W ostatnich dniach największe mocarstwo świata chwilami wyglądało na zupełnie bezradne w starciu z pogodą. Zawiodła nie tylko komunikacja. Poważnym problemem stało się przesyłanie energii
Fala mrozów i potężne opady śniegu spowodowały w USA śmierć co najmniej 19 osób, paraliż ruchu lotniczego i drogowego, przerwane dostawy energii elektrycznej i chaos w handlu, bo ludzie masowo wykupywali artykuły pierwszej potrzeby. Na szczęście kataklizm, który od tygodnia paraliżuje wschodnią część Stanów Zjednoczonych i Kanady, zaczyna ustępować – według prognoz od dziś temperatury powinny nieco pójść w górę. To dobra wiadomość dla gospodarki, bo jeśli mróz zelżeje, straty spowodowane pogodą nie będą duże.
O ile w przypadku huraganów zawsze pojawia się dyskusja, czy wały przeciwpowodziowe były dobrze utrzymane, a ewakuacja czy pomoc dla potrzebujących sprawnie zorganizowane, gwałtowna fala mrozu nie jest zjawiskiem, do którego można się przygotować. Obie sytuacje przekładają się jednak na gospodarkę. Co do tego, że atak zimy wpłynie na nią negatywnie, nie ma większych wątpliwości. Ale ten wpływ nie będzie tak duży, jak mogłoby się wydawać. Według Planalytics, amerykańskiej firmy konsultingowej szacującej wpływ zjawisk pogodowych na biznes, poprzednia wielka fala chłodu – zimą 2013–2014 – kosztowała gospodarkę 5 mld dol. Ponieważ jednak tamten atak nie był długi – trwał tydzień – nie przełożył się w istotny sposób na wyniki mierzone w skali kwartału czy tym bardziej roku.
Teraz, w związku z poprawiającymi się prognozami, może być podobnie. Na dodatek atak zimy nastąpił w lepszym momencie (zimą 2013–14 zaczął się na dzień przed sylwestrem). – To, że dzieje się to teraz, a nie tydzień wcześniej albo tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, robi ogromną różnicę – ocenia Evan Gold z Planalytics. Oczywiście są branże, które bardziej ucierpią wskutek obecnej sytuacji – np. transport, budownictwo, turystyka czy większość usług. – Straty poniosą wszyscy, którzy oferują usługi czy towary niebędące niezbędnymi i które wymagają od ludzi wyjścia z domu – wyjaśnia Gold.
Planalytics szacuje np., że ruch w restauracjach w północno-wschodniej części USA będzie o 10 proc. niższy niż zazwyczaj w pierwszym tygodniu stycznia. Tym niemniej to wciąż będą straty w bardzo krótkim okresie, które nie powinny wpłynąć na całościowe wyniki konkretnych firm. Poza tym, patrząc z punktu widzenia całości amerykańskiej gospodarki, straty jednych branż będą do pewnego stopnia wyrównywane zwiększonymi zyskami innych, zwłaszcza tych oferujących produkty chroniące przed zimnem. I tak np. w ostatnich dniach sprzedaż grzejników w całych Stanach Zjednoczonych była o prawie 80 proc. wyższa niż w analogicznym okresie zeszłego roku, zaś w północno-wschodniej części kraju wzrost wyniósł prawie 160 proc. Sprzedaż butów zimowych zwiększyła się o kilkanaście procent w skali całego kraju i o ponad 35 proc. na obszarach zaatakowanych przez zimę, zaś w przypadku czapek, szalików oraz rękawiczek wzrosty sprzedaży wynoszą odpowiednio ponad 40 i ponad 60 proc.
Gorzej, jeśli te rekordowo niskie temperatury utrzymałyby się przez dłuższy czas – wtedy straty w budownictwie, transporcie czy turystyce byłyby trudne do nadrobienia. Ale wszystko wskazuje na to, że takiego scenariusza uda się uniknąć.