Rok 2012 zapisze się w pamięci większości inwestorów dobrze. Rynki akcji dały zarobić po kilkanaście procent, zyskiwały też obligacje i waluty krajów rozwijających się. Nieco gorzej wypadły surowce, choć obyło się bez zasadniczych spadków.

Mijający rok zaczynał się w atmosferze narastającego optymizmu wywołanego operacjami LTRO, za pomocą których Europejski Bank Centralny wsparł sektor bankowy strefy euro, pośrednio przyczyniając się też do obniżenia kosztów obsługi długu państw strefy. Euforia trwała zaledwie jeden kwartał, ale wielu inwestorów zarobiło w tym czasie tak dużo, że nie mieliby nic przeciwko, gdyby do końca roku nic się nie wydarzyło. Niestety pozytywną tendencję odwróciły wybory w Grecji, po których wydawało się niemal przesądzone, że kraj ten opuści strefę euro, rozpoczynając tym samym jej rozpad.

Kryzys w sektorze bankowym i brak zaufania inwestorów znów dały o sobie znać, wciągając strefę euro w kolejną recesję. Optymizm na rynkach studziły też informacje z ostro zaciskającej pas Wielkiej Brytanii oraz niemożliwość dogadania się prezydenta z Kongresem w kwestii polityki budżetowej w USA. Ostatni kwartał jednak należał do byków za sprawą deklaracji prezesa EBC o daleko idącym wsparciu dla rządów, ustabilizowaniu sytuacji w Grecji oraz ogłoszeniu kolejnej rundy ilościowego łagodzenia przez Fed. Pod koniec roku pojawiła się szansa na rozstrzygnięcie amerykańskich dylematów budżetowych, co dodatkowo jeszcze pomogło rynkom akcji.
Spośród giełd europejskich w mijającym roku zdecydowanie najlepiej wypadła giełda w Istambule (nieco ponad 50% wzrost indeksu). Całkiem nieźle można było zarobić także, inwestując w pogrążonej (jak się wtedy wielu zdawało) w kryzysie strefie euro. Najlepszy wynik uzyskał kraj, który był na tyle odważny, by 1 stycznia 2011 przyjąć wspólną walutę. Giełda estońska dała zarobić prawie 40%. Wydaje się, że to sporo, jednak inwestorzy, którzy zdecydowali się kupić akcje na giełdzie w Tallinie w dniu wejścia Estonii do strefy euro (czyli dwa lata temu), ciągle są na minusie.

W podobnej sytuacji są ci śmiałkowie, którzy kupili greckie akcje. Mijający rok z pewnością należał do nich – giełda w Atenach pozwoliła zarobić 30%. Jednak nie było to na tyle dużo, by znacząco zbliżyć się choćby do zeszłorocznej 50% straty, o dojściu do szczytów z 2007 roku nie wspominając. Co ciekawe łeb w łeb z Grekami szli Niemcy – indeks DAX także urósł o 30%. Inwestując w strefie euro, trzeba było być więc zimnym albo gorącym; popłacało postawienie na niemiecką solidność lub całkowitą (ale tanią) degrengoladę.

Pośrednie warianty wypadły znacznie gorzej. Najsłabszym wynikiem zakończyły się inwestycje w tych krajach strefy euro, które dopadł kryzys, ale których jeszcze rok temu nikt nie spisywał na straty. Na minusie więc cały czas pozostaje Hiszpania, dwa razy niższa od europejskiej średniej (ok. 15%) pozostaje stopa zwrotu z giełdy włoskiej i portugalskiej. Irlandia, która najdynamiczniej podnosi się z kryzysu, wypadła lepiej od grona, wśród którego bywa wymieniana, dając zarobić 17%.

Obligacje także pozwalały cieszyć się zyskami, zarówno te denominowane w dolarach, jak i w euro. Niewątpliwą gwiazdą były też polskie papiery, których rentowność spadła z prawie 6% do poniżej 4%. Można powiedzieć, że w ten sposób zostaliśmy zakwalifikowani niemal do kategorii rynków rozwiniętych, co w przyszłości przyczyni się do większego zainteresowania naszym regionem. Widać to w rekomendacjach banków, które doradzają managerom funduszy zwiększenia alokacji w Polsce.
Na rynkach surowcowych nie było aż tak dobrze.

Poza złotem, z którego zyski topnieją ostatnio z dnia na dzień, można było zarobić tylko na surowcach rolnych za sprawą amerykańskiej suszy. Surowce energetyczne oraz metale kolorowe kończą 2012 rok na poziomie zbliżonym lub trochę niższym w stosunku do poprzedniego roku.
Nadchodzący rok zapewne w dużej mierze będzie kontynuował dotychczasowe tendencje. Stopy zwrotu z rynku akcji i obligacji nie będą prawdopodobnie aż tak dobre, gdyż wyceny zwłaszcza w USA są już dość mocno wywindowane. Surowce zaś, w obliczu wolniej rozwijającej się światowej gospodarki oraz rosnącej podaży, drożeć także nie będą.

Maciej Bitner, Główny Ekonomista Wealth Solutions