"Zbliżamy się do końca roku, więc aktywność inwestorów zbliża się do minimum. Rynek przez cały przedświąteczny tydzień może być mocno ograniczony. Jeżeli nie będzie dużego przepływu transakcji - a na to się nie zanosi - to należy liczyć się, że najbliższe dni będą dla rynku dość +płaskie+. Będziemy poruszać się w przedziale 4,07-4,10 za euro i nic nie wskazuje na to, żebyśmy do świąt zdążyli poza ten przedział wyjść" - powiedział PAP Paweł Gajewski, diler z banku Millennium.
Zdaniem Gajewskiego, dane GUS z bieżącego tygodnia (urząd opublikuje m.in. dane dotyczące rynku pracy, sprzedaży detalicznej, wynagrodzeń oraz produkcji przemysłowej) mogą mieć wpływ na rynek, jeżeli będą znacząco odbiegać od konsensusu.
"Te dane mogą +zamieszać+, gdyż będą przekładać się na postrzeganie obecnej sytuacji gospodarczej przez RPP. Jeśli więc dane okazałyby się znacząco gorsze od tego, czego rynek oczekuje, to powstałaby presja na obniżki stóp w styczniu, a tym samym na notowania złotego" - powiedział.
Gajewski ocenia, że na rynku brakuje obecnie impulsów, które mogłyby sterować notowaniami złotego. "Inwestorom brakuje bodźców zarówno z kraju, jak i z zewnątrz. Panuje cisza medialna" - powiedział Gajewski.
Błażej Mykowski z Noble Securities zwrócił uwagę, że w poniedziałek złoty nieznacznie osłabiał się względem głównych walut, korygując piątkowy bardzo silny "rajd aprecjacyjny". Jednak pod koniec sesji ruch ten został odwrócony, a po godzinie 16-tej dolar kosztował 3,11 zł, euro 4,09 zł, a frank szwajcarski 3,38 PLN.
Mykowski zauważył, że odreagowanie złotego zbiegło się ze wzrostem na giełdach. "Dopiero początek sesji za oceanem zaowocował przełamaniem niemocy i wszystkie indeksy w ślad za S&P500 wystrzeliły w górę. Podobna sytuacja miała miejsce na rynku walutowym" - dodał.