Światowe giełdy zareagowały ostrożnymi wzrostami, gdy okazało się, że Barack Obama zapewnił sobie reelekcję i będzie teraz mógł poświęcić uwagę innym kwestiom niż kampania wyborcza, a zwłaszcza zająć się problematyką gospodarczą.

W tygodniu poprzedzającym amerykańskie wybory giełdy były w pewnym sensie w stanie zawieszenia, ponieważ inwestorzy wstrzymywali się z decyzjami do czasu rozstrzygnięcia, kto przez najbliższe cztery lata będzie rezydował w Białym Domu.

Inwestorzy pozostaną jednak zapewne ostrożni z uwagi na niepewność co do tzw. klifu fiskalnego w USA, tzn. obawy, że Biały Dom nie porozumie się z Republikanami w Kongresie do końca listopada w sprawie sposobów redukcji deficytu budżetowego. Brak takiego porozumienia wymusiłby - na podstawie umowy z zeszłego roku - automatyczne cięcia wydatków rządowych i podniesienie podatków. Mogłoby to wtrącić gospodarkę USA w ponowną recesję.

Tymczasem w kwestii tej zapowiada się dalszy impas - Demokraci utrzymali kontrolę nad Senatem, a Republikanie - solidną większość w Izbie Reprezentantów.

Brytyjski indeks FTSE 100 wzrósł o 0,3 proc., niemiecki DAX o 0,6 proc., francuski CAC-40 o 0,8 proc. Wcześniej w Azji hongkoński Hang Seng podskoczył o 0,7 proc., a południowokoreański Kospi o 0,5 proc. Wzrosty odnotowano także na Tajwanie, w Singapurze i w Indonezji, natomiast nieznaczne spadki w Japonii i w Chinach. W Australii indeks S&P/ASX wzrósł o 0,7 proc.

Associated Press zwraca uwagę, że wynik amerykańskich wyborów oznacza, iż stanowisko zachowa najprawdopodobniej szef Rezerwy Federalnej (Fed) Ben Bernanke. Mitt Romney, który krytykował działania Fed, mające dostarczyć bodźców gospodarce USA, zapowiadał, że w razie zwycięstwa nie będzie rekomendował Bena Bernanke na kolejna kadencję.

12577587