Z perspektywy końca dnia doskonale widać, iż w pierwszej połowie całość energii rynku została skoncentrowana na utrzymaniu zdobytych poziomów w dniu wczorajszym, kiedy warszawski parkiet maszerował na północ ignorując neutralne rozdania na rynkach otoczenia. W efekcie niemal całość notowań sprowadziła się do dryfu w okolicach 2250 pkt., na których WIG20 znalazł jeszcze we wtorkowe przedpołudnie. Doskonałym obrazem tego faktu był to, iż do otwarcia notowań na Wall Street sesyjnym maksimum WIG20 był szczyt wykreślony chwilę po starcie notowań o godzinie 9:00.
Sytuacja zmieniła się wraz lepszym od oczekiwań początkiem dnia w USA oraz danymi z amerykańskiego rynku nieruchomości, które ustawiły pierwsze dwie godziny handlu na Wall Street. Bilansem była dwugodzinna fala wzrostowa w Warszawie, która zaprowadziła indeks do maksimum czerwcowej fali wzrostowej w rejonie 2276 pkt. Niestety na zamknięciu udało się ledwie wyrównać szczyt z 12 czerwca i rynek pozostał z pytaniem, czy konsoliduje się w ramach formacji podwójnego szczytu z linią szyi w okolicach 2000 pkt., czy też konsolidacja skończy się wybiciem górą a uwaga przesunie się na kolejną psychologiczną barierę 2300 pkt.
W prostym scenariuszu ruch/konsolidacja/ruch przewagę posiadają kupujący, ale nie warto zapominać, iż finałowe sesje tygodnia odbędą się w kontekście spotkania przedstawicieli państw Unii Europejskiej, które – z racji zdecydowanego odrzucenia idei euroobligacji przez Niemcy – może skończyć się kolejną falą wyprzedaży wspólnej waluty i wzrostu rentowności obligacji peryferyjnych krajów strefy euro. W praktyce przełożyłoby się to na wzrost awersji do ryzyka, co w bliskiej przeszłości niemal zawsze owocowało osłabieniem złotego i spadkiem cen akcji w Warszawie.