Niskie oprocentowanie lokat i marazm na giełdzie to doskonała okazja, by odbudować segment obligacji korporacyjnych. Popyt na papiery skarbowe pokazuje, że jest o co grać
Okazja do emisji obligacji przez firmy wydaje się dobra, bo na rynku trwa polowanie na zyski z inwestycji. Przy braku zaufania do rynku akcji i bardzo niskich stopach procentowych inwestorzy nie mają zbyt dużego wyboru. To, co w poprzednim roku stało się na rynku detalicznych obligacji skarbowych, może być tego dowodem: łączna sprzedaż obligacji detalicznych wyniosła 17,3 mld zł, co jest absolutnym historycznym rekordem. Wśród ekspertów panuje przekonanie, że to jeszcze nie koniec wzrostów. Ekonomiści mBanku spodziewają się nawet podwojenia sprzedaży w tym roku.
Popyt na papiery detaliczne Skarbu Państwa to właśnie skutek szukania bezpiecznej i w miarę zyskownej lokaty kapitału. Dziś trzymanie pieniędzy w bankach zupełnie się nie opłaca. To efekt ujemnych realnych stóp procentowych – a więc sytuacji, w której oprocentowanie jest niższe od bieżącej inflacji. Wkładając pieniądze do banku w grudniu 2018 r. na rok, przy średnich odsetkach wynoszących wtedy 1,6 proc. (według statystyk NBP), rok później na każdych 100 zł klient banku realnie stracił 1 zł 80 gr.
Zainteresowanie obligacjami detalicznymi jest tak duże, bo przynajmniej niektóre z nich dają zysk wyższy od inflacji. To dlatego szczególnie duży wzrost sprzedaży zanotowano w przypadku papierów, których oprocentowanie zależy od wskaźnika wzrostu cen. Papiery czteroletnie, w których w kolejnych rocznych okresach odsetkowych procent to właśnie inflacja plus 1,25 pkt proc. marży, miały wyjątkowe wzięcie. Wartość sprzedaży czterolatek wzrosła w 2019 r. o 84 proc. w porównaniu do roku 2018. Wystarczy spojrzeć, ile oferują. Przykładowo dla papierów sprzedawanych w lutym ubiegłego roku wielkość oprocentowania w drugim okresie odsetkowym to 4,65 proc.
– Tak długo, jak będzie utrzymywała się wysoka inflacja, zainteresowanie obligacjami będzie duże. Ale trzeba pamiętać, że dziś kupując np. obligacje czteroletnie, dostaje się 2,4 proc. w pierwszym okresie odsetkowym, a ile dostanie się w drugim, dowiemy się za rok. A wtedy inflacja nie musi być już tak wysoka – mówi Jarosław Sadowski, analityk firmy doradczej Expander.
DGP
Analityk uważa, że gdyby wykorzystać te warunki i odpowiednio skroić ofertę obligacji korporacyjnych, to również można by liczyć na sukces. Ale nie będzie to proste. To musiałaby być wypadkowa wysokiego oprocentowania, czasu, na jaki emitowano by obligacje, no i przede wszystkim – wiarygodności emitenta.
– Trudno będzie zasypać ten lej po bombie, jakim były obligacje GetBacku. Ale gdyby to była oferta np. PKN Orlen, to zapewne sprzedałaby się bez większych problemów – uważa Sadowski. Jak mówi w przypadku mniejszych firm, o niższej rentowności, obawy przed ryzykiem mogłyby jednak przesłaniać potencjalne zyski.
Teoretycznie sprawa obligacji GetBacku nie powinna dotyczyć inwestorów detalicznych, bo firma większość emisji przeprowadziła w tzw. trybie prywatnym, co oznacza, że każdorazowo kupujących nie mogło być więcej niż 149. Czyli były to osoby o zasobnych portfelach albo inwestorzy profesjonalni. Ale nie jest żadną tajemnicą, że papiery wrocławskiego windykatora były sprzedawane również innym. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów zarzucił wczoraj Bankowi Idea, że sprzedawał obligacje GetBacku swoim klientom, takim, dla których były one zbyt ryzykowne.
Gdyby jednak do gry wrócił Orlen, wówczas obraz rynku mógłby się zmienić. Spółka już próbowała szczęścia na rynku detalicznym – co zakończyło się duży sukcesem. W ramach uruchomionego w 2017 r. programu emisji koncern sprzedał papiery warte 1 mld zł. Dziś przedstawiciele Orlenu dopytywani o możliwość emisji obligacji detalicznych mówią, że nie wykluczają tego, tym bardziej że – jak twierdzą – zarówno instytucje finansowe, jak i klienci detaliczni są nimi zainteresowani.
Mimo to Jarosław Sadowski nie liczy na eksplozję detalicznego rynku obligacji korporacyjnych. Jeden Orlen wiosny nie czyni, a poza tym duzi przedsiębiorcy, o wysokiej renomie, bez problemu mogą sprzedawać papiery dłużne inwestorom instytucjonalnym. Choćby dlatego, że potrzeby pożyczkowe rządu w ostatnich latach są coraz mniejsze ze względu na dobrą sytuację w finansach publicznych. To oznacza więcej miejsca na dług korporacyjny i bankowy. Ze statystyk polskiego oddziału agencji ratingowej Fitch wynika, że między styczniem a listopadem 2019 r. sprzedano w Polsce obligacje nieskarbowe o wartości ponad 24 mld zł. Cały rynek jest zaś wart 182,6 mld zł. Dominują na nim banki (papiery powyżej roku), z udziałem sięgającym 44 proc., na drugim miejscu są przedsiębiorstwa (36 proc.). Zainteresowanie tym rynkiem widać choćby po OFE, które po dwóch latach spadków, w ubiegłym roku zwiększyły kwotowo swoje zaangażowanie w dług nieskarbowy.