Nowojorskie giełdy zakończyły poniedziałkową sesję niewielkimi spadkami, a Dow Jones zniżkował po raz pierwszy od 9 dni. Notowania spółek sektora paliw i ceny ropy naftowej rosły w górę po sobotnim ataku na rafinerie koncernu Aramco w Arabii Saudyjskiej.

Dow Jones Industrial na zamknięciu zniżkował 0,52 proc. do 27 076,82 pkt. S&P 500 spadł 0,31 proc. do 2997,96 pkt. Nasdaq Comp. poszedł w dół o 0,28 proc. do 8153,54 pkt.

Akcje Chevron i Exxon Mobil rosły po około 2 proc. po tym, jak ceny ropy zanotowały mocne zwyżki po ataku na rafinerie w Arabii Saudyjskiej.

Notowania General Motors spadły ponad 2 proc. Ok. 50 tys. pracowników koncernu motoryzacyjnego w USA rozpoczęło w poniedziałek nad ranem strajk. Według związku United Auto Workers (UAW), którego członkowie biorą udział w strajku, GM w czasie trwających od miesięcy rozmów nie przedstawił pracownikom znaczących propozycji ws. nowej czteroletniej umowy zbiorowej.

"Ataki dronów w ten weekend na saudyjskie rafinerie stanowią poważny czynnik ryzyka w globalnym krajobrazie geopolitycznym. Ogólny wpływ podwyższonego ryzyka jest negatywny dla całego rynku akcji w najbliższym czasie" - powiedział Taimur Baig, główny ekonomista DBS Bank.

Na rynku paliw ropa WTI na NYMEX rosła o 9,6 proc. do 60,1 USD za baryłkę. W nocy z niedzieli na poniedziałek cena ropy Brent w dostawach na listopad przekroczyła poziom 71 USD za baryłkę. To był największy jednodniowy skok cen na rynku ropy w historii.

"Nigdy nie widzieliśmy zakłócenia dostaw i reakcji cenowej w takim zakresie na rynku surowców. Premie za ryzyko polityczne powróciły na agendę rynków ropy" – powiedział Saul Kavonic, analityk rynku energii w Credit Suisse Group AG.

Prezydent Donald Trump obiecał w poniedziałek, że Stany Zjednoczone pomogą swym sojusznikom na Bliskim Wschodzie po sobotnich atakach, na skutek których wydobycie saudyjskiej ropy zmniejszyło się o połowę. Oświadczył również podczas konferencji w Białym Domu, że ewentualna militarna reakcja Stanów Zjednoczonych stanowiłaby "proporcjonalną odpowiedzią" na ataki, za którymi - jak zasugerował za amerykańskim ministrem spraw zagranicznych - "mógł stać Iran".

W sobotę rano dwie instalacje naftowe koncernu Aramco w mieście Bukajk (Abqaiq) i Churajs (Khurais) na wschodzie Arabii Saudyjskiej stały się celem ataku z użyciem dronów. W wyniku pożarów, które wybuchły po ataku, dzienna produkcja ropy w Arabii Saudyjskiej spadła o połowę.

Saudyjskie ministerstwo energii oszacowało, że wstrzymana została produkcja 5,7 mln baryłek ropy dziennie, co stanowi 5 proc. globalnej podaży na ten surowiec. W sierpniu Aramco dostarczało 9,8 mln baryłek ropy dziennie na rynek.

Do ataku przyznał się wspierany przez Iran rebeliancki ruch Huti, który walczy w Jemenie z siłami rządowymi; te z kolei wspiera koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej i ze wsparciem USA. W poniedziałek rebelianci z Huti podali, że saudyjskie instalacje naftowe nadal pozostaną celem ataków.

"Podatność infrastruktury Arabii Saudyjskiej na ataki, która była wcześniej postrzegana na rynku jako stabilne źródło ropy, to nowa sytuacja na rynku ropy, z którą inwestorzy będą musieli sobie poradzić" - powiedział Virenda Chauhan, analityk w Energy Aspects.

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo oskarżył o ten atak Iran, nie podając jednak żadnych dowodów.

Rzecznik irańskiego MSZ Abbas Musawi oświadczył, że komentarze amerykańskiego sekretarza stanu są "daremne".

Resort energetyki USA jest przygotowany na to, aby uruchomić Strategiczną Rezerwę Naftową (Strategic Petroleum Reserve - SPR) w celu ustabilizowania globalnego zaopatrzenia w energię.

Wydarzenia na Bliskim Wschodzie zepchnęły nieco na dalszy plan środowe posiedzenie amerykańskiej Rezerwy Federalnej, na którym może zapaść decyzja o obniżce stóp procentowych. Rynki spodziewają się obniżki stóp procentowych o 25 pb.

"Celem [obniżki - przyp. PAP] będzie przeciwdziałanie zacieśnieniu warunków finansowych oraz globalnemu spowolnieniu gospodarczemu (spowodowanemu przedłużającymi się wojnami handlowymi), które może uderzyć w USA" - napisano w raporcie ING.