Ani rozbudzone na nowo nadzieje na luzowanie polityki przez Fed, ani nieco lepsze niż oczekiwano wskaźniki aktywności europejskiego przemysłu, nie przeszkodziły niedźwiedziom w kontynuowaniu korekty.

Reakcja amerykańskich indeksów na publikację protokołu z poprzedniego posiedzenia Fed w końcówce środowej sesji sugerowała, że nastroje na giełdach mogą się zdecydowanie poprawić. Okazało się bowiem, że spora część członków komitetu otwartego rynku uznała, że jeśli amerykańska gospodarka nie zacznie przyspieszać, kolejna runda ilościowego luzowania będzie niezbędna. To wyraźny sygnał, potwierdzający wcześniejsze narastające przekonanie inwestorów, że dodruk pieniędzy jednak nastąpi. Gdy ten sygnał się pojawił, zrodziły się jednocześnie wątpliwości. Czynnik dolarowego zastrzyku w czwartek więc nie zadziałał.

Czekano prawdopodobnie na sygnały z amerykańskiej gospodarki, które mogłyby uprawdopodobnić szybkie działania Fed. Te okazały się niejednoznaczne. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych zwiększyła się z 368 do 372 tys. i była wyższa niż się spodziewano. Pozytywnie zaskoczył natomiast wskaźnik aktywności amerykańskiego przemysłu, rosnąc z 51,4 do 51,9 punktu.

Za remisowy można uznać bilans danych makroekonomicznych z innych stron świata. Indeks PMI dla chińskiego przemysłu spadł z 49,3 do 47,8 punktu, co stanowi kolejny sygnał pogarszania się koniunktury w Państwie Środka. Za to analogiczne wskaźniki dla Francji, Niemiec i całej strefy euro okazały się lepsze niż oczekiwano, choć wszystkie pozostają wyraźnie poniżej 50 punktów, oznaczających ożywienie.

W takich warunkach europejskie indeksy zaczęły dzień od optymizmu i sporych wzrostów, a skończyły wyraźnie pod kreską. W Paryżu i Frankfurcie rano wskaźniki zyskiwały po 0,8-0,9 proc. Już po dwóch godzinach znalazły się jednak w okolicy środowego zamknięcia. Po trwającej do wczesnego popołudnia stabilizacji, niedźwiedzie mocniej zaatakowały i wcześniejsze wzrosty zmieniły się w straty sięgające 0,8-0,9 proc. Spadkowa fala zaczęła się jeszcze przed publikacją danych zza oceanu, dotyczących rynku pracy.

Na naszym rynku scenariusz sesji był podobny. Jedynie dynamika zmian nieco mniejsza niż w otoczeniu. WIG20 zaczął dzień od zwyżki o prawie 0,6 proc. Do godziny 14.00 wiernie naśladował ruchy wskaźników w Paryżu i Frankfurcie. Późniejszy spadek był znacznie łagodniejszy niż na zachodzie. W najgorszym momencie indeks naszych blue chips dotarł do 2266 punktów, tracąc niecałe 0,5 proc. Ten dołek został nieznacznie pogłębiony po tuż rozpoczęciu handlu na Wall Street.

W przypadku trzech z grona największych spółek, sytuacja od rana była jasna i stabilna. Po publikacji rozczarowujących danych finansowych akcje PGNiG zniżkował o około 3 proc. Jednoprocentowy spadek zaliczały papiery Telekomunikacji Polskiej. Walory Tauronu, który pozytywnie zaskoczył wynikami zwyżkowały o 1-2 proc. W pozostałych przypadkach było dość zmiennie. Akcje GTC przed południem nieznacznie zniżkowały, jednak później skala spadku przekroczyła 4 proc. Walory KGHM początkowo szły w górę o ponad 1 proc., by pod koniec dnia tracić 1,5 proc.

Indeksy za oceanem zaczęły dzień od spadków po 0,4 proc. i początkowo wykazywały tendencję do powiększania ich skali. To dodawało sił niedźwiedziom na naszym kontynencie, które twardo trzymały się swoich zdobyczy. DAX tracił 1,2 proc.

Indeks naszych największych spółek w końcówce odzyskiwał wigor. Na pół godziny przed zakończeniem handlu zniżkował o 0,2 proc.

Roman Przasnyski