W ostatnim czasie z globalnej gospodarki nie napływają najlepsze dane. Wczoraj okazało się, iż amerykański indeks ISM po raz trzeci pozostawał poniżej bariery 50 pkt., słabe były też dane z Australii.

Pozytywnie zaskoczyły figury z Wielkiej Brytanii, choć można mieć obawy czy to nie aby jednorazowy fenomen. Jednak to nie ma chwilę obecną dla inwestorów znaczenia. Liczy się to, co w czwartek ogłosi EBC. A to ciągle pozostaje wielką niewiadomą.

Wszyscy czekają już na czwartek

Od kilku dni na rynkach obserwujemy nerwowe wyczekiwanie. Obietnica prezesa EBC, iż Bank zrobi wszystko aby uratować wspólną walutę, a potem wskazówka, iż może to oznaczać zakupy hiszpańskich i włoskich obligacji były bezdyskusyjnie tematem wakacji, skutecznie przysłaniając słabe dane makro i nową odsłonę greckich problemów. Na poprzednim posiedzeniu Draghi nie przedstawił szczegółowych planów, ale powiedział wystarczająco aby podtrzymać nadzieje inwestorów. Teraz jednak nadchodzi czas na wypełnienie obietnic.

Zwykle przed taką decyzją rynki wiedzą już czego mniej więcej oczekiwać. Tym razem jest jednak inaczej. Co prawda ostatnie wypowiedzi prezesa sugerują, iż plan jest przygotowywany i że będzie koncentrował się na długu do 3 lat, znaków zapytania jest znacznie więcej. Przede wszystkim nikt nie wie o jakiej skali interwencji myśli szef EBC, a na jaką zgodzą się konserwatywni przedstawiciele Bundesbanku. Biorąc pod uwagę, iż Bank już wcześniej skupił ok. 150 mld długu tych krajów i nie przyniosło to trwałego rezultatu, rynek ma nadzieję, iż tym razem plan byłby jeszcze szerzej zakrojony. Mniej mówi się o kwestiach technicznych związanych z uruchomieniem planu, a to tu może dojść do rozczarowania.

Na konferencji po sierpniowym posiedzeniu Draghi wyjaśniał, iż najpierw będący w kłopotach kraj musiałby się zgłosić z prośbą o interwencję do EFSF, a także zaakceptować plan naprawczy. Bundesbank w zamian za zgodę na interwencje EBC może zażądać daleko posuniętej kontroli nad finansami publicznymi krajów, które miałyby na pomocy Banku skorzystać.

Lepsze dane z Wielkiej Brytanii…

Po raz drugi w tym tygodniu pozytywnie zaskoczyły dane makroekonomiczne z Wielkiej Brytanii. Po nieoczekiwanym wzroście indeksu PMI dla przemysłu, z 51 do aż 53,7 pkt. wzrósł indeks dla usług. W przypadku brytyjskich danych takie zaskoczenia są częstsze niż dla innych krajów, także odczyty te wymagają potwierdzenia. Wczoraj jednak indeks pomógł funtowi zyskać wobec euro i póki co para EURGBP nadal pozostaje pod ważnym oporem 0,7950, w szansami na większą korektę spadkową. Tak jak w wielu innych przypadkach o korekcie rozstrzygnąć może jednak posiedzenie EBC.

…ale słabe z Australii

Lepsze dane z Wysp to jednak wyjątek w nadal nieciekawym obrazie makro. Potwierdzają to figury z Australii. Po nadspodziewanie wysokiej dynamice tempa wzrostu w pierwszym kwartale tego roku (aż 1,4% q/q), wzrost w drugim kwartale spowolnił i to bardziej niż oczekiwał rynek (do 0,6%, konsensus wynosił 0,8%). Jeszcze bardziej niepokoić mogą jednak publikowane w trzecim kwartale wskaźniki aktywności. Sierpniowy wskaźnik PMI dla usług odnotował spadek do 42,4 pkt. i po raz siódmy z rzędu znajduje się poniżej bariery 50 pkt., a to może oznaczać, iż wzrost w trzecim kwartale spowolni jeszcze wyraźniej. Pełen obraz sytuacji w australijskiej gospodarce będziemy mieć jutro, po tym jak w nocy opublikowane zostaną dane z rynku pracy (konsensus zakłada wzrost zatrudnienia o 5 tys.). Jak na razie obserwowane dane wpisują się w przecenę australijskiego dolara.

dr Przemysław Kwiecień