Notowania ropy Brent, które rozpoczynały piątkową sesję w okolicach 79 USD za baryłkę, kończyły ją blisko poziomu 76 USD za baryłkę, a w poniedziałek chwilowo spadły nawet poniżej poziomu 75 USD za baryłkę. Analogiczna zniżka była obserwowana na wykresie amerykańskiej ropy WTI, która w piątek spadła z poziomu niemal 71 USD za baryłkę do okolic 67 USD za baryłkę i w pierwszy dzień tygodnia kontynuowała zniżkę. We wtorek rano notowania ropy naftowej radzą sobie jednak już trochę lepiej i delikatnie rosną. Odbicie jest jednak nieznaczne, co świadczy o wciąż dużej sile strony podażowej na tym rynku.
Jeszcze tydzień temu sytuacja była zupełnie inna: notowania ropy naftowej poruszały się na tegorocznych szczytach i na najwyższych poziomach od 2014 roku. Nagłą zmianę nastrojów zaczęły wywoływać komunikaty ze strony m.in. polityków z Arabii Saudyjskiej oraz Rosji. Zasugerowali oni, że porozumienie naftowe, narzucające limity produkcji ropy na większość państw OPEC i niektóre kraje spoza OPEC, nie spełnia już dobrze swojej roli i powinno być zmodyfikowane. Okazja do tego nastąpi już w drugiej połowie przyszłego miesiąca, ponieważ w dniach 22-23 czerwca ma odbyć się spotkanie przedstawicieli państw, które podpisały to porozumienie.
Zmiany w porozumieniu faktycznie mają sens, ponieważ w ostatnim czasie dynamicznie spadła produkcja ropy naftowej w Wenezueli, przez co całe OPEC dopasowało się do limitów z dużą nawiązką (w kwietniu stopień dopasowania przekraczał 150%). Uwzględniając kłopoty Wenezueli, inne kraje mogłyby trochę zwiększyć wydobycie ropy naftowej bez zalewania rynku nadprogramową podażą. Biorąc pod uwagę możliwe ograniczenia produkcji i eksportu ropy w Iranie na skutek sankcji, OPEC nie stoi już w obliczu problemu zbyt dużych zapasów, lecz może w perspektywie kilku miesięcy zadawać pytania o zbyt małe zapasy. Tym samym, modyfikacja porozumienia i wyższe limity są uzasadnione i mają dużą szansę realizacji w kolejnych miesiącach.