Dane z amerykańskiej gospodarki zaskoczyły, tym razem pozytywnie. Do tego stopnia, iż można powoli zastanawiać się, czy wiosenno-letnie przesilenie w USA nie dobiegło końca. Zwykle takie dane są świetną wiadomością dla rynków ryzykownych aktywów (akcje, złoty), tym razem jednak ich zachowanie było zdecydowanie inne.

Świetne dane, USA wychodzi z dołka?

Indeks nastrojów Conference Board wzrósł we wrześniu aż o 9 pkt. do 70,3 pkt., z łatwością przekraczając konsensus rynkowy na poziomie 62,9 pkt. Indeks ten jest ważnym indykatorem nastrojów konsumentów, które to powinny przełożyć się na wyższy popyt, ułatwiając jednocześnie zadanie dla prowadzonej przez Fed polityki. Silne wzrosty tego indeksu z niskich poziomów (a okolice 60 pkt. to z historycznej perspektywy niski poziom) często sygnalizowały ożywienie gospodarcze.

Podobny wydźwięk miał raport Fed z Richmond – przygotowywany w tym regionie indeks wzrósł aż o 13 pkt. (do +4 pkt.) i był to drugi silny wzrost z rzędu. Indeks ten jest najczęściej ignorowany przez rynki, ale tym razem może dostarczać nam ważnej wskazówki – pierwsze dwa indeksy we wrześniu (NY Fed – najgorszy od 2009, Philly Fed – trzeci kolejny wzrost) pokazały bardzo niejednoznaczny obraz. Jeśli publikowany w piątek Chicago PMI wpisze się w wydźwięk wczorajszych danych będzie można mówić o końcu spowolnienia w USA – przynajmniej w tym roku.

Szukanie przyczyn wyprzedaży...

Pomimo tak dobrych danych na rynku obserwowaliśmy najsilniejszą realizację zysków od czasu ogłoszenia QE3 przez Fed. Elektroniczne media ekonomiczne sugerują kilka przyczyn. Jedną miałaby być jastrzębia wypowiedź członka Fed Charlesa Plossera. Naszym zdaniem, to nie jest faktyczna przyczyna wyprzedaży. Plosser jest znany ze swoich poglądów, jest członkiem w tym roku niegłosującym, a Bernanke pokazał, że robi swoje bez względu na pozostające w mniejszości jastrzębie. Mówi się też o strajkach w Hiszpanii, gdzie za chwilę mają być ogłoszone reformy.

Przyczyna może być jednak bardziej prozaiczna. Taka wyraźna poprawa w danych po okresie słabości to często ostatni dzwonek dla byków. Problem w tym, że w ostatnich miesiącach rynki rosły pomimo pogarszającej się sytuacji makro. Tym samym lepsze dane są już dawno w cenach i nie gwarantują nie tylko wzrostów, ale choćby utrzymania się na obecnych poziomach. Jeśli poprawa zostanie potwierdzona wskaźnikiem Chicago PMI ryzyko głębokiej korekty będzie mniejsze, ale należy mieć świadomość, iż pomimo pozytywnych sygnałów z USA i Niemiec zagrożenia dla globalnego wzrostu są nadal bardzo poważne. W samym USA coraz więcej mówi się fiskalnym klifie, który w mniejszym lub większym stopniu wpłynie negatywnie na wzrost w 2013 i 2014 roku. Dlatego też lepsze dane, choć są dobrą informacją, nie oznaczają automatycznie sygnału kupna.

dr Przemysław Kwiecień