Ponad 36 tys. przedsiębiorców skorzystało w czasie pandemii z rozszerzonego programu de minimis, prowadzonego przez Bank Gospodarstwa Krajowego. To aż jedna piąta wszystkich, którzy sięgnęli po ten instrument, odkąd BGK zaoferował go w 2013 r.
DGP
Według danych, które udostępnił nam bank, po zwiększeniu zakresu gwarancji po de minimis zgłosiło się 36,4 tys. przedsiębiorców, którzy zabezpieczyli w ten sposób niemal 20 mld zł zaciągniętych kredytów. Dla porównania od początku trwania programu z narzędzia skorzystało 173,2 tys. firm, a wartość zabezpieczonych kredytów sięgała 134 mld zł.
O tym, jak bardzo wzrosło zainteresowanie instrumentem, świadczy też duży wzrost średniej miesięcznej kwoty udzielanych gwarancji. O ile w okresie od marca 2019 r. do końca lutego 2020 r. wynosiła ona niespełna 1,8 mld zł, to między marcem a końcem sierpnia tego roku było to już niemal 3 mld zł.
Większa popularność gwarancji de minimis w czasie pandemii to splot kilku czynników. Pierwszy, znaczące rozszerzenie ich zakresu, obejmują one już 80 proc. kwot pożyczanych przez banki. W standardowej formule było to 60 proc. Tak duży wzrost oznacza zdjęcie znacznej części ryzyka z banków komercyjnych i przeniesienie go na państwowy BGK. I to właśnie zmniejszenie ryzyka zachęca banki do kredytowania firm – z czym w czasach pandemicznego kryzysu jest raczej krucho. Według danych Biura Informacji Kredytowej zarówno wartość, jak i liczba kredytów udzielanych mikroprzedsiębiorcom jest znacznie niższa niż przed rokiem. W sierpniu banki pożyczyły przedsiębiorcom o prawie 32 proc. mniej w ujęciu wartościowym, liczba kredytów była o 35 proc. mniejsza.
Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, mówi, że być może bez rozszerzenia gwarancji duża część finansowania bankowego, które trafiło z banków do mikroprzedsiębiorców po wybuchu pandemii, nie zostałaby wypłacona. Ale, jak podkreśla, zwiększenie zakresu gwarancji nie było jedynym tego powodem. Drugi to duży wzrost zapotrzebowania na płynność w firmach, nawet w firmach mikro, które z zasady wolą finansować się przy wykorzystaniu własnych środków. Po wybuchu pandemii przedsiębiorcy zaczęli się jednak zabezpieczać przed ryzykiem niewypłacalności na wszystkie możliwe sposoby. Głównie korzystali z tarcz antykryzysowych i finansowych, jakie przygotował rząd, ale też sięgali po instrumenty dodatkowe, jak – w przypadku mikrofirm – program gwarancji de minimis. Robili to tym chętniej, że BGK przez pierwszy rok nie pobiera prowizji od udzielonej gwarancji, a w przypadku kredytów obrotowych czas trwania gwarancji został wydłużony do 39 miesięcy.
– U przedsiębiorców mieliśmy zjawisko chomikowania płynności – gromadzili zasoby gotówki na wszelki wypadek. Widać to również w przypadku środków wypłacanych np. z Tarczy Finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju – brali pieniądze, a potem trzymali je na rachunkach bankowych, za co zresztą byli krytykowani – mówi Piotr Soroczyński.
Według niego rozwój pandemii i jego skutki pokazują, że taka strategia była słuszna. Wraz z rosnącą liczbą zakażeń i powiększaniem się grupy objętej kwarantanną (według danych Ministerstwa Zdrowia na kwarantannie przebywa już ponad 250 tys. osób) zwiększa się ryzyko ograniczania działalności firm.
– I nie dlatego, że zostałby wprowadzony lockdown, ale ze względu na to, że nie będzie pracowników. Nie wszystko można robić zdalnie. Jak ktoś pracuje w sklepie przy kasie, to nie będzie przecież tego robił z domu – mówi ekonomista.
Gwarancje de minimis to największy program gwarancyjny skierowany do mikrofirm, jaki ma w ofercie BGK. Ale nie jedyny: po wybuchu pandemii bank uruchomił też Fundusz Gwarancji Płynnościowych, z którego mogą korzystać średni i duzi przedsiębiorcy. Do tej pory skorzystało z niego 719 podmiotów, zabezpieczając kredyty warte 12,3 mld zł. Od kilku tygodni działa też program gwarancji limitów faktoringowych, którego łączna wartość może wynieść 11,5 mld zł.