Sprzedaż obligacji detalicznych pobije w tym roku rekord i będzie ponad trzykrotnie wyższa niż średnia za ostatnią dekadę. Resort finansów konkuruje z bankami
Przez 11 miesięcy tego roku Ministerstwo Finansów sprzedało obligacje przeznaczone dla inwestorów indywidualnych o wartości przekraczającej 11,6 mld zł. Ostatni miesiąc zapewne poprawi ten wynik. Tym samym można zakładać, że rok do roku sprzedaż będzie wyższa o przeszło 75 proc.
Do tej pory najlepszy był 2017 r., kiedy nabywców znalazły papiery warte prawie 6,9 mld zł. Średnia roczna sprzedaż za ostatnie 10 lat to ok. 3,7 mld zł. Widać więc wyraźną zmianę podejścia nabywców detalicznych.
Według Bartosza Turka, analityka firmy doradczej Open Finance, tegoroczny sukces obligacji detalicznych to wypadkowa kilku czynników, z których najważniejsze to mizerna oferta banków i dopasowanie polityki emisyjnej Ministerstwa Finansów do oczekiwań klientów.
– Osoby z kapitałem do zainwestowania miały w pewnym momencie dość wyszukiwania w bankowych propozycjach jakichś specjalnych ofert promocyjnych. Tym bardziej że zwykle były one limitowane do pewnej wartości. A na kupno obligacji ograniczeń nie ma – mówi.
Turek zwraca uwagę, że oprocentowanie obligacji jest porównywalne do standardowych lokat w bankach. Dla przykładu obligacja trzymiesięczna zapewnia dziś 1,5-proc. zysk w skali roku. A według danych zbieranych przez Narodowy Bank Polski średnie oprocentowanie depozytów bankowych zakładanych na okres od jednego do trzech miesięcy wynosi 1,8 proc. Drugim czynnikiem przyciągającym klientów mógł być spadek zaufania do obligacji komercyjnych. To przede wszystkim efekt skandalu z niespłaconymi papierami firmy GetBack. Ale też kupujący coraz chętniej sięgają po obligacje, w których odsetki zależą od inflacji.
– Co zrozumiałe, bo kiedy w przyszłym roku przyspieszy inflacja, na co wskazują prognozy, a stopy procentowe się nie zmienią, to trzymanie pieniędzy w banku będzie miało mało sensu. Inflacja będzie zjadała zysk z lokaty trzy razy szybciej, niż banki naliczą odsetki – mówi Turek.
Samo MF też pomogło w rozbudzeniu apetytów na swoje papiery, dopasowując ofertę do oczekiwań kupujących. Chcieli skrócenia terminów zapadalności obligacji, stąd pojawienie się obligacji trzymiesięcznej, która dziś jest jedną z najchętniej kupowanych. W ofercie pojawiła się jesienią 2017 r. i w krótkim czasie zaczęła stanowić ponad 10 proc. wszystkich sprzedanych papierów. W tym roku ta wartość sięga już blisko jednej trzeciej. Żadne obligacje nie sprzedają się lepiej.
Resort finansów liczy, że przyszły rok będzie równie udany.
– Emisja obligacji detalicznych w przyszłym roku to generalnie kontynuacja obecnego podejścia, czyli oferowanie w systemie ciągłym obligacji ze standardowej oferty i obligacji rodzinnych, chociaż nie wykluczamy też emisji specjalnych – informuje Piotr Nowak, wiceminister finansów odpowiedzialny za zarządzanie długiem.
Jeśli chodzi o potrzeby pożyczkowe, MF nigdy nie traktował obligacji detalicznych jako pełnoprawnego instrumentu finansowania deficytu. Właśnie ze względu na niewielką skalę sprzedaży. Teraz również, biorąc pod uwagę, że gros zainteresowania skupia się na papierze trzymiesięcznym, nie może liczyć, że da mu to coś więcej niż wsparcie bieżącego zarządzania płynnością budżetu. Chociaż widać, że kupujący obligacje nawet o najkrótszym terminie rolują je po zapadnięciu.
Tym samym MF może liczyć, że popyt się utrzyma. Jeśli zaś pojawią się specjalne oferty, to wzorem ubiegłych lat można zakładać, że będą się cieszyły zainteresowaniem, a wielkość sprzedaży będzie wyższa niż standardowych papierów.