Wyższe stawki lub całkowicie nowe daniny przyniosą łącznie kilka miliardów złotych, a tylko w przyszłym roku, według ekspertów, musimy znaleźć ok. 35 mld zł.

Deficyt budżetowy Polski znacząco przekracza limity dopuszczane przez Unię Europejską. Potrzebne są zatem nowe wpływy podatkowe i cięcie wydatków. Pierwsze kroki w tym kierunku już widać.

Będzie wyższa akcyza na wyroby tytoniowe i nowatorskie. Po zmianach dochody z tego podatku oraz VAT w latach 2025–2027 wyniosą corocznie odpowiednio 4,2, 4,3 i 4 mld zł. Rząd oficjalnie tłumaczy to troską o zdrowie Polaków, jednak od osób z branży tytoniowej słychać, że w trakcie konsultacji w Ministerstwie Finansów padały także argumenty budżetowe.

Akcyza na alkohol

Na razie rządzący nie planują podwyższania akcyzy na alkohol. Co nie oznacza, że nie pojawi się nowa opłata w 2025 r. – Jesteśmy w kontakcie z Ministerstwem Zdrowia. Rozmawiamy o wprowadzeniu „opłaty małpkowej” – zasugerował wczoraj w Radiu Zet minister finansów Andrzej Domański.

Globalny podatek minimalny CIT

Od 2025 r. ma obowiązywać też w Polsce unijny globalny podatek minimalny CIT. Sprawi on, że giganci, których skonsolidowany przychód wynosi minimum 750 mld euro w co najmniej dwóch z czterech ostatnich lat obrotowych, muszą uiścić CIT w państwach członkowskich na poziomie 15 proc. Jeśli zapłacą mniej, to zostanie na nich nałożony podatek wyrównawczy. Według oceny skutków regulacji pod jego zasady w Polsce ma podlegać ok. 7 tys. podmiotów zgrupowanych w ok. 2,1 tys. grup kapitałowych. Polski rząd ma w planach przyjęcie go w III kw., tak by obowiązywał od początku 2025 r. W odpowiedzi na nasze pytania Ministerstwo Finansów wskazuje, że wpływy w 2026 r. szacowane są na ok. 0,5 mld zł. W roku następnym – na 2,4 mld zł.

Podatek minimalny

Zostaje też krytykowany przez ekspertów podatek minimalny. Zapłacić go muszą firmy, które poniosły stratę z tytułu działalności operacyjnej (ale z innych przychodów niż zyski kapitałowe) oraz te z rentownością na poziomie poniżej 2 proc. Wprowadzony on został w ramach Polskiego Ładu, lecz rządzący „zawiesili” go w latach 2022–2023. Resort finansów przekazał nam, że obecnie nie prowadzi żadnych prac związanych z jego zmianą, gdyż obecnie „nie jest jeszcze możliwe dokonanie oceny ewentualnej potrzeby nowelizacji przepisów”. MF szacuje przychody z tego tytułu na poziomie ok. 1,4 mld zł w 2025 r.

Oskładkowanie umów, brak waloryzacji 800+ oraz niskie podwyżki w budżetówce

Nie ma na razie pewności, co z oskładkowaniem umów zleceń i o dzieło. Choć Polska zobowiązała się do tego w swoich kamieniach milowych, o czym pisaliśmy w DGP (nr 153/2024), to minister Domański we wspominanym wywiadzie podkreślił, że decyzja w tym zakresie nie zapadła.

Nie obędzie się bez oszczędności. Budżetówka nie ma co liczyć na szczodrość, z jaką podeszła do niej koalicja na początku swoich rządów. Podwyżki w 2025 r. mają być na poziomie 4,1 proc. (czyli szacowanej średniorocznej inflacji), mimo że płaca minimalna ma wzrosnąć o 7 proc. Jest to istotne o tyle, że w sferze budżetowej pracuje co piąty Polak.

Nie będzie też waloryzacji 800 plus, co jasno zapowiedziała minister rodziny Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Ponadto rządzący zrezygnowali już z mrożenia cen energii, pozostawiając dla najuboższych bon energetyczny. Z perspektywy budżetowej znika konieczność wypłat rekompensat dla firm energetycznych. Autorzy poselskiego projektu ustawy szacowali, że koszt półrocznego mrożenia cen to 16,5 mld zł.

Z 2,6 proc. do 4,2 proc. wzrosła inflacja, co jest i dobrą, i złą wiadomością dla rządu. Z jednej strony rosną dochody z podatków, lecz z drugiej – wydatki budżetowe. Zwiększyć się też może presja urzędników na podwyżki.

Wydatki państwa rosną

Jednocześnie rządzący wciąż dorzucają kolejne wydatki, jak np. „Aktywny rodzic” (koszty programu w 2025 r. mają wynosić niemal 9 mld zł), renta wdowia (ok. 3,2-4,2 mld zł) czy wakacje składkowe (ok. 1,6 mld zł). A w tle majaczą też m.in. program „Kredyt na start” czy zmiany w składce zdrowotnej.

Wydatki budżetowe państwa rosną szybciej rok do roku od dochodów. Do czerwca do budżetu wpłynęło niemal 304 mld zł, czyli więcej o 12,3 proc. względem pierwszego półrocza 2023 r. Z kolei wydatki za okres styczeń–czerwiec są na poziomie 373,8 mld zł, co oznacza 31,9 proc. wzrostu.

A dzieje się to mimo objęcia Polski przez Brukselę procedurą nadmiernego deficytu, co jest następstwem zeszłorocznego deficytu wynoszącego 5,1 proc. PKB (według metodologii unijnej). Unia dopuszcza maksymalnie poziom 3 proc. I choć obecny rząd podkreśla, że za skok odpowiada poprzednia władza, to jednak w 2024 r. poziom deficytu ma być podobny lub nawet wyższy w zależności od prognoz.

W wieloletniej prognozie finansowej na lata 2024–2027 rząd przewiduje obniżanie deficytu co roku o 0,5 pkt proc. PKB. Jak wyliczał wcześniej w rozmowie z DGP dr Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, to oznacza, że państwo co roku będzie musiało znaleźć 1 proc. PKB oszczędności. – W przyszłym roku znaleźć trzeba 35 mld zł, w 2026 r. – 75 mld zł, zaś w wyborczym 2027 r. – 120 mld zł. Dla porównania: 800 plus to dziś koszt 60 mld zł rocznie, a z opłaty cukrowej pozyskujemy ok. 3 mld zł rocznie – wskazał ekspert. ©℗