Pod tym tajemniczym oznaczeniem kryje się sprawa założona przez eurosceptycznego irlandzkiego polityka, Thomasa Pringle’a, która dzisiaj będzie rozpatrywana przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu. Jej wyniku nie poznamy jednak szybko, chociaż w lipcu przyznano jej tzw. procedurę pierwszeństwa. Dlaczego? Bo dotyka nieco wrażliwej sprawy dotyczącej legalności działań Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.

Teoretycznie Pringle nie ma zbytnio możliwości zablokowania funkcjonowania ESM, ale w sytuacji, kiedy inwestorzy z coraz większą niecierpliwością wypatrują oficjalnego wniosku o pomoc z Hiszpanii (niestety zaczyna się potwierdzać scenariusz przedstawiony m.in. we wczorajszym komentarzu), a wokół możliwości bezpośredniego dokapitalizowania zagrożonych banków z funduszu ESM pojawia się coraz więcej wątpliwości, może stać się to pretekstem do wyraźniejszego pogorszenia nastrojów. Inwestorzy znów zaczynają dochodzić do wniosku (zwłaszcza po ostatnim szczycie UE), iż Europa zaczyna ponownie tracić tą pozytywną energię, która była widoczna podczas wakacji – chociaż bądźmy szczerzy: sporo dobrego wykonał Europejski Bank Centralny, a nie politycy, którzy jak widać nie mogą się nawet szybko porozumieć, co do unii bankowej, czy też unii fiskalnej.

Nastroje wokół Hiszpanii pogarsza dzisiaj dodatkowo decyzja agencji Moody’s, która obniżyła ratingi dla 5 regionów, w tym mających od dawna problemy Andaluzji, Katalonii i Murcii. Warto też śledzić uważnie wątek grecki – agencje skupiają się na kwestii raportu Trójki i kolejnej transzy pomocy w wysokości 31,5 mld EUR, która jest w zasadzie przesądzona do wypłaty w listopadzie, a kwestia pomysłu na sfinansowanie tzw. trzeciego bailoutu nie jest zbytnio poruszana. Wczoraj wspominałem o weekendowym artykule w Der Spiegel, który powołując się na źródła w niemieckim resorcie finansów, napisał o pomyśle buy-backu greckich obligacji, który miałby zostać sfinansowany nowymi pożyczkami. Tymczasem po południu wysoko postawiony przedstawiciel tamtejszego rządu przyznał, iż żaden nowy bailout dla Grecji nie wchodzi w grę. Powód wydaje się prosty – po tym jak CDU/CSU przegrała w weekend wybory regionalne w Stuttgarcie, które przypieczętowały oddanie władzy w całej Badenii-Wirtenbergii w ręce Zielonych, coraz bardziej rośnie ryzyko zaostrzenia „zagranicznego kursu” i retoryki przed zaplanowanymi na jesień 2013 r. wyborami do Bundestagu. To było już w pewnym sensie widoczne na ostatnim szczycie UE.

Dzisiejszy Wall Street Journal pisze dzisiaj, iż członkowie FED mogą na rozpoczynającym się dzisiaj posiedzeniu dyskutować możliwość zwiększenia programu QE3 wraz z końcem roku, kiedy to wygasa tzw. Operation Twist, w ramach której FED sprzedaje krótkoterminowe papiery, a kupuje te z długim terminem zapadalności. Tylko, czy takie sugestie rzeczywiście znajdą się w komunikacie, jaki poznamy jutro wieczorem (godz. 20:15)? Czy też okaże się, że więcej szczegółów przyniosą dopiero zapiski publikowane w połowie listopada? Ta druga wersja jest bardziej prawdopodobna. FED może nie być skłonny do dalszego „łagodzenia” przekazu, skoro wspomniał o QE3 miesiąc temu, a ostatnie dane z gospodarki mimo, że mieszane w odbiorze, to jednak w ogólnym podsumowaniu były lepsze. FOMC może też nie chcieć utrwalać błędnego wrażenia, iż losy całej gospodarki zależą tylko od tego, co zrobi bank centralny. W wielu ostatnich komentarzach próbowano przecież adresować większą odpowiedzialność polityków. I tak może być też teraz – FED może wysłać bardziej czytelny sygnał dotyczący zagrożeń, jakie niesie ze sobą tzw. klif fiskalny. Łatwo się domyśleć, iż to raczej nie poprawi rynkowych nastrojów.

Kolejną ważną datą w kalendarzu będą dane nt. chińskiego PMI dla przemysłu, jakie poznamy w nocy z wtorku na środę. Wprawdzie nie ma oficjalnej mediany oczekiwań dla wskaźnika sporządzanego przez Markit/HSBC – są to dane wstępne za październik – to jednak jest dość prawdopodobne, iż w sytuacji, kiedy rynek uwierzył chińskim oficjelom, iż tamtejsza gospodarka wyraźniej odbije w IV kwartale, jutrzejszy wskaźnik PMI nie może być bliski wrześniowemu odczytowi na poziomie 47,9 pkt. Trudno jednoznacznie ocenić, jaka wartość byłaby uznana za akceptowalną – ale raczej byłaby to ta bliższa 50 pkt., który jest kluczowym poziomem dla oceny przyszłej koniunktury.

Dzisiaj w międzynarodowym kalendarzu jest relatywnie pusto – uwagę przyciągną dwie kwestie – dane nt. sprzedaży detalicznej w Kanadzie (godz. 14:30), oraz komunikat po posiedzeniu tamtejszego banku centralnego (godz. 15:00). W ubiegłym tygodniu notowania CAD poszły mocno w dół, głównie po słowach szefa BOC, które zostały odebrane jako sygnał, iż Bank Kanady nie będzie się spieszył z podwyżkami stóp procentowych w najbliższych miesiącach. Trudno jest jednak dopisywać do tego oczekiwania, iż BOC byłby rzeczywiście skłonny podjąć dodatkowe działania w ramach luzowania polityki pieniężnej – stąd też „gołębi” obraz banku centralnego, jaki został ostatnio zarysowany w mediach, jest raczej nieco przesadzony. W efekcie nie można wykluczyć, iż w najbliższych dniach CAD odreaguje wcześniejszą przecenę. O godz. 16:00 mamy indeks FED z Richmond za październik – spodziewana jest nieznaczna poprawa z 4 pkt. do 5 pkt., ale to może nie być tak istotne dla rynku w kontekście jutrzejszego FED. Większe znaczenie mogą mieć kolejne publikacje wyników spółek z USA, zwłaszcza dość nośnego medialnie Facebooka.

EUR/USD – Rynek rozczarowuje się Hiszpanią, na horyzoncie PMI z Chin i FED

O kwestiach makro pisałem w poprzednich akapitach, skupię się tylko na technice. Wczoraj nie udało się trwale naruszyć oporu na 1,3070, co doprowadziło dzisiaj do powrotu poniżej istotnych 1,3030. Scenariusz podwójnego szczytu (1,3120-70), który skutkowałby szybkim testem kluczowych okolic 1,29 (linia trendu wzrostowego od lipca) jeszcze w tym tygodniu, nadal pozostaje aktualny. Sprzyja mu zachowanie się indeksu BOSSA USD, zwłaszcza w ujęciu tygodniowym, który jest w „przededniu” wygenerowania istotnego sygnału – większe prawdopodobieństwo można przypisać temu, iż będzie on preferować mocnego dolara w listopadzie (przynajmniej w jego pierwszej połowie). Dzisiaj można oczekiwać próby sforsowania rejonu 1,2990-1,3000, co otworzyłoby drogę do testowania strefy 1,2940-65.

EUR/CAD – Inwestorzy przerysowali „gołębi” wizerunek Banku Kanady?

O tym, że rynek nadmiernie obawia się „gołębiego” przekazu ze strony Banku Kanady, pisałem już w poprzednich akapitach. Skupmy się, zatem na technice. Dlaczego EUR/CAD, a nie USD/CAD? W drugim przypadku odreagowanie notowań „Kanadyjczyka” może być mniejsze, gdyż w najbliższych dniach rynek będzie preferował USD na głównych parach (może poza USDJPY, o którym wspominałem wczoraj po południu, a w nocy tamtejszy resort finansów uciął spekulacje, jakoby BOJ miał rozważać istotne zwiększenie programu skupu aktywów podczas posiedzenia zaplanowanego na 30 października, co umocniło jena). A, zatem w przypadku EUR/CAD jesteśmy na górnym ograniczeniu kanału wzrostowego, a dodatkowo dzienne wskaźniki pokazują negatywne dywergencje z kursem bazowym (nie potwierdzając ostatnich szczytów). W najbliższych dniach możemy mieć też do czynienia z większą presją spadkową na euro względem głównych walut, ze względu na wspominane już „hiszpańskie rozczarowanie”. W pesymistycznym scenariuszu możemy wrócić do końca miesiąca w okolice 1,2750, wyznaczane przez dolne ograniczenie wspomnianego już kanału wzrostowego.

Marek Rogalski