W rannym komentarzu zwracałem uwagę, iż nadal pozostaje wiele niewiadomych, chociażby, co do skali rzeczywistej pomocy dla tamtejszych banków, kształtu ich procesu restrukturyzacji, czy też wreszcie faktu w jaki sposób tamtejszy rząd zamierza efektywnie obniżyć nadmierny deficyt budżetowy, skoro gospodarka weszła już w mocną recesję (i przychody spadają), a nadal niepewna jest też sytuacja tamtejszych autonomicznych regionów. W kolejnych godzinach doszły kolejne kwestie.
Okazało się, iż premier Rajoy twierdząc wczoraj, iż Hiszpania otrzyma pożyczkę bez żadnych dodatkowych warunków, minął się z prawdą – co oczywiście nie pomoże mu w odbudowie wizerunku wiarygodnego polityka, który potrafi rozmawiać z rynkami finansowymi. Przedstawiciele Komisji Europejskiej, a także niemiecki minister finansów, dali szybko do zrozumienia, iż Hiszpania będzie monitorowana ze sposobu dysponowania pożyczką i procesu restrukturyzacji instytucji, przez ekspertów Troiki, chociaż główny ciężar kontroli przejmie na siebie KE. Niemniej oprocentowanie pożyczki na poziomie 3-4 proc. (hiszpańska prasa wspominała o poziomie 3 proc.) najpewniej będzie faktem – to potwierdził dzisiaj przedstawiciel KE.
Niemniej inwestorzy mają zupełnie inny problem niż Hiszpania, chociaż ma ona z nim wiele wspólnego. Wskazuje się, że ESM będzie głównym „pożyczającym”, tymczasem, kiedy nie ma 100 proc. pewności, czy wspomniany stały mechanizm ratunkowy (ESM) zgodnie z planem ruszy 1 lipca. Powód jest prosty – stosowna ustawa nie została do tej pory zaakceptowana przez niemiecki Bundestag, a to przecież Niemcy mają mieć największy wkład w ESM. Tymczasem termin głosowania był już przekładany, a opozycja – koalicja Angeli Merkel nie ma stosownej większości na poziomie 2/3 głosów – stawia mocne warunki od których uzależnia swoje poparcie.
To kwestia przyjęcia ustawy zmierzającej do wdrożenia podatku od transakcji finansowych na obszarze strefy euro, a w miarę możliwości w całej UE (chodzi o to, aby Niemcy były mocnym adwersarzem tego projektu, tak jak Francja). SPD i Zieloni chcą też kosztownego programu stymulowania wzrostu gospodarczego w krajach dotkniętych kryzysem. W obu przypadkach Angela Merkel nie jest temu zbyt chętna, chociaż w kwestii podatku transakcyjnego robi dyplomatyczne uniki.
I słusznie – w obecnej chwili, kiedy strefa euro przeżywa erozję zaufania, takie rozwiązanie byłoby katastrofalne – chyba, że naiwnie założymy, iż reszta świata również dobrowolnie się opodatkuje. Niemniej nie wydaje się, aby niemiecka opozycja w ostateczności chciała zablokować ustawę o ESM, a także nowym traktacie fiskalnym, chociaż to zamieszanie wprowadza tylko dodatkową niepewność, której jest ostatnio po prostu zbyt wiele. Niemniej informacyjnie – w najbliższą środę Angela Merkel spotyka się z opozycją, aby poczynić ostateczne uzgodnienia, tak aby Bundestag mógł przyjąć stosowne ustawy jeszcze w czerwcu. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Na razie źródła unijne podały w poniedziałek po południu, iż to nie ESM, a EFSF będzie dominującym pożyczkodawcą…
Notowania EUR/USD spadły dzisiaj w ostatnich godzinach w okolice 1,2526, ale niedzielna luka nie została jeszcze w pełni zakryta (do tego trzeba jeszcze 26 pipsów). Późniejsza próba odbicia w okolice 1,2560 nie zmienia faktu, iż rynek jest po prostu słaby i wystarczy kolejna iskra (cięcie ratingu Hiszpanii przez Moody’s, spekulacje nt. niższej oceny Francji), aby notowania ruszyły mocniej na południe. Złamanie poziomu 1,2590 sugeruje, iż luka powinna być zakryta (1,2500) i dość szybko możemy zejść w okolice istotnego wsparcia na 1,2440. Widać, iż im bliżej niedzieli, kiedy to Grecy po raz drugi w tym roku będą wybierać parlament, tym większe będą negatywne emocje….