Po skandalu z Wirecard narastają problemy kolejnej niemieckiej instytucji finansowej. Stanowiska jednocześnie opuszczają prezes zarządu i szef rady nadzorczej.
– Bank potrzebuje głębokiej transformacji, a w związku z tym nowego prezesa, który otrzyma od inwestorów dość czasu na realizację swojej strategii. Odchodząc, chcę umożliwić nowe otwarcie – oznajmił niespodziewanie w ubiegłym tygodniu Martin Zielke, który od 2016 r. zarządzał czwartym, a wśród prywatnych drugim największym bankiem RFN.
Prezes chce pozostać na stanowisku, dopóki nie zostanie znaleziony jego następca, ale nie dłużej niż do końca roku. Już 3 sierpnia odejdzie natomiast szef rady nadzorczej Stefan Schmittmann, który popierał Zielkego i czuje się współodpowiedzialny za sytuację Commerzbanku. Wśród kandydatów na stanowisko prezesa są wymieniani szef działu klientów korporacyjnych Holender Roland Boekhout i dyrektor finansowa Bettina Orlopp. Szefem rady nadzorczej zostanie prawdopodobnie jeden z jej obecnych członków Nicholas Teller.
Commerzbank ma kłopoty od lat. Od 2009 r. 15 proc. akcji koncernu posiada skarb państwa. Miało to być krótkotrwałe wsparcie dla dotkniętego przez kryzys finansowy przedsiębiorstwa. Rząd RFN wciąż nie może się jednak pozbyć udziałów, bo poniósłby straty. W ubiegłym roku wicekanclerz i minister finansów Olaf Scholz próbował nakłonić dwie kulejące instytucje finansowe – Commerzbank i Deutsche Bank – do fuzji, licząc, że powstały gigant będzie miał większe szanse w konkurencji z globalnymi graczami. Rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem po tym, jak zarządy obu banków doszły do wniosku, że połączenie nie „wniosłoby wystarczającej wartości dodanej”.
Również w ubiegłym roku Commerzbank ogłosił zamiar sprzedaży do końca 2020 r. udziałów w swojej spółce córce, mBanku. Zielke, dopytywany w jednym z wywiadów, dlaczego zdecydował się na pozbycie się perły, jakim jest działający w Polsce mBank, odparł, że chodzi m.in. o uwolnienie 1 mld euro kapitału własnego. Wraz z pieniędzmi ze sprzedaży miałby on zostać zainwestowany w „główny obszar działania” i restrukturyzację firmy: koszty redukcji miejsc pracy i zamykania oddziałów. Frankfurcki bank jest właścicielem 69,3 proc. udziałów w polskiej spółce. Najbardziej prawdopodobnym nabywcą tych akcji był Bank Pekao. Kryzys wywołany przez pandemię koronawirusa pokrzyżował jednak plany i sprzedaż została odłożona.
Kolejny program naprawczy dla banku autorstwa Zielkego ogłoszony na początku roku zakładał likwidację 450 z 1000 filii i zwolnienie 10 tys., czyli 25 proc. pracowników. Dla amerykańskiej firmy inwestycyjnej Cerberus, która ma 5 proc. udziałów w Commerzbanku, plan był jednak za mało ambitny i pozbawiony wizji strategicznej. Do mediów przeciekł list, w którym inwestor, nie przebierając w słowach, domaga się od zarządu bardziej zdecydowanych kroków i przypomina, że wyniki finansowe banku są katastrofalne. Od 2017 r., kiedy Cerberus stał się udziałowcem banku, wartość akcji Commerzbanku spadła o 60 proc. Nieoficjalnie wiadomo, że Cerberus z zadowoleniem przyjął zapowiedź odejścia Zielkego. Nie spodziewał się jednak, że ze stanowiska równocześnie zrezygnuje też Schmittmann. Oznacza to bezkrólewie i przedłużanie się zastoju.
– Odpowiedzialność wobec klientów i pracowników nakazywałaby, żeby obaj zaczekali, aż zostanie przedstawiony następca – komentował sprawę Volker Brühl, dyrektor Centrum Studiów Finansowych na Uniwersytecie we Frankfurcie. – Odejścia spowodowały ogromne szkody dla banku – dodał. Teraz inwestorzy będą musieli znów czekać na sensowną strategię, a rząd RFN jeszcze długo nie pozbędzie się swoich udziałów. Konsekwencje dotyczą jednak nie tylko samego Commerzbanku. Jest to kolejny w ostatnich dniach cios w wizerunek Niemiec jako centrum finansowego.
Jak zauważa z ubolewaniem ekonomiczny dziennik „Handelsblatt” z Düsseldorfu, ponad 10 lat po kryzysie branża bankowa nie znalazła modelu biznesowego, dzięki któremu mogłaby osiągać zadowalające zyski. Największy niemiecki bank – Deutsche Bank – bezskutecznie próbował swoich sił w bankowości inwestycyjnej, zaniedbując główną specjalizację, czyli obsługę firm. Dodatkowo wciąż płaci odszkodowania i walczy z kryzysem wizerunkowym po tym, jak w 2008 r. zaangażował się na dużą skalę w handel instrumentami pochodnymi. Była to jedna z przyczyn wybuchu kryzysu finansowego.
Skandal z niemiecką gwiazdą branży technologii finansowych Wirecard w roli głównej pokazał z kolei, jak wadliwie za Odrą działa nadzór finansowy. Okazało się, że spółka dopuszczała się oszustw księgowych, by zawyżać swoją wartość. Federalny Urząd Nadzoru Usług Finansowych, mimo alarmujących doniesień medialnych, nie tylko nie przyjrzał się sprawie, ale wręcz zabronił inwestorom grania na zniżkę kursu akcji Wirecard.