Czy w maju inflacja osiągnęła swoje maksimum lokalne? Był to najwyższy wzrost cen od lutego 2020 r. i ukształtował się już drugi miesiąc z rzędu powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego NBP.
Inflacja CPI zwiększyła się w maju do 4,7% r/r wobec 4,3% w kwietniu. Była jednak minimalnie niższa od wstępnego szacunku GUS (4,8%) i od konsensusu rynkowych analityków (4,8%).
Głównym czynnikiem oddziałującym w kierunku wzrostu inflacji była wyższa dynamika cen paliw (33,1% r/r w maju wobec 28,1% w kwietniu) i było związane przede wszystkim z silnymi efektami niskiej bazy sprzed roku. W maju zaliczyliśmy również szybszy wzrost cen nośników energii (4,4% wobec 4,0%), związany z wyższa dynamiką cen gazu.
Prognozy na najbliższe miesiące są bardzo rozbieżne. Pojawiły się takie, że inflacja CPI może odbić do 6 proc., gdy górna granica celu inflacyjnego to 3,5%.
- Nie prognozuję jak na razie 6-procentowej inflacji choć w drugiej połowie wskaźnik inflacji może jeszcze wzrosnąć – mówi w rozmowie z MarketNews24 dr Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB. – Nawet jeżeli na koniec roku inflacja nie przekroczy 5%, wyniesie na przykład 4,9 proc., to i tak będzie bardzo wysoka. Ważniejsze jest jednak czy powróci do wartości poniżej celu inflacyjnego i to w przewidywalnym okresie.
NBP ma wprawdzie rację, że ze względu na efekt ubiegłorocznej bazy ceny paliw nie będą rosły już tak szybko w drugiej połowie roku, ale presja inflacyjna może utrzymywać się w kolejnych miesiącach i jednocześnie będziemy mieli zerowe krótkoterminowo stopy procentowe, a z taka mieszanką nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia.
- Ta mieszanka jest po prostu niebezpieczna, zwłaszcza że mamy do czynienia z odroczonym popytem, związanym z pandemią i jednocześnie z ograniczeniami w przemyśle i usługach związanymi ze zmniejszoną dostępnością wielu dóbr, co może wzmacniać presję na wzrost cen – komentuje ekspert XTB. – Konsekwencje są też takie, że zwiększają się oczekiwania płacowe, przy niskiej stopie bezrobocia.
W sytuacji, gdy zawodzą doświadczenia związane z wcześniejszymi cyklami koniunkturalnymi, tym bardziej bank centralny powinien oszacować ryzyka i koszty związane z utrzymywaniem zerowych stóp procentowych. Tym bardziej, że wywołują wiele niepożądanych skutków gospodarczych.
- Chcemy chronić swoje oszczędności przed skutkami tak wysokiej inflacji, dlatego szerokim strumieniem pieniądze wylewają się na rynek nieruchomości, a z punktu widzenia gospodarki, której potrzebne są inwestycje prorozwojowe nie jest to dobre – ocenia P.Kwiecień. – I właśnie z tego powodu NBP nie powinien ograniczać się do argumentacji, że nic nie robimy ze stopami procentowymi, bo jesteśmy przekonani, że inflacja nieco osłabnie, a najważniejszy jest wzrost gospodarczy.
Bank centralny nie powinien się do tego ograniczać, bo polityka pieniężna nie służyć do kreowania wzrostu gospodarczego. Powinna być wykorzystywana do nawigowania pomiędzy cyklami gospodarczymi, aby były bardziej wypłaszczone. To także z tego powodu, aby uniknąć przegrzania gospodarki.