Zgodnie z danymi Ministerstwo Finansów, w 2019 r. Skarb Państwa sprzedał obligacje oszczędnościowe warte 17 mld 300 mln zł - to rekordowy wynik.
Jak poinformował PAP wiceminister finansów Piotr Nowak, resort z optymizmem odnosi się do osiągniętych w 2019 r. wyników. Jak zaznaczył, dane dotyczące sprzedaży obligacji oszczędnościowych w 2019 r. wskazują na istotny udział obligacji, których oprocentowanie oparte jest o inflację.
"Tym samym odzwierciedlają rosnący popyt na tego rodzaju instrumenty ze strony inwestorów indywidualnych" - zauważył. Zgodnie z informacją MF o inflację oparte jest oprocentowanie obligacji 4-letnich, 10-letnich, 6-letnich obligacji rodzinnych i 12-letnich obligacji rodzinnych.
"W 2020 r. podobnie jak w latach poprzednich oferta skierowana do inwestorów indywidualnych ma na celu przede wszystkim promowanie tej formy oszczędzania jako bezpiecznego i społecznie odpowiedzialnego sposobu pomnażania kapitału" - wyjaśnił Nowak.
"MF na bieżąco analizuje informacje o sprzedaży obligacji oszczędnościowych i na tej podstawie podejmuje decyzje o odpowiednim dopasowaniu swojej oferty do potrzeb rynkowych w tym segmencie obligacji skarbowych" - dodał wiceminister.
Zdaniem głównego analityka HRE Investments Bartosza Turka, w obligacjach indeksowanych inflacją Polacy upatrują jednego ze sposobów na utrzymanie wartości posiadanego majątku.
"W 2019 roku najwięcej sprzedało się papierów indeksowanych inflacją. Ich popularność rosła wraz z przyspieszającym wzrostem cen w sklepach i punktach usługowych. Popyt skupił się na papierach 4-letnich. Tylko ten typ obligacji Polacy kupili w ubiegłym roku za kwotę prawie 6,2 mld złotych" - zauważył Turek.
Według niego zaletą tych papierów jest to, że po pierwszym roku oszczędzania z oprocentowaniem na poziomie 2,4 proc. można dzięki nim zarobić 1,25 pkt. proc. ponad inflację. Realnie papiery te chronią więc wartość nabywczą oszczędności póki inflacja nie przekroczy poziomu 5,33 proc. Jak obliczono, w skrajnym przypadku - przy 5,33-proc. inflacji - oprocentowanie czteroletnich papierów wyniosłoby 6,58 proc. Odliczając podatek (19 proc.) zostaje „na rękę” około 5,33 proc., czyli siła nabywcza oszczędności zostaje zachowana.
"Jeśli więc inflacja jest niższa niż 5,33 proc., to na czteroletnich papierach realnie zarabiamy, a przy wyższym wzroście cen dóbr i usług realnie tracimy na inwestycji w +czterolatki+" - tłumaczy analityk.
Podobny mechanizm indeksowania inflacją, dzięki któremu obligacje dają zarobić więcej przy szybszym wzroście cen, działa w przypadku obligacji 6-, 10- i 12-letnich.
"Nie należy mieć przy tym złudzeń – to właśnie inflacja w połączeniu z najniższym w historii oprocentowaniem lokat bankowych każe Polakom poszukiwać inwestycji, które uchronią posiadany kapitał przed utratą siły nabywczej. Zyskują na tym obligacje skarbowe, ale też np. rynek nieruchomości, dystrybutorzy złota inwestycyjnego czy emitenci obligacji" - dodaje Turek.
Jego zdaniem można spodziewać się, że przynajmniej początek bieżącego roku będzie dla Ministra Finansów bardzo udany. "Wszystko przez spodziewany wzrost inflacji. Ta w pierwszym kwartale może osiągnąć taki poziom, że będzie pochłaniała siłę nabywczą oszczędności Polaków nawet 4-5 razy szybciej niż banki będą dopisywać odsetki do deponowanych u nich środków" - uważa analityk.
Z danych MF wynika, że w zeszłym roku sprzedano obligacje oszczędnościowe: 3-miesięczne – za 4 mld 908,3 mln zł, 10-miesięczne obligacje premiowe – za 569 mln 700 tys. zł, 2-letnie – za 3 mld 688,1 mln zł, 3-letnie – za 177 mln 100 tys. zł, 4-letnie – za 6 mld 160,5 mln zł. Papiery z najdłuższym terminem zwrotu, 10-letnie, zostały sprzedane za 1 mld 696,8 mln zł, a obligacje rodzinne - za 86 mln 500 tys. zł.