Warto zauważyć, że Trump, który z perspektywy rynków finansowych jest gorszą opcją (z jego potencjalną prezydenturą wiąże się więcej niepewności), nieco złagodził swą retorykę, próbując zaprezentować się jako polityk bardziej umiarkowany. Z punktu widzenia inwestorów istotne jest natomiast to, że Trump tradycyjnie już zaatakował politykę Fed-u, która w jego opinii prowadzi do baniek spekulacyjnych.
A przede wszystkim warte podkreślenia jest to, że z opublikowanych po debacie sondaży wynika, iż nocne starcie wygrała Clinton. Widać to też nie tylko po zachowaniu meksykańskiego peso, które w następstwie debaty umocniło się do dolara, ale też po poprawie nastrojów na innych rynkach. Ta poprawa sentymentu widoczna jest również na złotym. Poniedziałkowy poranek przynosi jego niewielkie umocnienie. O godzinie 09:25 kurs EUR/PLN testował poziom 4,2890 zł, CHF/PLN 3,9350 zł, a USD/PLN 3,8120 zł.
Wczoraj złoty umocnił się do głównych walut pomimo istotnego wzrostu awersji do ryzyka na świecie. Takie zachowanie można tłumaczyć bądź reakcją na 4. kolejną zwyżkę EUR/USD, bądź napływem (lub nadziejami na napływ) kapitałów z Turcji, której w piątek agencja Moody's obcięła rating do poziomu śmieciowego. Oczywiście to pierwsze wytłumaczenie wydaje się bardziej logiczne. Niezależnie jednak jakie były pierwotne źródła tego umocnienia, ten poniedziałkowy ruch, wzmocniony dziś przez wyniki debaty Clinton-Trump, mają szansę przełożyć się na dalszą aprecjację polskiej waluty. Szczególnie, gdyby popołudniowe dane z USA okazały się nieco gorsze od prognoz. Dziś bowiem, oprócz debaty, uwaga inwestorów może też koncentrować się na raportach z USA (indeksy S&P/Case-Shiller, PMI dla usług, Fed z Richmond i Conference Board), które po zeszłotygodniowej zapowiedzi Fed będą przede wszystkim analizowane w kontekście prawdopodobieństwa grudniowej podwyżki stóp procentowych w USA. Im słabsze będą dane, tym mniejsze ryzyko podwyżki stóp i tym lepiej dla złotego. I odwrotnie.
Przyglądając się obecnemu zachowaniu złotego trzeba jednak mieć świadomość, że obserwowane od początku miesiąca jego umocnienie, do czego przyczyniła się zarówno oddalająca perspektywa podwyżek stóp procentowych przez Fed, jak i sierpniowa poprawa danych makroekonomicznych z Polski, prawdopodobnie dobiega już końca. Obecnie brakuje bowiem nowego paliwa do aprecjacji polskiej waluty. Na horyzoncie zaś powoli zbierają się czarne chmury. To m.in. możliwe pogorszenie klimatu inwestycyjnego na świecie, malejące szanse na znaczące przyspieszenie wzrostu gospodarczego w Polsce w II półroczu, ale też obawy przed wyborami prezydenckimi w USA. To wszystko powinno przełożyć się na osłabienie złotego w kolejnych tygodniach. Dlatego oczekujemy, że w październiku kurs euro wróci w okolice 4,40 zł, szwajcarski frank powyżej 4 zł, a dolar do 4 zł.
W tym tygodniu, oprócz opisanej wyżej debaty Clinton-Trump i danych z USA, potencjalny wpływ na notowania złotego będą jeszcze miały wystąpienia przedstawicieli Fed (w tym Janet Yellen), a także publikowane w piątek wstępne szacunki wrześniowej inflacji w Polsce (prognoza: -0,4% R/R). Takiego wpływu będą zaś pozbawione szykowane zmiany w polskim rządzie.