Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, przestrzega przed wprowadzeniem tzw. renty wdowiej. Donald Tusk na wczorajszej konferencji zapowiedział wraz z szefową resortu rodziny wprowadzenie świadczenia, które może kosztować państwo nawet 15 mld zł w 2027 r.

"Lansowanie pomysłu renty wdowiej w oderwaniu od innych potrzeb wydatkowych państwa, zobowiązania do redukcji deficytu finansów, presji ze strony wydatków zdrowotnych, emerytalnych, zbrojeniowych, to jest czysty populizm. Koszty nieadekwatne do korzyści eksplodują od 2027 roku" – pisze w serwisie X Kamil Sobolewski.

Renta wdowia to 15 mld zł w 2027 roku

Ekonomista uzupełnia, że w pierwszym roku pełnego obowiązywania w roku wyborczym, koszty sięgną 15 mld zł.

"To więcej niż wydajemy na PFRON. Nie byłoby mądrzej podwoić pomoc dla osób z niepełnosprawnością? Zostałoby jeszcze 5 mld zł na kierowaną pomoc społeczną" – zauważa. Główny ekonomista Pracodawców RP wylicza, że wydatki w 2027 roku obejmą "wdowy" z lat 2025-27, a ich liczba będzie lawinowo przyrastać.

"Już wydatki z 2027 roku to: 10-letnie wpływy z podatku cukrowego (1,5 mld zł w 2023), więcej niż przywrócony VAT na żywność (11 mld zł). To priorytet rozwojowy czy społeczny? Herezja" – podsumowuje Sobolewski.

Koszt renty wdowiej

Pierwsze koszty i tak okrojonego już projektu obywatelskiego pokazał rząd w swoim stanowisku, gdzie wskazano, że potrzebne będzie zaktualizowanie kroczącego modelu dochodzenia do ostatecznej, docelowej wysokości drugiego świadczenia w zbiegu. Wcześniej było to 50 proc., po zmianach zaproponowano od 2027 roku – 25 proc.

Jak podano, przyjęcie tych założeń przekładałoby się w następujący sposób na skutki finansowe wejścia w życie projektu:

  • w 2025 roku – od 3,2 mld do 4,2 mld;
  • w 2026 roku – od 6,7 mld do 9 mld;
  • w 2027 roku – od 11,9 mld do 15,8 mld

Przypomnijmy, podczas konferencji Donald Tusk został zapytany o źródła finansowania projektu.

Nie ma żadnych tajemnych źródeł finansowania. To jest projekt, który będzie uwzględniony w naszych późnych planach budżetowych. Pani minister w tych, długich burzliwych dyskusjach wewnątrz koalicji uznała, że będziemy dochodzili do tych 25 procent pewnymi etapami, żeby nie było szoku budżetowego. Minister finansów jest bardzo czuły. On wie, że jest odpowiedzialny za kondycję finansową państwa, za stabilność finansową i za deficyt. Pytałem go wczoraj pięć razy o to, czy zmieścimy to w budżecie na przyszłe lata. Po tych zmianach, po tym rozłożeniu będziemy w stanie to dźwignąć – relacjonował Donald Tusk.