Wybory w USA najpierw mogą wywołać gwałtowne wahania cen aktywów, a w dłuższej perspektywie – negatywne konsekwencje dla unijnej gospodarki.

„Nadchodzący tydzień będzie najważniejszym w tym roku. Usiądź wygodnie w fotelu, zapnij pasy, odpal zimne ognie, wczytaj kilka wykresów i ciesz się widowiskiem” – taki pomysł na spędzenie najbliższych dni mają ekonomiści ING.

To na rynki finansowe w pierwszej kolejności wpłyną wyniki wyborów. Choć sondaże nie wskazują wyraźnie efektów rywalizacji między byłym prezydentem Donaldem Trumpem i obecną wiceprezydent Kamalą Harris, to wśród inwestorów panuje przekonanie, że zwycięzcą będzie kandydat republikanów.

Dolar zyska

Odbiciem tego przekonania jest m.in. wzrost wartości dolara. W październiku amerykański pieniądz zyskał 3,3 proc. wobec koszyka najważniejszych globalnych walut. To największy miesięczny wzrost od kwietnia 2022 r. Ma to przełożenie także na notowania złotego – pod koniec września dolar kosztował 3,8 zł i był najtańszy od trzech lat. Po październikowym rajdzie kurs wrócił powyżej 4 zł, po raz pierwszy od lipca. Eksperci oceniają, że program ekonomiczny Trumpa wskazuje na wyższy wzrost gospodarczy, wyższą inflację i wyższe stopy w USA w porównaniu do programu Harris. A to sugeruje, że jeśli Trump wygra, to trend umocnienia dolara ma szansę na kontynuację.

Ekonomiści ING wyróżnili trzy ekonomiczne scenariusze zależne od wyniku wyborów, w których Amerykanie, prócz prezydenta, będą wybierać także nowy skład Izby Reprezentantów (niższa izba Kongresu) oraz wymienią część Senatu (wyższa izba parlamentu). W dwóch z nich, zakładających wygraną Trumpa, w II kw. przyszłego roku euro będzie kosztowało 1 dol. Obecnie za wspólną walutę trzeba zapłacić 1,085 dol. Innymi słowy – dolar będzie kontynuował umocnienie. W ponad już 20-letniej historii wspólnej waluty tylko na początku jej istnienia i przejściowo w 2022 r. euro kosztowało mniej niż 1 dol.

Kontynuacja trendu wzrostowego na dolarze dla polskiej gospodarki oznaczać będzie dalsze problemy z podwyższoną inflacją, bo droższe będą np. surowce energetyczne.

Według ekspertów ING, jeśli wygra Harris, trend wzrostowy dolara zostanie odwrócony. Jeszcze przed końcem roku za 1 euro trzeba będzie zapłacić 1,12 dol.

„Trump trade” po polsku

Bez względu na wynik wyborów nic złego nie powinno się wydarzyć na globalnych rynkach akcji. Indeks S&P 500, obrazujący poziom kursów największych amerykańskich korporacji, który z reguły wyznacza także światowe trendy, zakończył piątkową sesję na poziomie 5728 pkt, niewiele ponad 2 proc. poniżej historycznego rekordu z października. Eksperci Goldman Sachs prognozują, że jeszcze przed końcem roku osiągnie 6 tys. pkt. Pomóc mają w tym rosnące zyski spółek. W III kw. Amazon, Alphabet, Apple, Meta, Microsoft i Tesla miały łącznie 124 mld dol. zysku operacyjnego, o jedną czwartą więcej niż przed rokiem. To sześciu członków tzw. wspaniałej siódemki, czyli największych amerykańskich korporacji technologicznych, które napędzają trwającą od dwóch lat hossę na Wall Street. To grono uzupełnia produkująca mikroprocesory Nvidia, która ogłosi wyniki 20 listopada.

Generalnie korzystne prognozy dla notowań akcji nie oznaczają, że każdy giełdowy indeks zyska w najbliższych dniach. Tak przynajmniej uważa fundusz AHL Partners, który dokonał tzw. krótkiej sprzedaży akcji dziewięciu różnych spółek, uwzględnianych w wyliczaniu indeksu WIG20, skupiającego najważniejsze firmy notowane na warszawskiej giełdzie. Transakcja krótkiej sprzedaży polega na pożyczeniu akcji od innego inwestora i sprzedaży ich na rynku. Inwestor osiągnie zysk, jeśli notowania spadną i uda mu się odkupić pożyczone papiery taniej. Nigdy wcześniej w historii GPW nie zdarzyło się, żeby jeden inwestor dokonał krótkiej sprzedaży na tylu spółkach jednocześnie i musiał swoje pozycje ujawnić. Taki obowiązek powstaje, jeśli transakcja obejmuje przynajmniej 0,5 proc. akcji notowanej firmy.

AHL liczy zapewne, że przynajmniej w krótkim terminie wynik amerykańskich wyborów doprowadzi do spadku notowań na mniejszych rynkach akcji, takich jak GPW. Taki scenariusz może mieć miejsce, jeśli wygra Trump – niektóre jego ekonomiczne plany są postrzegane jako niekorzystne dla tzw. rynków wschodzących, do których zalicza się także nas. Już od kilku miesięcy widmo zwycięstwa republikanina znajduje odzwierciedlenie w zachowaniu kursów – indeks WIG zyskał w tym roku 1,4 proc. przy 20-proc. wzroście S&P 500. Eksperci Goldman Sachs oceniają jednak, że w nieco dłuższej perspektywie kursy urosną także w tej grupie rynków pod wpływem stabilnego wzrostu gospodarczego na świecie, rosnących zysków przedsiębiorstw i umiarkowanych wycen notowanych na giełdach firm.

Dopasowywanie przez inwestorów zajmowanych pozycji na rynkach pod zwycięstwo kandydata republikanów określane jest jako „Trump trade”. Krótka pozycja funduszu AHL Partners na GPW to szczególna odmiana tej strategii.

Cła zburzą równowagę

Opublikowane w minionym tygodniu dane ekonomiczne wskazują, że amerykańska gospodarka jest w niezłej kondycji, co daje podstawy do kreślenia dość optymistycznych scenariuszy na przyszłość. Według wstępnych wyliczeń w III kw. roczne tempo wzrostu PKB globalnego lidera wyniosło 2,7 proc. Zgodnie z prognozami USA znajdują się w fazie spowolnienia, ale z szacunków wynika, że powinno ono mieć łagodny przebieg, a wzrost gospodarczy nie spadnie poniżej 2 proc.

W innej sytuacji znajduje się UE, której gospodarka dopiero wychodzi z dołka po kryzysie energetycznym z 2022 r. wywołanym agresją Rosji na Ukrainę. Eurostat poinformował, że wzrost gospodarczy w III kw. wyniósł 0,9 proc. w ujęciu rocznym. To najlepszy wynik od półtora roku, ale wciąż o połowę niższy niż przeciętny wynik w dwóch pierwszych dekadach XXI w. Prognozy wskazują, że w przyszłym i 2026 r. powinno być coraz lepiej.

Tak wyglądają podstawowe scenariusze kreślone przez ekonomistów. Zwycięstwo Donalda Trumpa przynajmniej częściowo może je zburzyć. Kandydat republikanów zapowiada, że będzie chronił produkcję przemysłową w USA i nałoży cła, w wysokości do 20 proc., na importowane towary. Dla produktów z Chin, z którymi USA od kilku lat toczą wojnę handlową, przewidziana jest nawet 60-proc. stawka. Według ekonomistów Goldman Sachs zaostrzenie i zglobalizowanie handlowego konfliktu obniży wzrost gospodarczy w strefie euro o ok. 1 pkt proc. w 2025 r. Specjaliści z holenderskiego ABN Amro sugerują, że negatywny wpływ ceł może być nawet większy, ale jego kulminacja przypadnie na 2026 r. Przy założeniu, że Trump wprowadzi tylko 10 proc. na unijne produkty, eksport z UE do USA może spaść nawet o jedną trzecią. Na USA przypada 16 proc. unijnego eksportu, o rocznej wartości ok. 460 mld euro. To największy rynek zbytu dla nastawionej na eksport gospodarki niemieckiej, która od dwóch lat balansuje na granicy recesji. Wprowadzenie przez USA ceł oznaczać będzie kolejne problemy naszych zachodnich sąsiadów i największych odbiorców polskiego eksportu, co nie pozostanie bez wpływu także na kondycję krajowej gospodarki. ©℗

ikona lupy />
Roczne tempo wzrostu PKB / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe