Amerykańskie gospodarstwa domowe coraz ostrożniej gospodarują budżetem. W czerwcu wzrostowi dochodów nie towarzyszyło podobne zachowanie wydatków, a stopa oszczędności wzrosła do 4,4 proc.

We wtorek główne indeksy z Wall Street kończyły dzień spadkami, które nie przekroczyły 0,5 proc. Pozytywnie zaskoczyły informacje z rynku nieruchomości oraz odczyt indeksu Conference Board, który po kilku spadkowych miesiącach wzrósł do 65,7 pkt. z 62,7 pkt. przed miesiącem.

Piątkowe dane o PKB Stanów Zjednoczonych w II kw. 2012r. pokazały, że konsumpcja indywidualna rośnie najwolniej od roku. Wczorajsza publikacja potwierdza to zjawisko: dochody Amerykanów wzrosły o 0,5 proc. m/m, wydatki nie uległy zmianie (oczekiwano odpowiednio wzrostu o 0,4 proc. m/m i 0,1 proc. m/m). Zaciskanie pasa obrazuje fakt, że wydatki gospodarstw domowych w czerwcu nie wzrosły (w ujęciu nominalnym), jak oczekiwali tego ekonomiści, a odczyt z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w dół z 0 proc. do -0,1 proc. m/m. W ujęciu realnym w ostatnim miesiącu II kw. 2012r. wydatki skurczyły się o 0,1 proc. m/m ze względu na wpływ rosnących cen (deflator PCE wzrósł o 0,1 m/m).

Pozytywnym zjawiskiem jest natomiast przyspieszające tempo wzrostu wynagrodzeń. Wzrost dochodów gospodarstw domowych o 0,5 proc. m/m oznacza, że jednocześnie stopa oszczędności zwiększyła się z 4 proc. do 4,4 proc., czyli do najwyższego poziomu od sierpnia 2011r. Choć w krótkim terminie z tego powodu może nadal cierpieć konsumpcja, to w dłuższym horyzoncie wyższe oszczędności są bardziej pożądanym źródłem inwestycji niż koszt pieniądza utrzymujący się od wielu miesięcy na rekordowo niskim poziomie.

Środowa sesja będzie zapewne przebiegać w atmosferze wyczekiwania na słowa Bena Bernanke po posiedzeniu banku centralnego. W kontekście danych napływających z amerykańskiej gospodarki oraz ostatnich wypowiedzi przedstawicieli Fed, uruchomienie nowego programu wykupu aktywów wydaje się mało prawdopodobne, ale być może zaostrzenie tonu komunikatu Fed zasygnalizuje, czy oczekiwania inwestorów mają jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Około godzinę po rozpoczęciu notowań na GPW WIG20 spadał nieznacznie (0,2 proc.), ale jednocześnie plasował się w ogonie europejskich indeksów, co pokazuje, że na zagranicznych rynkach panowały raczej optymistyczne nastroje.

Spadki indeksów PMI w przemyśle Niemiec i strefy euro były oczekiwane przez inwestorów i nie wywołały znaczących ruchów na rynku walutowym - nie obserwowaliśmy wyprzedaży na rynku eurodolara. Pozytywną niespodziankę sprawił natomiast wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu, wzrósł do 49,7 pkt. z 48 pkt. przed miesiącem, czyli wrócił w okolicę kojarzone z neutralną oceną koniunktury w sektorze.

Łukasz Wróbel