Rezerwa Federalna USA zapowiada większą elastyczność w podejściu. Stopy procentowe bliskie zera mogą zostać na dłużej.
– Będziemy dążyć do osiągnięcia inflacji, która w dłuższym horyzoncie wynosi średnio 2 proc. Jeśli będzie się ona w jakimś okresie kształtować poniżej 2 proc., to odpowiednia polityka pieniężna będzie prawdopodobnie dążyć do tego, by później przez jakiś czas inflacja była umiarkowanie powyżej 2 proc. – zapowiedział Jerome Powell, szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej.
Wystąpienie Powella było centralnym punktem konferencji w Jackson Hole. Spotkania dotyczące polityki pieniężnej w niewielkiej miejscowości na pograniczu parku narodowego Yellowstone są organizowane od niemal 40 lat przez Bank Rezerwy Federalnej w Kansas City. Przyglądają się im bacznie bankierzy centralni, ekonomiści zajmujący się polityką pieniężną, a także międzynarodowi inwestorzy. W tym roku wszyscy oni dowiedzieli się z pierwszej ręki, jakie zmiany w podejściu do swojego mandatu planuje najważniejszy bank centralny na świecie.
Fed ma dwa cele: pełne zatrudnienie i stabilność cen.
W odniesieniu do pierwszego Rezerwa Federalna stwierdza, że chodzi nie tylko o to, żeby jak najwięcej osób miało pracę, ale też o to, żeby trendy na rynku pracy miały charakter „inkluzywny” – czyli żeby obejmowały także np. mniejszości etniczne (wśród których stopa jest zwykle wyższa niż wśród białych). Do tej pory Fed kierował się odchyleniami od maksymalnego poziomu zatrudnienia. Teraz ma brać pod uwagę odchylenia od tego poziomu.
– Zmiana może wydawać się nieznaczna, ale odzwierciedla nasz pogląd, że silny rynek pracy można utrzymać bez wywołania wybuchu inflacji – uzasadniał Powell.
Przez dwa lata do wybuchu pandemii stopa bezrobocia w USA była najniższa od pół wieku. Nie przekraczała 4 proc. Recesja wywołana przez lockdown wywindowała ją w kwietniu do niemal 15 proc. Ekonomiści szacują, że w sierpniu spadła poniżej 10 proc. (dane będą opublikowane w najbliższy piątek).
Cel inflacyjny został ustalony w przeszłości na 2 proc. (podobny ma Europejski Bank Centralny, z tym że tam obowiązuje zasada, że inflacja powinna być blisko, ale poniżej 2 proc.) Na ogół jednak, zwłaszcza w ostatnich latach, inflacja była niższa. Środowisko bankierów centralnych uznawało to za coś naturalnego: niska inflacja świadczy o tym, że władze monetarne mają kontrolę nad tym, co dzieje się w gospodarce, ale jeśli przekracza cel, to oznacza, że dzieje się coś niedobrego. I że trzeba podnosić stopy procentowe.
Zapowiedziana przez Powella zmiana podejścia oznacza, że jeśli czasowo inflacja będzie szła w górę, to z podwyżkami stóp nie trzeba będzie się śpieszyć. Obecnie główna stopa Fedu jest utrzymywana w przedziale 0–0,25 proc.
Analitycy i inwestorzy odebrali stwierdzenia szefa Rezerwy Federalnej jednoznacznie: stopy nie wzrosną przez dłuższy czas. Sprzyja to notowaniom akcji. Standard & Poor’s, główny indeks nowojorskiej giełdy, przekroczył w piątek 3,5 tys. pkt i znalazł się na najwyższym poziomie w historii. Łagodna polityka pieniężna nie pomaga za to notowaniom dolara. Euro kosztowało w piątek niemal 1,19 dol., najwięcej od ponad dwóch lat.
Tani pieniądz ma służyć wyjściu z recesji wywołanej przez koronawirusa. Jeśli będzie skutkował wyższą inflacją, to pomoże również w zmniejszeniu realnego poziomu zadłużenia, które w przypadku USA jeszcze przed wydatkami związanymi z COVID-19 zbliżało się do 110 proc. PKB.
Zapowiedzi Jerome’a Powella z pewnością przełożą się też na politykę banków centralnych. Ale naszego – niekoniecznie. – U nas elastyczny cel inflacyjny obowiązuje już od dłuższego czasu. Tolerowany jest nawet dłuższy okres wyższej inflacji pod warunkiem, że w horyzoncie projekcji inflacja zbiega do celu – wskazuje Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao.
Projekcje inflacji są przygotowywane przez analityków Narodowego Banku Polskiego. To główna wskazówka dla ustalającej wysokość stóp NBP Rady Polityki Pieniężnej, jak procesy cenowe będą się kształtować w perspektywie kilku kwartałów. Najnowsza projekcja – z lipca – zakłada, że roczny wskaźnik inflacji będzie powyżej celu NBP (wynoszącego 2,5 proc.) do końca tego roku. Później nastąpi gwałtowny spadek.
Tani pieniądz ma służyć wyjściu z recesji wywołanej przez koronawirusa