, że utrata zaufania ma charakter trwały i także zacząć pozbywać się posiadanych zasobów. W ten sposób wyprzedaż zamieni się w panikę, na skutek której wartość Bitcoina znajdzie się na zerowym poziomie. Nie będzie bowiem żadnego czynnika, który byłby w stanie zatrzymać spadki, stabilizując rynek. Wirtualna waluta zaś, która raz straciła całą wartość, na zawsze wyjdzie z obiegu. Z tego powodu racjonalny człowiek nigdy nie powinien używać jej w innym celu niż dla zabawy.