Rynki zareagowały entuzjastycznie na wyniki unijnego szczytu, głównie dlatego, iż przed jego rozpoczęciem europejscy politycy skutecznie stłumili oczekiwania z nim związane. Nie oznacza to jednak, iż mamy założyć różowe okulary i twierdzić, że euro- kryzys właśnie się zakończył.

Jedno jest pewne – udało się skutecznie kupić nieco czasu. Na jak długo? Niewiadomo, ale okres wakacyjny często jest dobrą wymówką do odwlekania kluczowych decyzji, więc może i na parę tygodni. O ile z głównych gospodarek nie napłyną słabe dane, które uświadomią rynkom finansowym, iż trzeba znów zmierzyć się z widmem recesji. Dlatego w nadchodzącym tygodniu warto będzie obserwować nie tylko europejskie, ale i też chińskie odczyty indeksów PMI, a w piątek kluczowe odczyty amerykańskiego Departamentu Pracy.

W czwartek głos zabierze szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, który najpewniej będzie wyjaśniał swoją decyzję o cięciu stóp procentowych o 25 p.b., a szef Banku Anglii przychyli się do wniosku zwiększającego program skupu aktywów o kolejne 25 mld funtów. Inwestorzy będą mogli ocenić, na ile działania podejmowane przez banki centralne mogą być wystarczające. W przypadku słabych danych z USA w piątek, najpewniej wróci dyskusja nt. programu QE3 w wydaniu FED. Ale nie oszukujmy się – Rezerwa Federalna dała ostatnio do zrozumienia, iż takie agresywne działania w polityce monetarnej będą możliwe w przypadku gwałtownego załamania się gospodarki, lub (a także) wymknięcia się sytuacji w Europie spod kontroli. Tyle, ze na razie nic takiego nam nie grozi.

Niemniej mimo euforii, jaka zagościła na rynkach w piątek, warto na spokojnie ocenić, co rzeczywiście niosą ze sobą ustalenia unijnego szczytu. Zgoda na użycie środków z funduszy EFSF/ESM na stabilizację hiszpańskiego i włoskiego rynku długu, może rzeczywiście uspokoić nastroje nawet bez potrzeby wydatkowania ani jednego euro. Spekulanci będą mieli świadomość, iż w każdej chwili „duży gracz” może wejść do gry. Gorzej, jeżeli uświadomią sobie, że to może być czysty blef. Po pierwsze w takiej sytuacji należy zmienić reguły funkcjonowania ESM i powinny to ratyfikować wszystkie kraje – tymczasem już teraz spora rzesza niemieckich prawników zamierza zaskarżyć ustawę o funduszu do trybunału konstytucyjnego.

Po drugie wydaje się wątpliwe, aby korzystanie ze wsparcia EFSF/ESM rzeczywiście było wolne od zobowiązań do dodatkowych reform – to zwyczajnie zmniejsza motywację do koniecznych zmian, a także zaufanie do europejskich instytucji. Zażenowani obecną sytuacją mogą czuć się zwłaszcza politycy greccy, czy portugalscy, na których zwyczajnie przeprowadzono, jak się teraz okazuje, niezbyt udany eksperyment fiskalny. Jeżeli Grecja przyjmie teraz postawę roszczeniową względem Europy, to scenariusz Grexitu w 2013 r. znów stanie się realny. A wtedy spekulanci dość szybko uświadomią sobie, iż środki w europejskich funduszach ratunkowych nie są nieograniczone i nie uda się obronić hiszpańskiego i włoskiego długu przed silną przeceną i tym samym mega-bailout znów stanie się prawdopodobny.

Tekst jest fragmentem tygodniowego raportu DM BOŚ z rynków zagranicznych.

Marek Rogalski