Od dwóch dni warszawska giełda razi słabością. Co prawda nad większością rynków wisi groźba korekty, ale nie byłoby dobrze, gdybyśmy byli jej liderem.

Sytuacja na głównych światowych parkietach zaczyna się coraz bardziej różnicować. Indeks we Frankfurcie na informację o "porozumieniu" w sprawie amerykańskiego klifu fiskalnego zareagował co prawda ponad 2 proc. zwyżką, jednak od tego czasu nieznacznie ale jednak traci na wartości. Reakcja wskaźników na Wall Street ze zrozumiałych (choć nie do końca) względów była jeszcze bardziej wyraźna. S&P500 skoczył w ciągu dwóch dni o 65 punktów, czyli o 4,6 proc. Po tej euforii zaczął się wahać, odzwierciedlając nastroje inwestorów. W piątek znalazł się jeden punkt powyżej poprzedniego rekordu z 14 września ubiegłego roku. Wczoraj zaliczył niewielkie cofnięcie się z tego poziomu. Dow Jones i S&P500 zniżkowały po 0,3-0,4 proc.

W przypadku amerykańskich indeksów możemy mówić co najwyżej o przygotowywaniu się do ewentualnej spadkowej korekty. Na razie sytuacja jest na tyle niejednoznaczna, że równie dobrze możemy zobaczyć kolejną próbę pokonania lokalnych szczytów. Kierunek wyznaczą z pewnością informacje o wynikach finansowych i prognozach amerykańskich firm. Sezon publikacji raportów rozpoczyna się już dziś. Ostatnio okres ten sprzyjał bykom, ale tym razem może być inaczej, jeśli okaże się, że dokonania spółek nie dorównują oczekiwaniom inwestorów.

Patrząc na europejską czołówkę o biciu rekordów raczej nie ma co marzyć. Wyjątkiem jest londyński FTSE, idący od czterech sesji w górę bez żadnych oporów. Jednak i w jego przypadku możliwa jest niewielka korekta.

Korekta coraz bardziej powiększa się na rynku naszych największych spółek. WIG20 od dwóch dni jest europejskim liderem spadków. W tym czasie stracił 50 punktów, czyli niemal 2 proc. Pomijając fakt, że wskaźnik naszych blue chips jest najgorzej zachowującym się indeksem na naszym kontynencie, niepokój budzi rosnąca chęć realizacji zysków. Co gorsza, obejmuje ona nie tylko rynek akcji, ale także widoczna jest na rynku walutowym i papierów skarbowych.

Taka mieszanka nie wróży nic dobrego. Jeśli kapitał zagraniczny się od nas odwróci, będziemy mieć kłopoty. Rodzimy nie wydaje się być przekonany o dobrych perspektywach na najbliższe miesiące.

Dziś czeka nas kilka publikacji dotyczących kondycji gospodarki w naszym regionie. Oczekiwania nie są zbyt optymistyczne, ale do tego zdążyliśmy już się przyzwyczaić. Największy wpływ na rynek będą mieć informacje o sprzedaży detalicznej w strefie euro i zamówieniach w niemieckim przemyśle.
Na giełdach azjatyckich przeważają dziś spadki. Także kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy sugerują niepomyślny dla byków początek handlu na giełdach.

Roman Przasnyski